Trzeba dać mu imię. - powiedział Merlin, po czym zerknął w moją stronę, a następnie odwrócił wzrok do smoczka.
-Nie jestem zbyt dobra w tych sprawach... - powiedziałam. - Z resztą, nawet nie wiemy, czy to smok, czy smoczyca.
Merlin spojrzał na mnie znacząco. Odwróciłam lekko łeb speszona.
Podszedł do maluszka, obserwując go uważnie.
-To samczyk. - na jego pysku zajaśniał uśmiech.
Nie miałam pojęcia, czy kiedykolwiek chciał mieć smoczątko. A zwłaszcza nie jego... Sama nie byłam pewna, czy ja chciałabym mieć.
-Co powiesz na Nazir? - zapytałam ni stąd, ni zowąd. To imię po prostu przyszło mi do głowy. Po prostu, bez konkretnego powodu.
Mój partner *od kiedy tak go nazywam?* zerknął na mnie, pokazując białe zęby w uśmiechu.
-Pasuje do niego.
Również się uśmiechnęłam. Tak naprawdę, to nie byłam tego taka pewna. Było to pierwsze lepsze imię, a ja z pewnością specjalistką w wymyślanie imion dla smoczych dzieci nie byłam. Nigdy nie miałam styczności z młodymi. A tym bardziej nie potrafiłam się nim zająć... Może i jestem smoczycą, i mój instynkt daje o sobie znać w tych sprawach, a jednak... Po chwili, wyrywając mnie z rozmyślań na temat jego przyszłości, usłyszałam cichy pisk. Odwróciłam głowę w tym samym czasie co Merlin, a tam Nazir... latał. Osłupiałam.
-Przecież... w tak młodym wieku...
-Widocznie jest wyjątkowy. - odpowiedział mi Merlin. Uśmiech nie schodził z jego pyska.
-Ma wyjątkowego tatę. - Merlin spojrzał na mnie zdziwiony, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że to o niego chodziło.
-To co z nim robimy? Nie można go tak po prostu od tak zostawić. Nie po tym, co przeszedł. I nie jestem też pewna, czy dam sobie radę... - posmutniałam.
<Merlin?>
piątek, 28 sierpnia 2015
wtorek, 18 sierpnia 2015
Od Valentine CD Merlina
- Wiesz ... dzięki za te ryby, dobre były. - odpowiedział zbaczając z wybranego tematu. Trochę mnie zirytowało jego zachowanie, lecz nie dziwię mu się tego. W końcu ma prawo, a ja go zmuszać nie będę. Kiedyś sam to powie przypadkiem, bądź specjalnie.
- Eh..., nie ma za co. Polecam się na przyszłość jakby co. - ukłoniłam się w pasie tak jak to niegdyś robili mężczyźni. Cóż się dziwić, jeśli bardziej z zachowania przypominam mężczyznę, a nie kobietę? Siadłam koło Merlina, opierając się o jego ramię, a zarazem skrzydło. Nagle uderzyła we mnie ogromna fala śmiechu, co trochę przeraziło stworzenie, gdy podniosło głowę z niepokojem w oczach.
- Co cię tak... rozśmieszyło? - jego ton był jakby trochę inny. Bardziej spokojny niż kiedykolwiek czyli niż parę dni temu, od kiedy się spotkaliśmy.
- Wiesz, nadal nie mogę uwierzyć w to, że mnie nie zabiłeś i jak tresowany piesek tu przylazłeś. Normalnie jak owad lecący do pięknie i jasno świecącego światła i tu pojawia się moje pytanie. Nie bój się szczerości, w końcu nikt cię tu nie wyśmieje, a w szczególności ja. Dlaczego? - spojrzałam w sufit, myśląc, że może dlatego, bo kogoś mu przypominam? Że jako jedyna nie boje się aż tak smoków i nie chce ich zabijać, ani nic w tym stylu? Prawda. Bardziej zabiję swoich jeśli to będzie naprawdę potrzebne i nie zawaham się również ruszyć smoków. Póki nic mi nie zrobią - przeżyją. Nastała przez chwilę grobowa cisza, przez co było można usłyszeć każdy oddech jak i grające świerszcze, lecz ja i tak czekałam dalej na jego odpowiedź, a raczej kolejną wymówkę.
< Merlin?>
- Eh..., nie ma za co. Polecam się na przyszłość jakby co. - ukłoniłam się w pasie tak jak to niegdyś robili mężczyźni. Cóż się dziwić, jeśli bardziej z zachowania przypominam mężczyznę, a nie kobietę? Siadłam koło Merlina, opierając się o jego ramię, a zarazem skrzydło. Nagle uderzyła we mnie ogromna fala śmiechu, co trochę przeraziło stworzenie, gdy podniosło głowę z niepokojem w oczach.
- Co cię tak... rozśmieszyło? - jego ton był jakby trochę inny. Bardziej spokojny niż kiedykolwiek czyli niż parę dni temu, od kiedy się spotkaliśmy.
- Wiesz, nadal nie mogę uwierzyć w to, że mnie nie zabiłeś i jak tresowany piesek tu przylazłeś. Normalnie jak owad lecący do pięknie i jasno świecącego światła i tu pojawia się moje pytanie. Nie bój się szczerości, w końcu nikt cię tu nie wyśmieje, a w szczególności ja. Dlaczego? - spojrzałam w sufit, myśląc, że może dlatego, bo kogoś mu przypominam? Że jako jedyna nie boje się aż tak smoków i nie chce ich zabijać, ani nic w tym stylu? Prawda. Bardziej zabiję swoich jeśli to będzie naprawdę potrzebne i nie zawaham się również ruszyć smoków. Póki nic mi nie zrobią - przeżyją. Nastała przez chwilę grobowa cisza, przez co było można usłyszeć każdy oddech jak i grające świerszcze, lecz ja i tak czekałam dalej na jego odpowiedź, a raczej kolejną wymówkę.
< Merlin?>
Etykiety:
Valentine
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Inne Blogi
Żeby było ciekawie, oto lista innych blogów do których należę. Oczywiście każdy jest w formie stada/watahy. Zapraszam do dołączenia.
A .. w każdym z nich jestem adminką i mogą dodać forma, więc wysyłacie do mnie xD
Wataha Krwawego Szafiru - należałem do wielu watah, ale ta jest moja ulubiona. Mam tu też najwięcej opek i postać w którą się wczułam. Szkoda że członkowie przestali być aktywni ... choć może jakaś świeża krew, pobudzi tę watahę do życia?
Animals Shadows - jedyne co zdradzę to to, że głównym motywem są zwierzoduchy i walka z Pożeraczem i Zdobywcami. Blog całkiem młody. Szukamy członków. Założyłam go razem z Sevellis tutaj znaną jako Eteria.
Stado Dawnej Legendy - dopiero 17.08 otworzyło swoje ślepka po raz pierwszy i pokazało się światu! Fabuła rodem z Króla Lwa, tyle że jest tam magia ;)
Zapraszam do sprawdzenia linków!
~ Merlin
niedziela, 16 sierpnia 2015
Od Merlina CD Valentine
Och, dlaczego ta dziewczyna musi zadawać podobne pytania? Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć ... w dodatku miałem być szczery. Wciągnąłem głośno powietrze.
- Bo ... nie chciałem żeby cię zabili. Po za tym kim bym był gdybym tak po prostu uciekł z pola walki? Ja też mam swój honor, który mówi mi żebym bronił przy ... znajomych. - zacząłem. O mało co, a bym powiedział za kogo prawie ją uważam. A może już uważam? - A ten smok ... no nie chciałem żebyś go zabiła, żebyś miała na rękach krew smoka. Po za tym, on mógł z łatwością zabić ciebie. A tego też nie chciałem oglądać. - powiedziałem. Valentine pokiwała głową, domyślając się że na bardziej szczerą odpowiedź nie ma szans. Widać było jednak, że domyśliła się co chciałem powiedzieć gdy zacząłem "przy ... znajomych", a dokończyłem inaczej, jakbym chciał powiedzieć coś innego, ale nie mogłem. Położyłem się na ziemi i owinąłem ogonem, zerkając na Valentine.
- Wiesz ... dzięki za te ryby, dobre były. - powiedziałem do dziewczyny, zupełnie schodząc z tematu. Ale podziękować zawsze trzeba.
<Valentine?>
- Bo ... nie chciałem żeby cię zabili. Po za tym kim bym był gdybym tak po prostu uciekł z pola walki? Ja też mam swój honor, który mówi mi żebym bronił przy ... znajomych. - zacząłem. O mało co, a bym powiedział za kogo prawie ją uważam. A może już uważam? - A ten smok ... no nie chciałem żebyś go zabiła, żebyś miała na rękach krew smoka. Po za tym, on mógł z łatwością zabić ciebie. A tego też nie chciałem oglądać. - powiedziałem. Valentine pokiwała głową, domyślając się że na bardziej szczerą odpowiedź nie ma szans. Widać było jednak, że domyśliła się co chciałem powiedzieć gdy zacząłem "przy ... znajomych", a dokończyłem inaczej, jakbym chciał powiedzieć coś innego, ale nie mogłem. Położyłem się na ziemi i owinąłem ogonem, zerkając na Valentine.
- Wiesz ... dzięki za te ryby, dobre były. - powiedziałem do dziewczyny, zupełnie schodząc z tematu. Ale podziękować zawsze trzeba.
<Valentine?>
Etykiety:
Merlin
Od Merlina CD Eterii
Eteria rozejrzała się dookoła, a ja podświadomie zrobiłem to samo. Miała rację, nie mogliśmy zostawić tu tego malucha. Nie tylko przez krew i martwe ciała smoków lecz choćby przez bliskie sąsiedztwo ludzi. No i smoczek dopiero co się wykluł, nie poradził by sobie sam, choćby w najbardziej sprzyjających warunkach.
- Zabierzemy go. - powiedziałem. - Zajmiemy się nim, może uda nam się znaleźć jego matkę ... jest szansa że gdzieś jest. - dokończyłem i zerknąłem na Eterię. Smoczyca uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Podeszła do niego i delikatnie chwyciła go za kark, podnosząc z ziemi (tak właśnie smoki przenoszą młode, rąk przecież nie mają). Maluch nie miał pojęcia co się dzieje, ale widać instynkt kazał mu nie wyrywać się, ani nie próbować uciekać. Uśmiechnąłem się do Eterii i malucha.
- Lećmy z tąd, nie mogę już na to patrzeć. - powiedziałem i wzbiłem się w powietrze. Smoczyca uczyniła podobnie. Po drodze nie rozmawialiśmy - niby jak skoro Eteria niosła małego smoczka w pysku? Polecieliśmy do lasu, gdzie moja partnerka miała jaskinię. Tam zaniosła smoczka. Nawet nie musiała pytać czy się zgadzam, to ona była smoczycą i byłem pewny iż zajmie się maluchem lepiej ode mnie.
- Trzeba dać mu imię. - powiedziałem, przyglądając się jak smoczek zwiedza nowy dom.
<Eteria?>
- Zabierzemy go. - powiedziałem. - Zajmiemy się nim, może uda nam się znaleźć jego matkę ... jest szansa że gdzieś jest. - dokończyłem i zerknąłem na Eterię. Smoczyca uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Podeszła do niego i delikatnie chwyciła go za kark, podnosząc z ziemi (tak właśnie smoki przenoszą młode, rąk przecież nie mają). Maluch nie miał pojęcia co się dzieje, ale widać instynkt kazał mu nie wyrywać się, ani nie próbować uciekać. Uśmiechnąłem się do Eterii i malucha.
- Lećmy z tąd, nie mogę już na to patrzeć. - powiedziałem i wzbiłem się w powietrze. Smoczyca uczyniła podobnie. Po drodze nie rozmawialiśmy - niby jak skoro Eteria niosła małego smoczka w pysku? Polecieliśmy do lasu, gdzie moja partnerka miała jaskinię. Tam zaniosła smoczka. Nawet nie musiała pytać czy się zgadzam, to ona była smoczycą i byłem pewny iż zajmie się maluchem lepiej ode mnie.
- Trzeba dać mu imię. - powiedziałem, przyglądając się jak smoczek zwiedza nowy dom.
<Eteria?>
Etykiety:
Merlin
piątek, 14 sierpnia 2015
Od Valentine CD Merlina
- Aż tak się martwisz o moje życie? - zapytał nie kryjąc zdziwienia. Jego wzrok utkwił na mnie, by usłyszeć jakiejś odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. Zamilkłam, a w głowie przeleciało mi tysiąc myśli jak i odpowiedzi, lecz którąś z nich trza powiedzieć na głos.
- Tak! Zrozum jedno, bo więcej nie zamierzam powtórzyć. Nie zamierzam patrzeć jak ktoś mi znany ginie na moich oczach, więc więcej o to nie pytaj. - palnęłam pierwszą lepszą rzecz. No jasne, że się martwię! Przecież jak na razie tylko on potrafi mnie zrozumieć, a po drugie mam dość widoku, gdy smoki i ludzie walczą między sobą. - Jeśli masz tu zostać to błagam, bądź cicho i nie wzbudzaj podejrzeń, bo nie chce mieć znowu na pieńku z władzą.
- Na pieńku z władzą? Aż tak coś zbroiłaś? - kolejna seria pytań poleciała w moją stronę, lecz tym razem była to czysta ciekawość. Położył łeb na łapach, okrywając się skrzydłami.
- T... tak. Powiem ci tylko tyle, że mam ręce splamione krwią swoich jak i twoich pod przymusem. Dalej dowiesz się z czasem, jeśli dalej będziesz zainteresowany... tym to znaczy mną. - po tych słowach wstałam i skierowałam się po schodach w dół do kuchni. Z lodówki wyjęłam siatkę pełną świeżych jak i dużych ryb, na które i tak nie miałam zbytnio ochoty. Jakoś przejadły mi się, a jeśli jest smok to po co mają się zmarnować? Westchnęłam głośno i wróciłam do swego "gościa". Rzuciłam w jego stronę jedzenie, a ten jak piesek podniósł łeb i zaczął wąchać torebkę, z której po chwili wyjął rybę. Spojrzał w moją stronę z pytaniem "Naprawdę to dla mnie?", a w zamian kiwnęłam głową z szerokim uśmiechem na twarzy. Miło było patrzeć jak smok, który cię nie zabiję nagle staję się... przyjacielem? Nie. To raczej jest za dużo chyba powiedziane. Ta myśl wprawiła mnie w zakłopotanie, więc spytałam, siadając przy ścianie.
- Merlin, mogę zadać ci takie małe pytanie? - w końcu się odważyłam zagryzając dolną wargę.
- Mhm. - odpowiedział nie odrywając się od ryb. Gdy skończył, oblizał się, a później przeszedł do łap. Odczekałam parę chwil jak skończy, po czym mogłam kontynuować rozmowę.
- Ale odpowiedź szczerze, okay? - wzięłam głęboki wdech. - Czemu nie uciekłeś jak się uwolniłeś spod tych sideł? Raczej poradziłabym sobie z nimi. I czemu obroniłeś mnie przed tym smokiem?
< Merlin? >
- Tak! Zrozum jedno, bo więcej nie zamierzam powtórzyć. Nie zamierzam patrzeć jak ktoś mi znany ginie na moich oczach, więc więcej o to nie pytaj. - palnęłam pierwszą lepszą rzecz. No jasne, że się martwię! Przecież jak na razie tylko on potrafi mnie zrozumieć, a po drugie mam dość widoku, gdy smoki i ludzie walczą między sobą. - Jeśli masz tu zostać to błagam, bądź cicho i nie wzbudzaj podejrzeń, bo nie chce mieć znowu na pieńku z władzą.
- Na pieńku z władzą? Aż tak coś zbroiłaś? - kolejna seria pytań poleciała w moją stronę, lecz tym razem była to czysta ciekawość. Położył łeb na łapach, okrywając się skrzydłami.
- T... tak. Powiem ci tylko tyle, że mam ręce splamione krwią swoich jak i twoich pod przymusem. Dalej dowiesz się z czasem, jeśli dalej będziesz zainteresowany... tym to znaczy mną. - po tych słowach wstałam i skierowałam się po schodach w dół do kuchni. Z lodówki wyjęłam siatkę pełną świeżych jak i dużych ryb, na które i tak nie miałam zbytnio ochoty. Jakoś przejadły mi się, a jeśli jest smok to po co mają się zmarnować? Westchnęłam głośno i wróciłam do swego "gościa". Rzuciłam w jego stronę jedzenie, a ten jak piesek podniósł łeb i zaczął wąchać torebkę, z której po chwili wyjął rybę. Spojrzał w moją stronę z pytaniem "Naprawdę to dla mnie?", a w zamian kiwnęłam głową z szerokim uśmiechem na twarzy. Miło było patrzeć jak smok, który cię nie zabiję nagle staję się... przyjacielem? Nie. To raczej jest za dużo chyba powiedziane. Ta myśl wprawiła mnie w zakłopotanie, więc spytałam, siadając przy ścianie.
- Merlin, mogę zadać ci takie małe pytanie? - w końcu się odważyłam zagryzając dolną wargę.
- Mhm. - odpowiedział nie odrywając się od ryb. Gdy skończył, oblizał się, a później przeszedł do łap. Odczekałam parę chwil jak skończy, po czym mogłam kontynuować rozmowę.
- Ale odpowiedź szczerze, okay? - wzięłam głęboki wdech. - Czemu nie uciekłeś jak się uwolniłeś spod tych sideł? Raczej poradziłabym sobie z nimi. I czemu obroniłeś mnie przed tym smokiem?
< Merlin? >
Etykiety:
Valentine
Od Eterii CD Merlina
Scena, która ukazała się naszym oczom, była naprawdę obrzydliwa. Jak można być takim idiotą, żeby zabijać małe smoczątka, i to własne? Jak można być takim okrutnym? W chwili, gdy tylko go zobaczyłam, przypomniało mi się moje dzieciństwo. Ucierpiałam, to prawda, ale nie w taki sposób. Nie z rąk smoka. Wtedy, kiedy Ciało smoka wylądowało na ziemi, poczułam falę ulgi, że ten sadysta nie będzie już żyć. Podfrunęłam do Merlina. Jednak byłam pod wrażeniem, jak szybko zareagował. Zerknęłam w dół. Moje ciało przeszedł dreszcz. Zapikowałam, żeby sprawdzić, czy jakiekolwiek maleństwo przeżyło. Ale na to nie wyglądało - krew była wprost wszędzie, a rozdarte smoczątka również. Poczułam podmuch wiatru.
-Nie martw się. - usłyszałam znajomy głos. - Ważne, że on nikogo już nie skrzywdzi.
Spojrzałam z żalem na pobojowisko. Poczułam ukłucie żalu, że nie było nas tu wcześniej... Może wtedy...
-Nie myśl o tym. Chodź, zabierajmy się stąd.
Usłuchałam go. Nie miałam ochoty tego dnia oglądać już więcej krwi. Ale usłyszałam cichy pisk nieopodal. Zerknęłam w tę stronę i ujrzałam ranne smoczątko. Dookoła znajdywała się skorupa jaja.
-Najwidoczniej wykluł się niedawno... - pomyślałam, podlatując tam.
Merlin uczynił to samo.
Smoczątko otworzyło oczy po raz pierwszy, po czym ziewnęło. Spojrzało w moją stronę zaspanym wzrokiem.
-Mama? - zapytało smutnym głosikiem.
Uśmiechnęłam się. Jeszcze nikt nie nazwał mnie mamusią.
-Nie, malutki. Nie mama.
Zerknęłam w stronę Merlina, który również był rozbawiony.
-Trzeba coś zrobić. - wyszeptałam. - Nie możemy go tutaj tak zostawić. Nie tu... Nie w tym miejscu. - powiedziałam, po czym znowu rozejrzałam się wokoło.
<Merlin?>
-Nie martw się. - usłyszałam znajomy głos. - Ważne, że on nikogo już nie skrzywdzi.
Spojrzałam z żalem na pobojowisko. Poczułam ukłucie żalu, że nie było nas tu wcześniej... Może wtedy...
-Nie myśl o tym. Chodź, zabierajmy się stąd.
Usłuchałam go. Nie miałam ochoty tego dnia oglądać już więcej krwi. Ale usłyszałam cichy pisk nieopodal. Zerknęłam w tę stronę i ujrzałam ranne smoczątko. Dookoła znajdywała się skorupa jaja.
-Najwidoczniej wykluł się niedawno... - pomyślałam, podlatując tam.
Merlin uczynił to samo.
Smoczątko otworzyło oczy po raz pierwszy, po czym ziewnęło. Spojrzało w moją stronę zaspanym wzrokiem.
-Mama? - zapytało smutnym głosikiem.
Uśmiechnęłam się. Jeszcze nikt nie nazwał mnie mamusią.
-Nie, malutki. Nie mama.
Zerknęłam w stronę Merlina, który również był rozbawiony.
-Trzeba coś zrobić. - wyszeptałam. - Nie możemy go tutaj tak zostawić. Nie tu... Nie w tym miejscu. - powiedziałam, po czym znowu rozejrzałam się wokoło.
<Merlin?>
Etykiety:
Eteria
Od Merlina CD Eterii
Morze wyglądało dzisiaj naprawdę pięknie. Miałem właśnie to powiedzieć gdy usłyszałem krzyk. Nie potrafiłem stwierdzić co krzyczało. Może smok, a może człowiek? Albo jakieś inne zwierzę? Spojrzałem na Eterię i oboje podjęliśmy decyzję. Po prostu musieliśmy wiedzieć co się stało. Czasem tak mam ... może Eteria też? Wzbiliśmy się w powietrze, lustrując oczami okolicę.
- To chyba z okolic miasta ... - powiedziała smoczyca i oboje pofrunęliśmy w tamtą stronę. Naszym oczom ukazała się okropny widok, aż żółć podeszła mi do gardła. Małe smoki, mnóstwo małych smoków. Rozerwane na strzępy ... wszędzie krew. Mimo iż Eteria była twardą smoczycą, widziałem wyraźnie, że ten widok również w niej wywołał falę obrzydzenia. A sprawcą nie był człowiek ... Tylko smok. Wielki czarny o psychopatycznym uśmiechu i szklistych czerwonych oczach. Dojrzał nas i uśmiechnął się sadystycznie.
- Moje małe smoczątka ... chodźcie do papy. - powiedział słodkim głosikiem, aż mdliło. Zalała mnie fala gniewu, która odbiła się w moim spojrzeniu jakie rzuciłem smokowi.
- Jesteś na terenie Ostatniego Smoka! Mojego stada! Co tu do cholery robisz?! - warknąłem w jego kierunku. Smok wzbił się w powietrze, nie był większy niż ja czy Eteria, ale miał większe mięśnie. Choć tyle że był przez to wolniejszy i mniej zwinny ... nie było to jednak wielkie pocieszenie.
- Wali mnie twoje stado lalusiu. - prychnął i zaatakował. Widać nie lubił rzucać słów na wiatr i cenił sobie walkę. Zrobiłem unik przed jego ohydnymi żółtymi zębiskami i zaatakowałem jego bark. Kiedy moje zęby zacisnęły się na smoku, zobaczyłem jak Eteria wgryza się w jego skrzydło. W pierwszej chwili miałem ochotę krzyknąć by uciekała. W następnej zdałem sobie sprawę że będę potrzebował jej pomocy, a ona w końcu jest smokiem. Nie uchronię jej przed niebezpieczeństwem jeśli będę mówić jej by uciekała. Życie smoka to wieczna walka o przetrwanie, tu nie ma miejsca na coś takiego. Uświadomiłem sobie z lekkim żalem. Kocham ją, więc chcę ją bronić ... ale w tym wypadku najlepszą obroną będzie zaatakowanie tego smoka. Musiałem pozwolić jej walczyć. Wiedziałem że nie odpuści. Oderwałem kawał mięsa i wyplułem, jednocześnie odbijając się od smoka by uniknąć jego zębów. Były zadziwiająco długie i obrzydliwe. Smok splunął na mnie kwasem, a ja zrobiłem fikołka w powietrzu, by ciecz mnie nie dotknęła. Stanowczo miałem dość smoków z domeną wody. Katem oka zobaczyłem ze smoczyca porządnie rozerwała samcowi skrzydło. Smok zachwiał się w powietrzu i plunął kwasem w Eterię, która uskoczyła. Wyrównałem lot i zapikowałem w stronę smoka w celu zabicia go. Nie miałem wątpliwości iż musi umrzeć. Zabił młode smoki, czegoś takiego się nie robi. Nie kiedy jestem w pobliżu. W locie zacisnąłem szczęki na jego gardle. Smok przez chwilę jeszcze się wyrywał, ale w końcu znieruchomiał. Puściłem go i rozłożyłem skrzydła tym samym zawisając w powietrzu. Bezwładne cielsko smoka uderzyło o ziemię, wzbijając chmurę pyłu. Przy okazji usłyszałem chrzęst pękających kości. Eteria podfrunęła do mnie w powietrzu.
<Eteria?>
- To chyba z okolic miasta ... - powiedziała smoczyca i oboje pofrunęliśmy w tamtą stronę. Naszym oczom ukazała się okropny widok, aż żółć podeszła mi do gardła. Małe smoki, mnóstwo małych smoków. Rozerwane na strzępy ... wszędzie krew. Mimo iż Eteria była twardą smoczycą, widziałem wyraźnie, że ten widok również w niej wywołał falę obrzydzenia. A sprawcą nie był człowiek ... Tylko smok. Wielki czarny o psychopatycznym uśmiechu i szklistych czerwonych oczach. Dojrzał nas i uśmiechnął się sadystycznie.
- Moje małe smoczątka ... chodźcie do papy. - powiedział słodkim głosikiem, aż mdliło. Zalała mnie fala gniewu, która odbiła się w moim spojrzeniu jakie rzuciłem smokowi.
- Jesteś na terenie Ostatniego Smoka! Mojego stada! Co tu do cholery robisz?! - warknąłem w jego kierunku. Smok wzbił się w powietrze, nie był większy niż ja czy Eteria, ale miał większe mięśnie. Choć tyle że był przez to wolniejszy i mniej zwinny ... nie było to jednak wielkie pocieszenie.
- Wali mnie twoje stado lalusiu. - prychnął i zaatakował. Widać nie lubił rzucać słów na wiatr i cenił sobie walkę. Zrobiłem unik przed jego ohydnymi żółtymi zębiskami i zaatakowałem jego bark. Kiedy moje zęby zacisnęły się na smoku, zobaczyłem jak Eteria wgryza się w jego skrzydło. W pierwszej chwili miałem ochotę krzyknąć by uciekała. W następnej zdałem sobie sprawę że będę potrzebował jej pomocy, a ona w końcu jest smokiem. Nie uchronię jej przed niebezpieczeństwem jeśli będę mówić jej by uciekała. Życie smoka to wieczna walka o przetrwanie, tu nie ma miejsca na coś takiego. Uświadomiłem sobie z lekkim żalem. Kocham ją, więc chcę ją bronić ... ale w tym wypadku najlepszą obroną będzie zaatakowanie tego smoka. Musiałem pozwolić jej walczyć. Wiedziałem że nie odpuści. Oderwałem kawał mięsa i wyplułem, jednocześnie odbijając się od smoka by uniknąć jego zębów. Były zadziwiająco długie i obrzydliwe. Smok splunął na mnie kwasem, a ja zrobiłem fikołka w powietrzu, by ciecz mnie nie dotknęła. Stanowczo miałem dość smoków z domeną wody. Katem oka zobaczyłem ze smoczyca porządnie rozerwała samcowi skrzydło. Smok zachwiał się w powietrzu i plunął kwasem w Eterię, która uskoczyła. Wyrównałem lot i zapikowałem w stronę smoka w celu zabicia go. Nie miałem wątpliwości iż musi umrzeć. Zabił młode smoki, czegoś takiego się nie robi. Nie kiedy jestem w pobliżu. W locie zacisnąłem szczęki na jego gardle. Smok przez chwilę jeszcze się wyrywał, ale w końcu znieruchomiał. Puściłem go i rozłożyłem skrzydła tym samym zawisając w powietrzu. Bezwładne cielsko smoka uderzyło o ziemię, wzbijając chmurę pyłu. Przy okazji usłyszałem chrzęst pękających kości. Eteria podfrunęła do mnie w powietrzu.
<Eteria?>
Etykiety:
Merlin
Od Merlina CD Valentine
Przylazłem jak osioł jeden do Valentine w środku nocy. Brawa dla smoka z najbardziej powalonymi pomysłami na świecie. Dziewczyna usiadła na łóżku czekając na wyjaśnienia. I co ja mam jej powiedzieć? Że po prostu sobie tu przyszłem tak bez powodu, bo stęskniłem się za człowiekiem? Bez jaj. Nie jestem aż takim osłem.
- A tak sobie. - rzuciłem sadowiąc się wygodnie na podłodze. Nie ukrywając ledwie się mieściłem w pokoju, ale jakoś to przeżyję. Nerwowo poruszyłem skrzydłami i spojrzałem na dziewczynę.
- Tak sobie?! Przecież mogli cię złapać i zabić! A ja nie mogłabym cię uratować! - Valentine wybuchła, co chyba nie było do niej podobne ...
- Aż tak się martwisz o moje życie? - zapytałem, nie kryjąc zdziwienia. Mogłem jeszcze strawić to, że zaczynałem zaprzyjaźniać się z człowiekiem ... ale nie sądziłem, że w drugą stronę też to "działa". Zacząłem się poważnie martwić. Czy ja jestem zdrowy psychicznie?
<Valentine?>
- A tak sobie. - rzuciłem sadowiąc się wygodnie na podłodze. Nie ukrywając ledwie się mieściłem w pokoju, ale jakoś to przeżyję. Nerwowo poruszyłem skrzydłami i spojrzałem na dziewczynę.
- Tak sobie?! Przecież mogli cię złapać i zabić! A ja nie mogłabym cię uratować! - Valentine wybuchła, co chyba nie było do niej podobne ...
- Aż tak się martwisz o moje życie? - zapytałem, nie kryjąc zdziwienia. Mogłem jeszcze strawić to, że zaczynałem zaprzyjaźniać się z człowiekiem ... ale nie sądziłem, że w drugą stronę też to "działa". Zacząłem się poważnie martwić. Czy ja jestem zdrowy psychicznie?
<Valentine?>
Etykiety:
Valentine
Od Eterii CD Merlina
- Zamawiałaś może śniadanie? - powiedział, po czym puścił do mnie oko.
A ja ciągle w to wszystko nie mogłam uwierzyć. Nie dość, że zakochałam się w Przywódcy, to on najwyraźniej odwzajemnia to uczucie. To było dziwne. Po chwili jednak oprzytomniałam i zerknęłam w stronę Merlina i później ryb, z uśmiechem. Smok ruszył w ich stronę, więc ja zrobiłam to samo. Zaczęłam jeść ryby, które smakowały jak nigdy dotąd. Uśmiechnęłam się. Gdy wszystkie ryby zniknęły w naszym pysku, co trwało stosunkowo krótko, zaczęłam brać się za kraby. Może i nie dorównywały smakowi rybom, ale i tak były pyszne! Oblizałam usta, po czym przysiadłam, najedzona.
Merlin zmarszczył brwi.
-Co jest? Nie smakuje Ci? - zapytał odrobinę zaniepokojony.
-Oczywiście, że smakują. Były pyszne. - wydałam dźwięk podobny do ludzkiego bekania. Lekko się zarumieniłam, na co Merlin się zaśmiał. Podążyłam wzrokiem w stronę morza. Wyglądało jeszcze piękniej, niż wcześniej. Podeszłam bliżej, a Merlin za mną.
-Pięknie, prawda? - zapytałam.
Zanim Merlin zdążył odpowiedzieć, usłyszałam krzyk.
<Merlin? Brak weny. ;c>
A ja ciągle w to wszystko nie mogłam uwierzyć. Nie dość, że zakochałam się w Przywódcy, to on najwyraźniej odwzajemnia to uczucie. To było dziwne. Po chwili jednak oprzytomniałam i zerknęłam w stronę Merlina i później ryb, z uśmiechem. Smok ruszył w ich stronę, więc ja zrobiłam to samo. Zaczęłam jeść ryby, które smakowały jak nigdy dotąd. Uśmiechnęłam się. Gdy wszystkie ryby zniknęły w naszym pysku, co trwało stosunkowo krótko, zaczęłam brać się za kraby. Może i nie dorównywały smakowi rybom, ale i tak były pyszne! Oblizałam usta, po czym przysiadłam, najedzona.
Merlin zmarszczył brwi.
-Co jest? Nie smakuje Ci? - zapytał odrobinę zaniepokojony.
-Oczywiście, że smakują. Były pyszne. - wydałam dźwięk podobny do ludzkiego bekania. Lekko się zarumieniłam, na co Merlin się zaśmiał. Podążyłam wzrokiem w stronę morza. Wyglądało jeszcze piękniej, niż wcześniej. Podeszłam bliżej, a Merlin za mną.
-Pięknie, prawda? - zapytałam.
Zanim Merlin zdążył odpowiedzieć, usłyszałam krzyk.
<Merlin? Brak weny. ;c>
Etykiety:
Eteria
czwartek, 13 sierpnia 2015
Od Valentine CD Merlina
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo gad już odleciał. Kolejne spotkanie i zapewne gra na gitarze ponownie, by przeżyć. W głowie miałam mętlik dotyczący tego co powiedzą inni, gdy dowiedzą się o takiej znajomości. Od zawsze moim zdaniem ludzkie istoty były największymi potworami, których ból oraz cierpienie sprawiało radość, co po części odbiło się na moim charakterze. Bo skądże inaczej miałabym krwawą przeszłość za sobą? Westchnęłam, po czym skierowałam się w stronę miasta. Spojrzałam na ogradzający miasto mur i bramę, przy której było dwóch strażników. Szybko się prześlizgnęłam. Ludzie na ulicach dziwnie się zachowywali odkąd tak znikam. Unikają, a może się boją, bo znają prawdę? Nie. To raczej nie możliwe, by ktoś mógł mnie śledzić, a jeśli już to robiłam wszystko, by przeżyć. Wchodząc do domu, ujrzałam niecodzienny widok strażników, których czegoś szukali. Uniosłam brew i oparłam się w drzwiach, prychnęłam, a wówczas wzrok utkwił na mej osobie. Panowała cisza, póki nie dostałam odpowiedzi, a ludzie nie wyszli z budynku. Zdziwiło mnie to. To, że przeszukiwali mój dom z powodu jakiegoś zabójstwa, czy coś. Zdjęłam szybko bluzkę, weszłam na górę, gdzie pozbyłam się reszty ubrań. Włożyłam na siebie męską koszulę w kratkę i padłam na łóżko, po czym okryłam się cała kołdrą.
Obudził mnie dziwny hałas dochodzący na zewnątrz. Spojrzałam na zegarek, który ledwo wyświetlał godzinę 1 w nocy. Kto normalny pałęta się o tej godzinie prócz mnie? ! Wstałam zniesmaczona, podchodząc do okna. Przetarłam oczy i się przeciągnęłam, a po chwili otworzyłam okno przez, które wparował nie kto inni niż... Merlin? Przestraszyłam się, bo ktoś mógł zobaczyć, a wtedy co? Wtedy nic bym nie zrobiła, mimo tego, iż umiem dobrze strzelać lub władać mieczem, więc zadałam pierwsze lepsze pytanie jakie wpadło mi do głowy.
- Co ty tu robisz? - udałam zainteresowanie, bo tak naprawdę przez moje ciało przeszła fala złości. Przecież mogli go dopaść, kretyn jak ich mało. Zamknęłam okno i siadłam na łóżku z skrzyżowanymi rękoma na piersiach, oczekując usprawiedliwienia.
< Merlin? >
Obudził mnie dziwny hałas dochodzący na zewnątrz. Spojrzałam na zegarek, który ledwo wyświetlał godzinę 1 w nocy. Kto normalny pałęta się o tej godzinie prócz mnie? ! Wstałam zniesmaczona, podchodząc do okna. Przetarłam oczy i się przeciągnęłam, a po chwili otworzyłam okno przez, które wparował nie kto inni niż... Merlin? Przestraszyłam się, bo ktoś mógł zobaczyć, a wtedy co? Wtedy nic bym nie zrobiła, mimo tego, iż umiem dobrze strzelać lub władać mieczem, więc zadałam pierwsze lepsze pytanie jakie wpadło mi do głowy.
- Co ty tu robisz? - udałam zainteresowanie, bo tak naprawdę przez moje ciało przeszła fala złości. Przecież mogli go dopaść, kretyn jak ich mało. Zamknęłam okno i siadłam na łóżku z skrzyżowanymi rękoma na piersiach, oczekując usprawiedliwienia.
< Merlin? >
Etykiety:
Valentine
Od Merlina CD Eterii
Eteria zasnęła wtulona we mnie. Przez chwilę po prostu patrzyłem na nią, ciesząc się, że ona też mnie kocha. Nagle doleciało do mnie bulgotanie wody, na powierzchni bagna utworzyły się bąbelki powietrza, które pękły roztaczając w okół okropny zapach. Skrzywiłem się i spojrzałem na śpiącą smoczycę. Nie ma mowy żebyśmy zostali tutaj cała noc. Nie zamierzałem jednak budzić Eterii, z pewnością ten dzień czy raczej noc, była pełna wrażeń. Należy jej się chwila spokoju. Uniosłem ją delikatnie i wzbiłem się w powietrze. Od razu muszę przyznać iż niesienie dorosłej, śpiącej smoczycy to wielki wysiłek. Przecież nie mam rąk, a smoki nie są stworzone do noszenia innych smoków. Mimo tego jakoś sobie poradziłem. Zaniosłem ją na klify - to tak jakby moje ulubione miejsce, a przynajmniej bezpieczniejsze niż bagna. Z klifu na którym położyłem smoczycę, rozciągał się widok na morze, miałem nadzieję że jego szum nie obudzi Eterii, a raczej ją uspokoi. Oczywiście smoczyca nie leżała na gołej skale - położyłem ja na miękkim mchu, pachnącym świeżą ziemią i solą. Całkiem miły zapach. Jak nadmorski las. Do głowy w międzyczasie wpadł mi pewien pomysł - a jakby tak nazbierać kwiatów? Bo tak się robi prawda? Zaśmiałem się ze swojej arogancji. Przypomniałem sobie pewien gatunek kwiatów - pachną one naprawdę pięknie, a wyglądają jeszcze bardziej niespotykanie. Idealne.
W pysku miałem cały bukiet czarnych kwiatów z czerwonymi i niebieskimi refleksami. Miałem nadzieję że spodobają się Eterii. Unosiłem się na prądach powietrznych lecąc w stronę klifu, na którym nocowała smoczyca. Miałem nadzieję że nigdzie nie poszła, mimo że zaczęło już świtać. Byłem prawie pewien że się obudziła i czeka. Wiedziałem ze czeka, choć nie mam pojęcia skąd. W końcu zobaczyłem ją jako ciemną sylwetkę na białym klifie, porośniętym mchem. Uśmiechnąłem się. Czekała. Podleciałem bliżej i wylądowałem obok. Zobaczyłem zdziwienie w jej oczach, kiedy dostrzegła kwiaty, zaraz potem zaśmiała się.
- A od kiedy to pan Przywódca jest romantykiem? - zapytała z rozbawieniem.
- Szczerze? Nigdy nie byłem ani nie będę, ale kwiaty zrywać to umiem. - odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech. Przepełniało mnie wewnętrzne ciepło i radość. Położyłem kwiaty przed smoczycą.
- Dziękuję... - powiedziała i lekko się zarumieniła.
- Mam jeszcze jedną niespodziankę, chodź. - powiedziałem lekko ją szturchając. Eteria poleciała za mną. Oczom smoczycy ukazała się cała sterta świeżutkich ryb, ułożonych na czystym kamieniu w ładny stosik, tak żeby razem tworzyły różne wzory. Prócz ryb były tam też kraby. Nie wiedziałem czy jej posmakują, ale nadawały ładnego wyglądu potrawie.
- Zamawiałaś może śniadanie? - powiedziałem i puściłem do niej oko. Jakiekolwiek komplementy wydawały mi się puste w porównaniu z tym co czułem i co chciał bym nimi wyrazić. Milczałem więc, nie chcąc zepsuć dobrej atmosfery. Czy moje zachowanie jest normalne? Pewnie nie, zmieniłem się, może nie jakoś bardzo ... ale skutki było widać. Uśmiechnąłem się.
<Eteria? Wiem że marne to opo ;(>
~*~
W pysku miałem cały bukiet czarnych kwiatów z czerwonymi i niebieskimi refleksami. Miałem nadzieję że spodobają się Eterii. Unosiłem się na prądach powietrznych lecąc w stronę klifu, na którym nocowała smoczyca. Miałem nadzieję że nigdzie nie poszła, mimo że zaczęło już świtać. Byłem prawie pewien że się obudziła i czeka. Wiedziałem ze czeka, choć nie mam pojęcia skąd. W końcu zobaczyłem ją jako ciemną sylwetkę na białym klifie, porośniętym mchem. Uśmiechnąłem się. Czekała. Podleciałem bliżej i wylądowałem obok. Zobaczyłem zdziwienie w jej oczach, kiedy dostrzegła kwiaty, zaraz potem zaśmiała się.
- A od kiedy to pan Przywódca jest romantykiem? - zapytała z rozbawieniem.
- Szczerze? Nigdy nie byłem ani nie będę, ale kwiaty zrywać to umiem. - odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech. Przepełniało mnie wewnętrzne ciepło i radość. Położyłem kwiaty przed smoczycą.
- Dziękuję... - powiedziała i lekko się zarumieniła.
- Mam jeszcze jedną niespodziankę, chodź. - powiedziałem lekko ją szturchając. Eteria poleciała za mną. Oczom smoczycy ukazała się cała sterta świeżutkich ryb, ułożonych na czystym kamieniu w ładny stosik, tak żeby razem tworzyły różne wzory. Prócz ryb były tam też kraby. Nie wiedziałem czy jej posmakują, ale nadawały ładnego wyglądu potrawie.
- Zamawiałaś może śniadanie? - powiedziałem i puściłem do niej oko. Jakiekolwiek komplementy wydawały mi się puste w porównaniu z tym co czułem i co chciał bym nimi wyrazić. Milczałem więc, nie chcąc zepsuć dobrej atmosfery. Czy moje zachowanie jest normalne? Pewnie nie, zmieniłem się, może nie jakoś bardzo ... ale skutki było widać. Uśmiechnąłem się.
<Eteria? Wiem że marne to opo ;(>
Etykiety:
Merlin
Od Eterii CD Merlina
-Ja... - mówił jakby zmieszany - naprawdę Cię lubię...
Intuicyjnie spuściłam łeb w dół. Szczerze mówiąc, to jednocześnie liczyłam na coś innego, a jednocześnie nie... Ogarnij się, co Ty ze sobą robisz?! - usłyszałam głos w mojej głowie - Dzieje się z Tobą coś dziwnego, masz przestać! Byłam ciekawa, czy to jest prawda. Jeśli jednak tak, to... popadłam w nieszczęśliwą miłość. Zdarza się. Już miałam wstawać, kiedy ponownie usłyszałam jego głos.
-Eterio... ja ciebie kocham.
Zastygłam w miejscu. Tak naprawdę, to jeszcze przed chwilą miałam sobie pójść i o wszystkim zapomnieć. Ale w ostatniej sekundzie to się zmieniło. Gdy tak siedziałam w miejscu, nagle poczułam znajome uczucie ciepła i poczucie bezpieczeństwa. To Merlin objął mnie skrzydłem. Wtuliłam się w niego i zasnęłam.
~*~
Był już ranek. Obudziłam się z widokiem na wschodzące słońce. Nadal czułam kojące ciepełko. Ale niestety Merlina nie było. Na początku się wystraszyłam. Albo rozmyślił się i poleciał, albo to wszystko to był piękny sen, albo coś z bagna go pochłonęło. Zerknęłam w stronę bagna, ale jego tam nie było. Znajdowałam się na klifie, przy plaży, z widokiem na morze. Byłam naprawdę zaskoczona. Jak ja się tu znalazłam?, rozmyślałam. Wstałam ziewając. Rozglądnęłam się dookoła, ale jego nigdzie nie było. Posmutniałam. Usiadłam nad przepaścią, wpatrując się we wschód słońca. Wolałam panoramę burzy albo gwiezdnej nocy, ale przyznać musiałam, że to też było piękne. Westchnęłam. Było mi żal, że nie ma tu Merlina. Może rzeczywiście to wszystko mi się przyśniło? Przecież mogło tak być. Miewałam naprawdę realistyczne sny. Ale to, co za chwilę zobaczyłam, zaprzeczyło dwóm moim teoriom - Merlin leciał w moim kierunku. Gdy tylko go zobaczyłam, jakoś mi tak trochę ulżyło. Wylądował, ale to, co trzymał w zębach, zdziwiło mnie totalnie. Były to kwiaty czarne jak noc, z czerwonymi i niebieskimi przejaśnieniami. Zaśmiałam się lekko.
-A od kiedy to pan Przywódca jest romantykiem?
-Szczerze? Nigdy nie byłem ani nie będę, ale kwiaty zrywać to umiem.
Położył kwiaty przede mną.
-Dziękuję... - zarumieniłam się leciutko.
W tej chwili nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Zachowywałam się jak potulny kociak, co nie było do mnie zbyt podobne. Widocznie to uczucie zmienia nawet najtwardszych. Poczułam, że Merlina również zmieniło. Chociażby w minimalnym stopniu.
<Merlin? Wena przychodzi>
Intuicyjnie spuściłam łeb w dół. Szczerze mówiąc, to jednocześnie liczyłam na coś innego, a jednocześnie nie... Ogarnij się, co Ty ze sobą robisz?! - usłyszałam głos w mojej głowie - Dzieje się z Tobą coś dziwnego, masz przestać! Byłam ciekawa, czy to jest prawda. Jeśli jednak tak, to... popadłam w nieszczęśliwą miłość. Zdarza się. Już miałam wstawać, kiedy ponownie usłyszałam jego głos.
-Eterio... ja ciebie kocham.
Zastygłam w miejscu. Tak naprawdę, to jeszcze przed chwilą miałam sobie pójść i o wszystkim zapomnieć. Ale w ostatniej sekundzie to się zmieniło. Gdy tak siedziałam w miejscu, nagle poczułam znajome uczucie ciepła i poczucie bezpieczeństwa. To Merlin objął mnie skrzydłem. Wtuliłam się w niego i zasnęłam.
~*~
Był już ranek. Obudziłam się z widokiem na wschodzące słońce. Nadal czułam kojące ciepełko. Ale niestety Merlina nie było. Na początku się wystraszyłam. Albo rozmyślił się i poleciał, albo to wszystko to był piękny sen, albo coś z bagna go pochłonęło. Zerknęłam w stronę bagna, ale jego tam nie było. Znajdowałam się na klifie, przy plaży, z widokiem na morze. Byłam naprawdę zaskoczona. Jak ja się tu znalazłam?, rozmyślałam. Wstałam ziewając. Rozglądnęłam się dookoła, ale jego nigdzie nie było. Posmutniałam. Usiadłam nad przepaścią, wpatrując się we wschód słońca. Wolałam panoramę burzy albo gwiezdnej nocy, ale przyznać musiałam, że to też było piękne. Westchnęłam. Było mi żal, że nie ma tu Merlina. Może rzeczywiście to wszystko mi się przyśniło? Przecież mogło tak być. Miewałam naprawdę realistyczne sny. Ale to, co za chwilę zobaczyłam, zaprzeczyło dwóm moim teoriom - Merlin leciał w moim kierunku. Gdy tylko go zobaczyłam, jakoś mi tak trochę ulżyło. Wylądował, ale to, co trzymał w zębach, zdziwiło mnie totalnie. Były to kwiaty czarne jak noc, z czerwonymi i niebieskimi przejaśnieniami. Zaśmiałam się lekko.
-A od kiedy to pan Przywódca jest romantykiem?
-Szczerze? Nigdy nie byłem ani nie będę, ale kwiaty zrywać to umiem.
Położył kwiaty przede mną.
-Dziękuję... - zarumieniłam się leciutko.
W tej chwili nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Zachowywałam się jak potulny kociak, co nie było do mnie zbyt podobne. Widocznie to uczucie zmienia nawet najtwardszych. Poczułam, że Merlina również zmieniło. Chociażby w minimalnym stopniu.
<Merlin? Wena przychodzi>
Etykiety:
Eteria
środa, 12 sierpnia 2015
Od Merlina CD Eterii
- Co o mnie myślisz? Co do mnie czujesz? - zapytała mnie smoczyca. Chciała szczerej odpowiedzi, a ja dobrze wiedziałem że tylko takiej mogę udzielić - nawet gdyby o tym nie wspomniała. Po prostu wydaje mi się, że w tych sprawach nie powinno się kłamać. Ale jak mam to ująć?
- Ja ... - język zawiązał mi się w supeł, ale starałem się to zignorować - naprawdę cię lubię. - powiedziałem i od razu zorientowałem się, iż była to zła odpowiedź, w dodatku mało szczera. Eteria spuściła wzrok. Weź się w garść! Powiedziałem sobie. Co się z tobą do cholery dzieje?
- Eterio ... ja ciebie kocham. - powiedziałem to. Jednocześnie nie miałem pojęcia co teraz powinienem zrobić. Postanowiłem więc zobaczyć jak zareaguje smoczyca. Może mnie znienawidzi? A może ... jednak nie?
<Eterio? Co zrobisz?>
- Ja ... - język zawiązał mi się w supeł, ale starałem się to zignorować - naprawdę cię lubię. - powiedziałem i od razu zorientowałem się, iż była to zła odpowiedź, w dodatku mało szczera. Eteria spuściła wzrok. Weź się w garść! Powiedziałem sobie. Co się z tobą do cholery dzieje?
- Eterio ... ja ciebie kocham. - powiedziałem to. Jednocześnie nie miałem pojęcia co teraz powinienem zrobić. Postanowiłem więc zobaczyć jak zareaguje smoczyca. Może mnie znienawidzi? A może ... jednak nie?
Etykiety:
Merlin
Od Merlina CD Valentine
Odwzajemniłem uśmiech Valentine. To stawało się coraz dziwniejsze - zaczynałem uświadamiać sobie iż lubię tę dwunożną istotę i to nie tylko za muzykę. Ta wiadomość odrobinę mnie przytłoczyła, ale poczułem się tez lepiej gdy miałem pewność, że nie traktuję Valentine jako zwykłej zabawki. Oczywiście nie zamierzałem jej tego mówić. Dziewczyna ruszyła w stronę miasta, a ja wiedziałem że nie mogę iść dalej, o ile chcę przeżyć do jutra.
- Valentine. Jutro? Nad rzeką? - spytałem i nie zaczekałem na odpowiedź. Machnąłem skrzydłami i wzbiłem się wysoko w powietrze. Ruszyłem w stronę morza - gdzie była moja jaskinia. Przez głowę przemknęło mi pytanie - co by o tym powiedziała Eteria? Polubiłem ludzką istotę, rozmawiałem z nią i nawet nieźle się bawiłem ... Świat staje się coraz dziwniejszym miejscem, ale ... Może nie wszystko musi kończyć się wojną? Wiem, że większość była by przeciwna sojuszowi - niektórzy wycierpieli z rąk ludzi tak wiele iż sam pomysł napawa ich odrazą. Z pewnością nie utrzymał bym się na pozycji przywódcy, może by mnie zabili ... Nie. Nie zacznę rewolucji, nie ma szans. Kto by mnie poparł? Nikt. A poza tym tylko Valentine jest w porządku. Reszta z pewnością okazała by się bardziej ... ludzka. Z tymi myślami wylądowałem w jaskini.
<Valentine?>
- Valentine. Jutro? Nad rzeką? - spytałem i nie zaczekałem na odpowiedź. Machnąłem skrzydłami i wzbiłem się wysoko w powietrze. Ruszyłem w stronę morza - gdzie była moja jaskinia. Przez głowę przemknęło mi pytanie - co by o tym powiedziała Eteria? Polubiłem ludzką istotę, rozmawiałem z nią i nawet nieźle się bawiłem ... Świat staje się coraz dziwniejszym miejscem, ale ... Może nie wszystko musi kończyć się wojną? Wiem, że większość była by przeciwna sojuszowi - niektórzy wycierpieli z rąk ludzi tak wiele iż sam pomysł napawa ich odrazą. Z pewnością nie utrzymał bym się na pozycji przywódcy, może by mnie zabili ... Nie. Nie zacznę rewolucji, nie ma szans. Kto by mnie poparł? Nikt. A poza tym tylko Valentine jest w porządku. Reszta z pewnością okazała by się bardziej ... ludzka. Z tymi myślami wylądowałem w jaskini.
Etykiety:
Merlin
Od Valentine CD Merlina
Gad spojrzał na mnie pytająco, przez co trochę się zdziwiłam. No cóż on nie wie co się działo wcześniej w moim życiu i jaką mam za sobą przeszłość. Wiedziałam co go tak zdziwiło, więc próbowałam mu jakoś to wyjaśnić tak, by zrozumiał.
- Mam swoje zasady, z których jedna jest prosta do zrozumienia i nie trzeba do niej wiele. Wystarczy tylko jej przestrzegać, a obejdzie się bez rozlewu krwi. - mój ton był bardziej poważny i nie wyrażał żadnych emocji lub uczuć, które przed krótką chwilę tkwiły we mnie.
- Zasady? - zapytał z ciekawością w głosie, przez co ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie pytaj, bo nie chce mi się tłumaczyć tego... wszystkiego. Zbyt dużo, by opowiadać uwierz. - zamilkłam i zabrałam się za "sprzątania" tego wszystkiego. Ciała wrzuciłam gdzieś w dziurę, by nie było jakiś podejrzeń, czy coś. Według mnie to było w miarę normalne, że zabija się swoich, by chronić kogoś. Takie życie i nic na to nie poradzimy już. Czasy się nie cofnie, a w każdym nawet i tym bezbronnym czai się potwór, który musi się obudzić. Westchnęłam głośno, po czym skierowałam się w swoją stronę. Merlin spojrzał jeszcze raz w moją stronę, na co ja uśmiechnęłam się do niego.
< Merlin? >
- Mam swoje zasady, z których jedna jest prosta do zrozumienia i nie trzeba do niej wiele. Wystarczy tylko jej przestrzegać, a obejdzie się bez rozlewu krwi. - mój ton był bardziej poważny i nie wyrażał żadnych emocji lub uczuć, które przed krótką chwilę tkwiły we mnie.
- Zasady? - zapytał z ciekawością w głosie, przez co ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie pytaj, bo nie chce mi się tłumaczyć tego... wszystkiego. Zbyt dużo, by opowiadać uwierz. - zamilkłam i zabrałam się za "sprzątania" tego wszystkiego. Ciała wrzuciłam gdzieś w dziurę, by nie było jakiś podejrzeń, czy coś. Według mnie to było w miarę normalne, że zabija się swoich, by chronić kogoś. Takie życie i nic na to nie poradzimy już. Czasy się nie cofnie, a w każdym nawet i tym bezbronnym czai się potwór, który musi się obudzić. Westchnęłam głośno, po czym skierowałam się w swoją stronę. Merlin spojrzał jeszcze raz w moją stronę, na co ja uśmiechnęłam się do niego.
< Merlin? >
Etykiety:
Valentine
Od Eterii CD Merlina
Zastanowiłam się nad odpowiedzią. Pytanie wydało się dziwne. Sama nie wiem, dlaczego. Merlin spojrzał na mnie, jakby oczekująco. Odwróciłam głowę w stronę bagna.
-Nie. - powiedziałam. Rzeczywiście tak było - nigdy tego nie czułam. Ale uczucie wydało mi się dziwne znajome. Spojrzałam Merlinowi w oczy. Nie mogłam zidentyfikować żadnej emocji, która się tam kręciła. W końcu oczy to odzwierciedlenie duszy.
-Dlaczego tak właściwie... wybrałaś te miejsce? - zapytał, rozglądając się dookoła.
Właściwie, to sama nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Również rozglądnęłam się dookoła. Wokół nas roznosił się niezbyt przyjemny odór. Wątpię, żeby to było miejsce przyjazne takim rozmowom.
-Tak właściwie sama nie wiem... Wspomnienia. - wróciłam wspomnieniami do chwili, w której walczyliśmy z gigantycznym krokodylem. Sądząc po minie Merlina, pomyślał o tym samym. Ciszę przerwał głośny pisk nietoperza. Poczułam szum wiatru, który jakby zachęcał, żeby zbliżyć się do tafli mętnej wody.
-Przykro mi, ale nie skorzystam. - pomyślałam.
Nabrałam w płuca nieświeżego powietrza.
-Proszę, powiedz szczerze. - poprosiłam, po czym Merlin patrzył na mnie z wyraźnym zaciekawieniem. - Co o mnie myślisz? Co do mnie czujesz?
Westchnęłam, dumna z siebie, że wreszcie zapytałam. To pytanie nie dawało mi spokoju.
<Merlin?>
-Nie. - powiedziałam. Rzeczywiście tak było - nigdy tego nie czułam. Ale uczucie wydało mi się dziwne znajome. Spojrzałam Merlinowi w oczy. Nie mogłam zidentyfikować żadnej emocji, która się tam kręciła. W końcu oczy to odzwierciedlenie duszy.
-Dlaczego tak właściwie... wybrałaś te miejsce? - zapytał, rozglądając się dookoła.
Właściwie, to sama nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Również rozglądnęłam się dookoła. Wokół nas roznosił się niezbyt przyjemny odór. Wątpię, żeby to było miejsce przyjazne takim rozmowom.
-Tak właściwie sama nie wiem... Wspomnienia. - wróciłam wspomnieniami do chwili, w której walczyliśmy z gigantycznym krokodylem. Sądząc po minie Merlina, pomyślał o tym samym. Ciszę przerwał głośny pisk nietoperza. Poczułam szum wiatru, który jakby zachęcał, żeby zbliżyć się do tafli mętnej wody.
-Przykro mi, ale nie skorzystam. - pomyślałam.
Nabrałam w płuca nieświeżego powietrza.
-Proszę, powiedz szczerze. - poprosiłam, po czym Merlin patrzył na mnie z wyraźnym zaciekawieniem. - Co o mnie myślisz? Co do mnie czujesz?
Westchnęłam, dumna z siebie, że wreszcie zapytałam. To pytanie nie dawało mi spokoju.
<Merlin?>
Etykiety:
Eteria
Od Merlina CD Eterii
Westchnąłem i spojrzałem w stronę bagien. Mimo nocy, widziałem wyraźnie sylwetki drzew i mroczną wodę, w której kryły się różne stworzenia.
- Szczerze mówiąc, to nigdy wcześniej. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Właściwie czułem coś podobnego, ale to nie było to. Kiedyś. Dawno. Jak miałem rodzinę. Ale to nie było to.
Nad nami przeleciał nietoperz. Moje czujne uszy wychwyciły jego piski, za pomocą których poruszał się w ciemnościach. Wiatr lekko szumiał liśćmi na drzewach, a w moje nozdrza uderzała woń wody, ziemi i roślinności. Nie wiedziałem czemu akurat Eteria wybrała to miejsce by się zatrzymać. Mroczne bagno. Niebezpieczne i dość ... mroczne.
- A ty ... kiedyś czułaś coś takiego? - zapytałem ją i zdałem sobie sprawę, że to głupio brzmi. Nie przez to, że przerobiłem pytanie smoczycy. Ale przez sam sens tego pytania. Spojrzałem na nią. Światło księżyca odbijało się od jej czarnych łusek, które zdawały się błyszczeć.
<Eteria?>
- Szczerze mówiąc, to nigdy wcześniej. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Właściwie czułem coś podobnego, ale to nie było to. Kiedyś. Dawno. Jak miałem rodzinę. Ale to nie było to.
Nad nami przeleciał nietoperz. Moje czujne uszy wychwyciły jego piski, za pomocą których poruszał się w ciemnościach. Wiatr lekko szumiał liśćmi na drzewach, a w moje nozdrza uderzała woń wody, ziemi i roślinności. Nie wiedziałem czemu akurat Eteria wybrała to miejsce by się zatrzymać. Mroczne bagno. Niebezpieczne i dość ... mroczne.
- A ty ... kiedyś czułaś coś takiego? - zapytałem ją i zdałem sobie sprawę, że to głupio brzmi. Nie przez to, że przerobiłem pytanie smoczycy. Ale przez sam sens tego pytania. Spojrzałem na nią. Światło księżyca odbijało się od jej czarnych łusek, które zdawały się błyszczeć.
<Eteria?>
Etykiety:
Merlin
Od Eterii
Szłam sobie przy murze, który oddzielał terytorium smoków od miasta.
Wiedziałam, że to nierozsądne, a zwłaszcza w dzień, i to samemu. To było bardzo ryzykowne.
Ale od dawna nie czułam tej adrenaliny, a zwłaszcza dawno nie widziałam człowieka. Prawie zapomniałam, jak ta rasa wygląda. No prawie. Okrążyłam mur niezauważalnie (jak na razie). Jak coś, to mam skrzydła. No chyba, że prędzej mi je odetną, jak już mnie schwytają. JEŚLI. JEŚLI mnie schwytają. Intuicja podpowiadała mi, żeby uciekać. Rozum również. Ale nie tym razem. Nagle coś usłyszałam. Ni to krzyk, ni to ryk. Gwałtownie się zatrzymałam. Już chciałam rozprostować skrzydła, kiedy usłyszałam coś za mną.
Odwróciłam się.
Za mną nikogo nie było.
Uśmiechnęłam się ironicznie i szłam dalej. Po chwili znowu usłyszałam ten dźwięk.
Tym razem go nie zignoruję. - pomyślałam.
Odwróciłam się.
<Ktokolwiek?>
Wiedziałam, że to nierozsądne, a zwłaszcza w dzień, i to samemu. To było bardzo ryzykowne.
Ale od dawna nie czułam tej adrenaliny, a zwłaszcza dawno nie widziałam człowieka. Prawie zapomniałam, jak ta rasa wygląda. No prawie. Okrążyłam mur niezauważalnie (jak na razie). Jak coś, to mam skrzydła. No chyba, że prędzej mi je odetną, jak już mnie schwytają. JEŚLI. JEŚLI mnie schwytają. Intuicja podpowiadała mi, żeby uciekać. Rozum również. Ale nie tym razem. Nagle coś usłyszałam. Ni to krzyk, ni to ryk. Gwałtownie się zatrzymałam. Już chciałam rozprostować skrzydła, kiedy usłyszałam coś za mną.
Odwróciłam się.
Za mną nikogo nie było.
Uśmiechnęłam się ironicznie i szłam dalej. Po chwili znowu usłyszałam ten dźwięk.
Tym razem go nie zignoruję. - pomyślałam.
Odwróciłam się.
<Ktokolwiek?>
Etykiety:
Eteria
Od Eterii CD Merlina
Moje zachowane rzeczywiście było niezrozumiałe.
Leciałam, nie miałam nawet pojęcia, gdzie. Nic się wtedy nie liczyło, tylko uciec od tego wszystkiego. Od rzeczywistości, od życia. Chciałam polecieć tam, gdzie raczej nikt nie będzie się zapuszczać. Jak przez mgłę usłyszałam głos Merlina. Przez sekundę zapragnęłam odwrócić się, znaleźć go i udawać, że wszystko jest w porządku.
Przez sekundę.
Ale nagle to minęło. Skierowałam się w stronę bagien. Tam przynajmniej miałam szansę pobyć sama i zebrać myśli. Zerknęłam w tył, żeby sprawdzić, czy nikogo za mną. Nie było nic widać, tylko ciemność. Uznałam to za dobry znak. Zastanawiałam się, co Merlin teraz o mnie myśli. Miękka frajerka? Tak, pewnie to. Westchnęłam. Nagle cała zaczęłam się trząść. Było mi zimno jak nigdy dotąd. Wspomnieniami przywołałam tę chwilę, chyba najlepszą w moim życiu, kiedy było mi tak ciepło i... przyjemnie. Do moich oczu zakradła się łza. Nie miałam już siły, pozwoliłam jej popłynąć. Spojrzałam w niebo. Zmieniłam się. Nie byłam już taka sama, to było pewna.
-Eteria! - usłyszałam głos Merlina z oddali.
Zaklęłam w duchu. Przyspieszyłam najmocniej jak mogłam. Zdawałam sobie sprawę, że nie mam szans z szybkością Merlina, ale było już blisko. Wylądowałam i zerknęłam w stronę bagna. Było podejrzanie cicho. A drzewa pod wpływem wiatru nachylały się tak, jakby chciały coś wyszeptać. Intuicja podpowiadała mi, że nie zapowiada się najlepiej.
Poczułam podmuch wiatru za moimi plecami. Nie odwróciłam się. Wiedziałam, kto to może być.
-Eterio... - zaczał, ale nie dokończył.
Westchnął i usiadł obok mnie.
-Ja też nie wiem, co mam o tym myśleć... - wyszeptał na tyle głośno, żebym mogłam to usłyszeć.
-Czułeś kiedyś... coś takiego? - wyszeptałam cichutko patrząc w jego oczy.
Westchnął lekko i odwrócił się w stronę bagna.
-Szczerze mówiąc...
<Merlin?>
Leciałam, nie miałam nawet pojęcia, gdzie. Nic się wtedy nie liczyło, tylko uciec od tego wszystkiego. Od rzeczywistości, od życia. Chciałam polecieć tam, gdzie raczej nikt nie będzie się zapuszczać. Jak przez mgłę usłyszałam głos Merlina. Przez sekundę zapragnęłam odwrócić się, znaleźć go i udawać, że wszystko jest w porządku.
Przez sekundę.
Ale nagle to minęło. Skierowałam się w stronę bagien. Tam przynajmniej miałam szansę pobyć sama i zebrać myśli. Zerknęłam w tył, żeby sprawdzić, czy nikogo za mną. Nie było nic widać, tylko ciemność. Uznałam to za dobry znak. Zastanawiałam się, co Merlin teraz o mnie myśli. Miękka frajerka? Tak, pewnie to. Westchnęłam. Nagle cała zaczęłam się trząść. Było mi zimno jak nigdy dotąd. Wspomnieniami przywołałam tę chwilę, chyba najlepszą w moim życiu, kiedy było mi tak ciepło i... przyjemnie. Do moich oczu zakradła się łza. Nie miałam już siły, pozwoliłam jej popłynąć. Spojrzałam w niebo. Zmieniłam się. Nie byłam już taka sama, to było pewna.
-Eteria! - usłyszałam głos Merlina z oddali.
Zaklęłam w duchu. Przyspieszyłam najmocniej jak mogłam. Zdawałam sobie sprawę, że nie mam szans z szybkością Merlina, ale było już blisko. Wylądowałam i zerknęłam w stronę bagna. Było podejrzanie cicho. A drzewa pod wpływem wiatru nachylały się tak, jakby chciały coś wyszeptać. Intuicja podpowiadała mi, że nie zapowiada się najlepiej.
Poczułam podmuch wiatru za moimi plecami. Nie odwróciłam się. Wiedziałam, kto to może być.
-Eterio... - zaczał, ale nie dokończył.
Westchnął i usiadł obok mnie.
-Ja też nie wiem, co mam o tym myśleć... - wyszeptał na tyle głośno, żebym mogłam to usłyszeć.
-Czułeś kiedyś... coś takiego? - wyszeptałam cichutko patrząc w jego oczy.
Westchnął lekko i odwrócił się w stronę bagna.
-Szczerze mówiąc...
<Merlin?>
Etykiety:
Eteria
wtorek, 11 sierpnia 2015
Konkurs na Banner
Tak jak w tytule: konkurs na banner dobiegł końca. Gdyby jednak ktoś chciał stworzyć inny, to nadal może, lecz banner nie weźmie już udziału w konkursie.
Prosiła bym też o reklamę Ostatniego Smoka, na prezentacjach i profilach. Na doggi, howrse i innych tego typu grach.
Bannery biorące udział w konkursie:
Autorstwa MrJinx:
Banner nr 1
Banner nr 2
Autorstwa Sevellis:
Banner nr 3
Prosiła bym uczestników, żeby wstrzymali się od głosowania na siebie. Ok?
Za udział w konkursie, za samą inicjatywę otrzymują + 10 punktów.
Zwycięzca zgarnie całe 100 punktów c:
~ Merlin
Od Merlina CD Eterii
Nie rozumiałem o co chodzi smoczycy. W jednej chwili jest wesoła, a w drugiej ledwie powstrzymuje łzy. Na dodatek miałem niemiłe uczucie iż to wszystko to moja wina.
- Ja... może już pójdę. - wyjąkała i wybiegła z jaskini prosto w objęcia nocy. Zobaczyłem, że szykuje skrzydła do lotu.
- Eteria! - krzyknąłem, niepewny co mógł bym powiedzieć gdyby jednak się zatrzymała. Niestety smoczyca zignorowała moje słowa i wzbiła się w powietrze. Krzyknąłem za nią jeszcze raz, ale jej sylwetka powoli rozpłynęła się na tle nocnego nieba. Zakląłem pod nosem i wzbiłem się w powietrze, starając się wypatrzyć gdzieś sylwetkę smoczycy. Nie chciałem jej stracić. Nie przez jakieś nieporozumienie, czy cokolwiek to było. Zacząłem lecieć w stronę gdzie poleciała. Oczywiście mogła mnie zmylić, ale ... jakoś wydawało mi się że poleciała właśnie tam. Wiatr świszczał mi w uszach, kiedy powoli zacząłem osiągać pełną prędkość. Niebieskimi oczami przewiercałem ciemność nocy. Nagle dostrzegłem znajomą postać. Eteria siedziała na ziemi, tyłem do mnie. Zleciałem i wylądowałem koło niej.
- Eterio ... - zacząłem. Chciałem ją przeprosić, mimo iż nie wiedziałem za co. Dlaczego czułem wyrzuty sumienia? Jakbym zrobił coś źle. Dlaczego wszystko musi być tak skomplikowane?
<Eteria?>
- Ja... może już pójdę. - wyjąkała i wybiegła z jaskini prosto w objęcia nocy. Zobaczyłem, że szykuje skrzydła do lotu.
- Eteria! - krzyknąłem, niepewny co mógł bym powiedzieć gdyby jednak się zatrzymała. Niestety smoczyca zignorowała moje słowa i wzbiła się w powietrze. Krzyknąłem za nią jeszcze raz, ale jej sylwetka powoli rozpłynęła się na tle nocnego nieba. Zakląłem pod nosem i wzbiłem się w powietrze, starając się wypatrzyć gdzieś sylwetkę smoczycy. Nie chciałem jej stracić. Nie przez jakieś nieporozumienie, czy cokolwiek to było. Zacząłem lecieć w stronę gdzie poleciała. Oczywiście mogła mnie zmylić, ale ... jakoś wydawało mi się że poleciała właśnie tam. Wiatr świszczał mi w uszach, kiedy powoli zacząłem osiągać pełną prędkość. Niebieskimi oczami przewiercałem ciemność nocy. Nagle dostrzegłem znajomą postać. Eteria siedziała na ziemi, tyłem do mnie. Zleciałem i wylądowałem koło niej.
- Eterio ... - zacząłem. Chciałem ją przeprosić, mimo iż nie wiedziałem za co. Dlaczego czułem wyrzuty sumienia? Jakbym zrobił coś źle. Dlaczego wszystko musi być tak skomplikowane?
<Eteria?>
Etykiety:
Merlin
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Od Eterii CD Merlina
Byłam zszokowana tym, co wydarzyło się chwilę temu. Gdy Merlin objął mnie skrzydłem, czułam ciepło i dotyk, którego mi brakowało. Dawno nikt tak nie robił. W jednej chwili przed oczami przeleciało mi całe życie. Szczęśliwe dzieciństwo, porwanie, okrucieństwo, którego zasmakowałam z rąk ludzi, ucieczka, dalsze życie. Walka o przetrwanie, blizny, krew. Tyle się wydarzyło... Od czasu wstąpienia tutaj strasznie zmiękłam. Zamiast być niezależną samotniczką, staję się kimś, komu zależy. Dziwne uczucie. Czułam się naprawdę błogo. Tak naprawdę, to czułam, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Poczułam pod powiekami łzy.
-Co Ty wyprawiasz?! - zbeształam się w duchu - Ty nigdy nie płaczesz. NIGDY! Co się z Tobą dzieje?! To do Ciebie niepodobne, nie jesteś sobą!
Merlin zabrał skrzydło, zauważając, że coś jest nie tak.
-Wszystko w porządku...? - nie dokończył.
-Oczywiście. - przerwałam z załamującym się głosem.
Wstałam i udałam się w stronę wyjścia, tamując łzy.
-Ja... może już pójdę. - wyjąkałam.
<Merlin?>
-Co Ty wyprawiasz?! - zbeształam się w duchu - Ty nigdy nie płaczesz. NIGDY! Co się z Tobą dzieje?! To do Ciebie niepodobne, nie jesteś sobą!
Merlin zabrał skrzydło, zauważając, że coś jest nie tak.
-Wszystko w porządku...? - nie dokończył.
-Oczywiście. - przerwałam z załamującym się głosem.
Wstałam i udałam się w stronę wyjścia, tamując łzy.
-Ja... może już pójdę. - wyjąkałam.
<Merlin?>
Etykiety:
Eteria
niedziela, 9 sierpnia 2015
Od Merlina CD Valentine
Dzięki Valentine uwolniłem się ze sznurów, choć zachowanie tej dziewczyny lekko mnie zdziwiło (w końcu zabiła swojego), nie mogłem teraz poświęcać temu czasu. W moich żyłach zagotowała się krew i pierwotny zew wzywał do walki. Od dawna nie zatopiłem zębów w ludzkim mięsie, co było do mnie lekko niepodobne. Teraz trzeba było nadrobić straty. Ryknąłem i strzeliłem plazmą w pierwsze człowieka, którego zobaczyłem. Drugiego uderzyłem ogonem w twarz, łamiąc mu czaszkę.
- To za celowanie z broni do Valentine! - warknąłem w smoczej mowie, żeby czasem dziewczyna mnie nie zrozumiała. Trzeciego powaliłem skrzydłem, w sumie nie było ich tu znowu jakoś dużo, ale starałem się by Valentine nie brała udziału w walce. Nie chciałem by miał na rękach krew swoich. Nawet jak na człowieka, wydawało mi się to trochę nie moralne. Po chwili było po wszystkim. Dookoła nas ziemia spływała krwią, ludzką krwią. Odetchnąłem by pozbyć się bitewnego szału, jaki czasem mnie ogarniał. Tego zatracenia się w walce. Rzuciłem pytające spojrzenie dziewczynie.
<Valentine?>
- To za celowanie z broni do Valentine! - warknąłem w smoczej mowie, żeby czasem dziewczyna mnie nie zrozumiała. Trzeciego powaliłem skrzydłem, w sumie nie było ich tu znowu jakoś dużo, ale starałem się by Valentine nie brała udziału w walce. Nie chciałem by miał na rękach krew swoich. Nawet jak na człowieka, wydawało mi się to trochę nie moralne. Po chwili było po wszystkim. Dookoła nas ziemia spływała krwią, ludzką krwią. Odetchnąłem by pozbyć się bitewnego szału, jaki czasem mnie ogarniał. Tego zatracenia się w walce. Rzuciłem pytające spojrzenie dziewczynie.
<Valentine?>
Etykiety:
Valentine
Subskrybuj:
Posty (Atom)