Eteria rozejrzała się dookoła, a ja podświadomie zrobiłem to samo. Miała rację, nie mogliśmy zostawić tu tego malucha. Nie tylko przez krew i martwe ciała smoków lecz choćby przez bliskie sąsiedztwo ludzi. No i smoczek dopiero co się wykluł, nie poradził by sobie sam, choćby w najbardziej sprzyjających warunkach.
- Zabierzemy go. - powiedziałem. - Zajmiemy się nim, może uda nam się znaleźć jego matkę ... jest szansa że gdzieś jest. - dokończyłem i zerknąłem na Eterię. Smoczyca uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Podeszła do niego i delikatnie chwyciła go za kark, podnosząc z ziemi (tak właśnie smoki przenoszą młode, rąk przecież nie mają). Maluch nie miał pojęcia co się dzieje, ale widać instynkt kazał mu nie wyrywać się, ani nie próbować uciekać. Uśmiechnąłem się do Eterii i malucha.
- Lećmy z tąd, nie mogę już na to patrzeć. - powiedziałem i wzbiłem się w powietrze. Smoczyca uczyniła podobnie. Po drodze nie rozmawialiśmy - niby jak skoro Eteria niosła małego smoczka w pysku? Polecieliśmy do lasu, gdzie moja partnerka miała jaskinię. Tam zaniosła smoczka. Nawet nie musiała pytać czy się zgadzam, to ona była smoczycą i byłem pewny iż zajmie się maluchem lepiej ode mnie.
- Trzeba dać mu imię. - powiedziałem, przyglądając się jak smoczek zwiedza nowy dom.
<Eteria?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz