piątek, 14 sierpnia 2015

Od Merlina CD Eterii

Morze wyglądało dzisiaj naprawdę pięknie. Miałem właśnie to powiedzieć gdy usłyszałem krzyk. Nie potrafiłem stwierdzić co krzyczało. Może smok, a może człowiek? Albo jakieś inne zwierzę? Spojrzałem na Eterię i oboje podjęliśmy decyzję. Po prostu musieliśmy wiedzieć co się stało. Czasem tak mam ... może Eteria też? Wzbiliśmy się w powietrze, lustrując oczami okolicę.
- To chyba z okolic miasta ... - powiedziała smoczyca i oboje pofrunęliśmy w tamtą stronę. Naszym oczom ukazała się okropny widok, aż żółć podeszła mi do gardła. Małe smoki, mnóstwo małych smoków. Rozerwane na strzępy ... wszędzie krew. Mimo iż Eteria była twardą smoczycą, widziałem wyraźnie, że ten widok również w niej wywołał falę obrzydzenia. A sprawcą nie był człowiek ... Tylko smok. Wielki czarny o psychopatycznym uśmiechu i szklistych czerwonych oczach. Dojrzał nas i uśmiechnął się sadystycznie.
- Moje małe smoczątka ... chodźcie do papy. - powiedział słodkim głosikiem, aż mdliło. Zalała mnie fala gniewu, która odbiła się w moim spojrzeniu jakie rzuciłem smokowi.
- Jesteś na terenie Ostatniego Smoka! Mojego stada! Co tu do cholery robisz?! - warknąłem w jego kierunku. Smok wzbił się w powietrze, nie był większy niż ja czy Eteria, ale miał większe mięśnie. Choć tyle że był przez to wolniejszy i mniej zwinny ... nie było to jednak wielkie pocieszenie.
- Wali mnie twoje stado lalusiu. - prychnął i zaatakował. Widać nie lubił rzucać słów na wiatr i cenił sobie walkę. Zrobiłem unik przed jego ohydnymi żółtymi zębiskami i zaatakowałem jego bark. Kiedy moje zęby zacisnęły się na smoku, zobaczyłem jak Eteria wgryza się w jego skrzydło. W pierwszej chwili miałem ochotę krzyknąć by uciekała. W następnej zdałem sobie sprawę że będę potrzebował jej pomocy, a ona w końcu jest smokiem. Nie uchronię jej przed niebezpieczeństwem jeśli będę mówić jej by uciekała. Życie smoka to wieczna walka o przetrwanie, tu nie ma miejsca na coś takiego. Uświadomiłem sobie z lekkim żalem. Kocham ją, więc chcę ją bronić ... ale w tym wypadku najlepszą obroną będzie zaatakowanie tego smoka. Musiałem pozwolić jej walczyć. Wiedziałem że nie odpuści. Oderwałem kawał mięsa i wyplułem, jednocześnie odbijając się od smoka by uniknąć jego zębów. Były zadziwiająco długie i obrzydliwe. Smok splunął na mnie kwasem, a ja zrobiłem fikołka w powietrzu, by ciecz mnie nie dotknęła. Stanowczo miałem dość smoków z domeną wody. Katem oka zobaczyłem ze smoczyca porządnie rozerwała samcowi skrzydło. Smok zachwiał się w powietrzu i plunął kwasem w Eterię, która uskoczyła. Wyrównałem lot i zapikowałem w stronę smoka w celu zabicia go. Nie miałem wątpliwości iż musi umrzeć. Zabił młode smoki, czegoś takiego się nie robi. Nie kiedy jestem w pobliżu. W locie zacisnąłem szczęki na jego gardle. Smok przez chwilę jeszcze się wyrywał, ale w końcu znieruchomiał. Puściłem go i rozłożyłem skrzydła tym samym zawisając w powietrzu. Bezwładne cielsko smoka uderzyło o ziemię, wzbijając chmurę pyłu. Przy okazji usłyszałem chrzęst pękających kości. Eteria podfrunęła do mnie w powietrzu.

<Eteria?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz