Szłam sobie przy murze, który oddzielał terytorium smoków od miasta.
Wiedziałam, że to nierozsądne, a zwłaszcza w dzień, i to samemu. To było bardzo ryzykowne.
Ale od dawna nie czułam tej adrenaliny, a zwłaszcza dawno nie widziałam człowieka. Prawie zapomniałam, jak ta rasa wygląda. No prawie. Okrążyłam mur niezauważalnie (jak na razie). Jak coś, to mam skrzydła. No chyba, że prędzej mi je odetną, jak już mnie schwytają. JEŚLI. JEŚLI mnie schwytają. Intuicja podpowiadała mi, żeby uciekać. Rozum również. Ale nie tym razem. Nagle coś usłyszałam. Ni to krzyk, ni to ryk. Gwałtownie się zatrzymałam. Już chciałam rozprostować skrzydła, kiedy usłyszałam coś za mną.
Odwróciłam się.
Za mną nikogo nie było.
Uśmiechnęłam się ironicznie i szłam dalej. Po chwili znowu usłyszałam ten dźwięk.
Tym razem go nie zignoruję. - pomyślałam.
Odwróciłam się.
<Ktokolwiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz