-Ja... - mówił jakby zmieszany - naprawdę Cię lubię...
Intuicyjnie spuściłam łeb w dół. Szczerze mówiąc, to jednocześnie liczyłam na coś innego, a jednocześnie nie... Ogarnij się, co Ty ze sobą robisz?! - usłyszałam głos w mojej głowie - Dzieje się z Tobą coś dziwnego, masz przestać! Byłam ciekawa, czy to jest prawda. Jeśli jednak tak, to... popadłam w nieszczęśliwą miłość. Zdarza się. Już miałam wstawać, kiedy ponownie usłyszałam jego głos.
-Eterio... ja ciebie kocham.
Zastygłam w miejscu. Tak naprawdę, to jeszcze przed chwilą miałam sobie pójść i o wszystkim zapomnieć. Ale w ostatniej sekundzie to się zmieniło. Gdy tak siedziałam w miejscu, nagle poczułam znajome uczucie ciepła i poczucie bezpieczeństwa. To Merlin objął mnie skrzydłem. Wtuliłam się w niego i zasnęłam.
~*~
Był już ranek. Obudziłam się z widokiem na wschodzące słońce. Nadal czułam kojące ciepełko. Ale niestety Merlina nie było. Na początku się wystraszyłam. Albo rozmyślił się i poleciał, albo to wszystko to był piękny sen, albo coś z bagna go pochłonęło. Zerknęłam w stronę bagna, ale jego tam nie było. Znajdowałam się na klifie, przy plaży, z widokiem na morze. Byłam naprawdę zaskoczona. Jak ja się tu znalazłam?, rozmyślałam. Wstałam ziewając. Rozglądnęłam się dookoła, ale jego nigdzie nie było. Posmutniałam. Usiadłam nad przepaścią, wpatrując się we wschód słońca. Wolałam panoramę burzy albo gwiezdnej nocy, ale przyznać musiałam, że to też było piękne. Westchnęłam. Było mi żal, że nie ma tu Merlina. Może rzeczywiście to wszystko mi się przyśniło? Przecież mogło tak być. Miewałam naprawdę realistyczne sny. Ale to, co za chwilę zobaczyłam, zaprzeczyło dwóm moim teoriom - Merlin leciał w moim kierunku. Gdy tylko go zobaczyłam, jakoś mi tak trochę ulżyło. Wylądował, ale to, co trzymał w zębach, zdziwiło mnie totalnie. Były to kwiaty czarne jak noc, z czerwonymi i niebieskimi przejaśnieniami. Zaśmiałam się lekko.
-A od kiedy to pan Przywódca jest romantykiem?
-Szczerze? Nigdy nie byłem ani nie będę, ale kwiaty zrywać to umiem.
Położył kwiaty przede mną.
-Dziękuję... - zarumieniłam się leciutko.
W tej chwili nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Zachowywałam się jak potulny kociak, co nie było do mnie zbyt podobne. Widocznie to uczucie zmienia nawet najtwardszych. Poczułam, że Merlina również zmieniło. Chociażby w minimalnym stopniu.
<Merlin? Wena przychodzi>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz