piątek, 24 lipca 2015

Od Valentine CD Merlina

- I jak było? - zadał pytanie. Na mojej mojej twarzy namalował się wielki uśmiech. Klatka piersiowa podniosła się i zarazem opadła i tak w kółko.
- I jak było? Jak było?! Było... było wspaniale. Dziękuję. - spojrzałam na niego, po czym na ziemię przypominając sobie swoje dzieciństwo, a raczej resztki. Po moim policzku spłynęła samotna łza, którą Merlin musiał zauważyć.
- Coś się stało? - spytał zatroskanym głosem. Koniuszkami palców wytarłam łzę i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie, nie. Nie się nie stało, spokojnie. - wstałam po pewnym czasie i się wyprostowałam. Spojrzałam w niebo, które zaczynało robić się coraz to bardziej ciemniejsze. Wzięłam głęboki wdech, bo nie chciałam, by ten dzień się skończył, a jeśli nie wrócę do miasta to ludzie będą się niepokoić. Zaczęłam kierować się powoli w stronę miasta. Ku mojemu zaskoczeniu, mój towarzysz ruszył tuż za mną. Czy on nie wie na co się naraża? Że jak zbliży się do miasta to ludzie go... zabiją? Jeśli nawet ktoś chciałby skrzywdzić to stworzenie to... bym stanęła w jego obronie. Ludzie więcej krzywdy mi zrobili niż smoki. Połowa drogi minęła nam dobrze. Śmialiśmy się, bądź dla zabawy popychaliśmy się w krzaki. Skubany parę razy mnie wrzucił, gdy się najmniej tego spodziewałam, lecz to w końcu się skończyło. Odepchnął mnie ogonem w krzaki. Grupka mężczyzn zeskoczyła z drzew z sznurami jak i łańcuchami na Merlina co skutkowało powaleniem go na ziemię. Miałam nadzieję, że wygramoli się z tej pułapki, lecz grubo się myliłam. Jeden z mężczyzn wymierzył w smoka broń, a moje źrenice się rozszerzyły. Oddech przyśpieszył, a adrenalina rosła. Miałam wybór. Zabić swoich, czy zabić swego towarzysza. Wyszłam z krzaków i podeszłam do nich, a wzrok wszystkich skierował się właśnie na mnie. Szatyn, który celował w mego podopiecznego zaśmiał się pod nosem, po czym zbliżył się do mnie. Nie czułam strachu, bądź czegoś innego. Gad zaczął się wiercić, co skutkowało mocniejszym szarpnięciem za liny i łańcuchy.
- Co taka urocza dziewczyna robi w lesie, gdy ta bestia tu się czai. - podszedł do mnie bliżej i dłonią przejechał po moim policzku. Kolejny lovelas się znalazł. Jedną dłonią przejechałam po jego włosach, w pewnym momencie chwyciłam mocniej, a w drugiej miałam zaciśnięty pistolet, który przylegał teraz do jego podbródka.
- Nie dotykaj mnie i nie nazywaj go bestią. - strzeliłam. Nie miałam wyboru, bo ludzie nie mają najmniejszej litości. Wzrok pozostałych mężczyzn był nasycony strachem, co tylko spowodowało większy jak i bardziej psychopatyczny uśmiech. Zamiast trzymać liny, wycelowali we mnie broń. Oblizałam z rąk krew, a Merlin się uwolnił.

< Merlin? >

Informacje

Tu Nightmare.
Podczas nieobecność właścicieli ja wstawiam opowiadania, więc wysyłajcie je na:
Doggi - pieseksuczka
Howrse - wiewcia667
Gmail - nanotech1232@gmail.com
:D

Od Merlina CD Valentine

Valentine się do mnie przytuliła. Powiem szczerze że zaskoczyła mnie tak iż nawet nie zdążyłem zaprotestować. Zerknąłem tylko na nią kątem oka, zastanawiając się co też chodzi jej po głowie. Widziałem na jej twarzy uśmiech i  nieobecny wzrok, jakby wspominała jakieś szczęśliwe chwile. Pewnie smoczycę która ją wychowała ... - pomyślałem, przypominając sobie jej słowa. Po chwili dziewczyna odkleiła się ode mnie. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, kiedy jakby nigdy nic pogładziła moje skrzydło. Wzdrygnąłem się, chcąc  zabrać skrzydło, ale dotarło do mnie że to uczucie jest nawet ... przyjemne. Nie zabrałem więc skrzydła, pozwalając by Valentine delikatnie je głodziła.
- To co teraz? - zapytałem po chwili ciszy. Dziewczyna spojrzała na nie pytająco.
- Co teraz? - powtórzyła.
- No ... co będziemy robić, w końcu  dzień jeszcze się nie skończył. - powiedziałem wesoło. Valentine zamyśliła się, albo przynajmniej udawała że się zastanawia. Dostrzegłem jej wzrok, kiedy rzuciła mi "ukradkowe" spojrzenie na moje skrzydła. Westchnąłem głośno.
- No skoro chcesz ... to wskakuj. - powiedziałem wstając i lekko rozkładając skrzydła, tak by odsłonić miejsce na grzbiecie. Dziewczyna nie zastanawiając się długo, wgramoliła się na mnie. Chwyciła rękami moje kolce, mocno, tak by nie spaść.
- Trzymaj się mocno! - powiedziałem i rozłożyłem skrzydła z cichym "ŁUP". Zaraz potem machnąłem nimi i wzbiłem się w powietrze, zostawiając za sobą chmurę suchej trawy i pyłu, które uniosły się z ziemi, pod naporem wiatru, który wytworzyłem wzbijając się w powietrze. Pod nami rozciągała się rzeka, która wypływała ze Smoczego Lasu na łąkę i podążała dalej do Dras - Leony, która dzieliła na dwie nierówne części. Wzniosłem się wyżej od najwyższego czubka drzewa i wyżej od najwyższego ludzkiego domu. Prawie czułem jak Valentine rozgląda się, spoglądając na łąkę, las i rzekę. Poleciałem dalej, choć pewnie było to ryzykowne w kierunku miasta. Nie przeleciałem bezpośrednio nad nim, ale i z tąd widać było jego domu i ludzi, który wielkością dorównywali mrówką. Machałem rytmicznie skrzydłami, nie rozwijając maksymalnej prędkości, by Valentine mogła sobie wszystko dokładnie obejrzeć. Później przyjdzie czas na podziwianie smoczej szybkości. Znaleźliśmy się nad morzem, pod nami stado delfinów wyskakiwało z wody, rozbryzgując ją na wszystkie strony. W końcu jednak zniknęło pod wodą i nie było czego oglądać. Wzbiłem się więc wyżej, zacząłem lecieć pionowo do góry (niewiele smoków to potrafi), napawając się świeżym morskim powietrzem. Stopniowo przyspieszałem, w końcu wlecieliśmy w chmury. Valentine wierciła się na moim grzbiecie patrząc dookoła.
- Pora na prawdziwy smoczy lot. - uśmiechnąłem się do niej i wystrzeliłem prosto przed siebie. Czułem jak dziewczyną szarpnęło, tak że ledwo się utrzymała. Rozwinąłem całkiem przyzwoitą prędkość, pędząc przed siebie, czasami robiłem nagłe zwroty albo pikowałem pionowo w dół, by nagle rozłożyć skrzydła tuż nad taflą wody. Pokazałem Valentine nawet całkiem niczego sobie slalom między skałami w wodzie. Wystarczyła jedna pomyłka by na nie wpaść i zamienić się w smoczo - ludzka miazgę, pod siłą uderzenia. Na szczęście jestem i zwinny i szybki. Raz zrobiłem nawet fikołka w powietrzu, ale Valentine zsunęła mi się w tedy z grzbietu i trzymała wyłącznie za kolce, więc nie spróbowałem tego znowu w obawie że spadnie. W końcu wylądowałem na klifie, by trochę odpocząć. Nie przywykłem do lotu z pasażerem.
- I jak było? - zapytałem dziewczynę, która zeszła z mojego grzbietu i usiadła obok, starając się nie zwracać uwagi na to że podczas lotu moje łuski i kolce wbijały jej się w tyłek i nogi, a dłonie rozbolały od trzymania kolca.

<Valentine?>

Od Valentine CD Merlina

Próbowałam wydostać się spod jego skrzydła, które mnie przykryło. Usłyszałam jego śmiech, co mnie bardzo zdziwiło, bo pierwszy raz słyszałam jak on się śmieje. Gdy udało mi się wychylić głowę, Merlin zaczął się śmiać głośniej. Uniósł do góry swe skrzydło, z czego ja skorzystałam i delikatnie go szturchnęłam i zaczęłam się razem z nim śmiać. Jak ludzie i smoki mogą walczyć między sobą? Przecież wszyscy jesteśmy równi, nie ważne w jakim ciele. Przecież da się z nimi normalnie żyć, spędzać czas.
- Po której stronie stoisz? - spojrzał na mnie, a ja patrzyłam cały czas przed siebie.
- Po której stronie? Po niczyjej. Trudno podjąć decyzję jeśli wychowywało cię jedno, a później drugie. Ty zapewne stoisz po stronie swoich, prawda?
- Mhm... - westchnął. W pewnej chwili nie wiedziałam co we mnie wstąpiło i jak gdyby nigdy nic, wtuliłam się w smoka. Dawno nie czułam takiej bliskości z tymi stworzeniami. Nagle przypomniało mi się to jak stara smoczyca mnie przygarnęła, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Po chwili odkleiłam się od niego i pogładziłam skrzydło. Ciekawa byłam jakie to uczucie musi towarzyszyć podczas lotu po niebie.

< Merlin? >

czwartek, 23 lipca 2015

Od Merlina CD Valentine

- Za to, że nie dałeś jakby to powiedzieć dojść do walki między mną, a tym drugim. Czemu to zrobiłeś? Czemu stanąłeś między mną, a nim? Dlaczego mnie uratowałeś? - zapytała Valentine opierając się o mnie. Zastanowiłem się jak ubrać w słowa to co chciałem powiedzieć.
- Bo to było by trochę dla mnie kłopotliwe, - zacząłem ostrożnie.
- Kłopotliwe? - zapytała dziewczyna, a ja westchnąłem.
- Wiesz .. jestem przywódcą stada smoków, więc raczej nie mogę pozwalać by człowiek zabijał naszych, nawet jeśli nie są z mojego stada. Gdybyś go zabiła musiał bym zabić ciebie, a jakoś nie chcę. - powiedziałem. Valentine pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Nie powiedziałeś że jesteś przywódcą. - oskarżyła mnie. Uśmiechnąłem się kwaśno.
- Nie było okazji. - powiedziałem. Rozłożyłem skrzydło i przykryłem nim Valentine, tak że nie było widać jej zupełnie, jakby została zamknięta w jakimś kokonie. Przez błonę mojego skrzydła nie przebijały się promienie słońca, więc było tam najpewniej zupełnie ciemno. Zacząłem się śmiać, gdy dziewczyna spróbowała się wydostać.

<Valentine?>

Dwie wiadomości

Mam dwie wiadomości: dobrą i złą.

Na początek dobra:

Osobą które były aktywne na blogu dodałam punkty, po 100 dla Valentine i Eterii, 75 dla Daphne i 50 dla Katniss. Mam nadzieję że się cieszycie :)

No to teraz pora na tą złą:

Wyjeżdżam nad morze (w sobotę, ale w piątek będę miała mało czasu na komputer) i nie będę miała dostępu do internetu. 
Jeśli nie znajdę kogoś chętnego do zastąpienia mnie przez około 15 dni, blog zostanie na ten czas zawieszony. Oczywiście jak wrócę z wakacji wszystko wróci do normy ;)

No więc mam pytanie, czy ktoś odpowiedzialny i uczciwy chce mnie zastąpić?
(odpowiedzi na poczcie lub w komentarzach)

~*~

Ach, i właścicielka Katniss jest moją siostrą więc też jej nie będzie xD


~ Merlin

Od Valentine CD Merlina

Przyglądałam się temu wszystkiemu z wielkim zdziwieniem. Zaskoczyło mnie zachowanie smoka. Przecież to był jeden z nich, mógł sobie to odpuścić. Sama dałabym sobie radę. Spojrzałam na mego towarzysza, który oblizywał sobie łapy. Przez chwilę musiałam sobie poukładać to wszystko, co przed chwilą miało miejsce. Uśmiechnęłam się w jego stronę. Gdy skończył rozciągnął skrzydła, po czym ryknął. Moją uwagę przykuło coś czerwonego pod skrzydłem. Zignorowałam to, lecz nie dawało mi spokoju. Może nie zauważył tego, może to jest krew tamtego? Zdjęłam bandaż z swojej dłoni, w końcu on tylko ukrywał lekko pozdzierane koniuszki palców i zamoczyłam w wodzie. Ścisnęłam go mocno tak, aby woda wyciekła, po czym zaczęłam zbliżać się do Merlina. Skierował swoje spojrzenie na mnie z... zdziwieniem?
- Rozłóż skrzydło. - powiedziałam ze stanowczością w głosie. Rozłożył je, a wtedy zobaczył nacięcie, z którego sączyła się szkarłatna substancja. Po chwili złożył skrzydło.
- Nie. - odpowiedział oschle. Przewróciłam oczami i złapałam za zranioną część zwierzęcia, na co on pokazał rząd swoich kłów i warknął. Spiorunowałam go wzrokiem. Gdy próbował wyrwać skrzydło z mego uścisku, ja szarpałam je mocniej. W pewnym momencie udało mi się zabandażować ranę, po "zabawie" z smokiem. Gad spojrzał na opatrunek z zaciekawieniem i próbował go zerwać. Spiorunowałam go ponownie wzrokiem na co zareagował. W końcu padłam na ziemię i oparłam się o Merlina.
- Dzięki. - powiedziałam można powiedzieć dysząc.
- Za co?
- Za to, że nie dałeś jakby to powiedzieć dojść do walki między mną, a tym drugim. Czemu to zrobiłeś? Czemu stanąłeś między mną, a nim? Dlaczego mnie uratowałeś?

< Merlin? >

Od Valentine CD Naomi

Promienie słońca muskały moje ciało, a trawa delikatnie zaczęła łaskotać skórę. Wiatr rozwiewał co jakiś czas moje włosy. Twarz miałam skierowaną w stronę błękitnego nieba, a dłonią przejechałam po wysokiej trawie. Wszędzie panowała muzyka grana przez naturę. A to ptaki śpiewały, a to wiatr szumił zapraszając korony drzew do tańca. Przeciągnęłam się i po jakimś czasie wstałam, gdy robiło mi się za ciepło. Rozejrzałam się wokół za poszukiwaniem jakiegoś chłodniejszego miejsca. Moją uwagę przykuło wielkie drzewo, które rzucało dużo cienia. Poczłapałam do upatrzonego przeze mnie miejsca u rozsiadłam się, opierając głowę o pień. Wzięłam głęboki wdech, po czym zamknęłam oczy. Cień dawał mi przyjemne uczucie chłodu jakiego tylko potrzebowałam do szczęścia. Przestałam czuwać po jakimś czasie, co bardziej narażało mnie na atak jakiegoś stworzenia. Przysnęłam. Nagle poczułam jakieś... ciepło? Najpierw otworzyłam jedno oko, a później drugie i spojrzałam w bok. Moim oczom ukazał się uroczy widok. Otóż przy moim boku spał niewielki smok. Jego głowa leżała wraz z łapą na moim brzuchu, przez co było mi w miarę ciepło. Gad ciężko dyszał, w końcu nie dziwię mu się jak jest taki upał. Jedną ręką niepewnie pogładziłam stworzenie. Na moje szczęście gad spał dalej, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

< Naomi? >

Od Nightmare

Latałam wysoko, prawie pod chmurami. W dole kłębiło się od pochodni i wściekłych okrzyków. Znów mnie szukali, znów muszę się zwijać. Wzleciałam nad chmury i gnałam przed siebie. Zatrzymałam się dobre 30 kilometrów dalej. Zleciałam na ziemię. Nic tu nie poznawałam - i dobrze. Nie znajdą mnie. Ludzie szukają mnie bo często kradłam im owce i ryby. Czasem zabijałam . Więc jestem spalona w kilku miejscach. Wtem usłyszałam szelest. Zaczęłam warczeć. Z krzaków wyskoczyła czarna furia. Właściwie czarno-niebieska. Poderwałam się do lotu. Gnałam przed siebie. Nieznajomy był tuż za mną. Nie miał dość, a ja nie miałam zamiaru się zatrzymać. Nagle poczułam ugryzienie w ogon. Zachwiało mną i zaczęłam spadać. Nie mogłam opanować lotu. Tuż przy ziemi się udało. Omijałam zwinnie drzewa, z czym mój prześladowca miał trochę problemu, ale niezmordowanie leciał za mną. Wzbiłam się wysoko w powietrze. Druga furia opadła na ziemię. Podleciałam do niej.
- Czy ty nigdy nie masz dość? - zapytał napastnik
- Nie - mruknełam
- Nie należysz do Ostatniego Smoka... - wyczuł
- Mhm - przytaknęłam
- Merlin, przywódca stada OS
- Nightmare
- Może zechciałabyś dołączyć? - zaproponował Merlin
Ta jego uprzejmość mnie dobijała. Co mnie obchodzi jakieś stado? W sumie... Pewnie mają żarcie, i łatwiej tam o Team jak cie atakują. Eee zawsze mogę odejść.
- Dobra - powiedziałam już pewniej.
- Chodź
Ruszyliśmy w stronę rzekomego stada. Rozjaśniało się już na niebie. Czułam coraz mocniej smoki. Weszliśmy na jakąś polanę. Wszyscy się mi przyglądali, a ja odpowiadałam im tylko groźnym wzrokiem. Usiadłam samotnie w cieniu drzewa. Cała polana tętniła życiem. Po chwili podszedł Merlin.
- Chodź
Wstałam i poszłam za nim. Doprowadził mnie do jaskini.
- To twoja jaskinia - powiedział i odszedł.
Weszłam do środka. Było tam pusto. Wokoło panował mrok. Trzeba trochę urządzić. Najpierw przyniosłam płaski kamień i ułożyłam na nim posłanie. Znalazłam jakiś świecący kryształ i wbiłam go w sufit. Było już jasno. Zrobiłam też "klosz" którym mogłam zamknąć kryształ żeby nie świecił. Chyba tyle... Położyłam się spać, bo już zdążyło się ściemnić.

*** 

Obudziłam się około 5 nad ranem. Wszyscy spali. Ja wyszłam bo byłam głodna. Zaczęłam węszyć. Zobaczyłam potok, w którym płynęła ryba. Złapałam ją. Ale jedna ryba nie wystarczy. Dalej rzeka była pusta. Zwęszyłam jakiś zapach. Leciałam za nim. Moim oczom ukazało się stado owiec. Oblizałam się. No nie jadłam od trzech dni... Podkradłam się. Nikogo nie było. Złapałam owcę i ją zabiłam. Zjadłam ją szybko. Potem jeszcze zabiłam dwie. Byłam najedzona. Poleciałam nad rzekę. Powoli robiło się upalnie. Weszłam do wody. Była chłodna i przyjemna. Napiłam się i położyłam na płyciźnie. Potem zanurkowałam w nieco głębszej wodzie. Dno było zacne. Zobaczyłam węgorza. Złapałam go na zapas. Wróciłam do smoków z węgorzem w pysku. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na wariata gdy go zjadałam.
- Ty to jesz??? - zapytał Merlin
- Mhm - przytaknęłam.
Potem zdziwiony odszedł. Ja poszłam do swojej jaskini. Usłyszałam jak ktoś wchodzi.

<Ktosiu?>

środa, 22 lipca 2015

Nowa Smoczyca!

Powitamy Nightmare!


Mam nadzieje że miło spędzisz z nami czas :3

Od Merlina CD Valentine

Ze snu wyrwało mnie warczenie ... smocze warczenie. W pierwszej chwili chciałem z powrotem zasnąć, bo co mnie obchodzi jakiś smok? Jednak po chwili przypomniałem sobie że nie jestem sam - jest ze mną (czy raczej powinna być) Valentine, która jest człowiekiem. W moim umyśle zapaliła się czerwona lampka. Natychmiast otworzyłem oczy i podniosłem głowę z wysokiej trawy. Valentine celowała w zielonego smoka z broni. Nie strzelała jednak, ale gadowi wydawało się to obojętne. Czułem bijącą od niego wściekłość i chęć mordu. Szkarłatne oczy wbił w Valentine, która trzymała palec owinięty wokół spustu pistoletu, gotowa w każdej chwili wystrzelić. Smok nie należał do Ostatniego Smoka, był obcy a więc nie mogłem wystąpić z autorytetu przywódcy. Nie mogłem jednak dopuścić by coś się stało dziewczynie - mojej "zabawce", choć przestałem ją już tak nazywać. Nie mogłem też pozwolić by to ona zabiła smoka ... bądź co bądź jestem przywódcą i mam jakieś obowiązki wobec mojego stada, którego celem jest walka z ludźmi. I o ile mogę darować dziewczynie, która nie boi się smoków, to nie mogę przymknąć oka na zabicie jednego z nas. Momentalnie podjąłem decyzję. Wyskoczyłem z trawy, jeżąc łuski na ciele. Powoli podszedłem do tego zielonego gada z obnażonymi zębami i lekko rozłożonymi skrzydłami. Stanąłem pomiędzy Valentine i smokiem. Zielony spojrzał na mnie zdziwiony, ale zaraz doszedł do siebie. Ryknął w moja stronę, a z jego pyska zaczęła wyciekać zielonkawa substancja, którą natychmiast rozpoznałem - żrący kwas, zdolny przepalić metal, a co dopiero ciało. Nie zamierzałem dać za wygraną z samego strachu przed spaleniem kwasem. Ryknąłem na niego, prezentując w pełni moje ostre kły. Gad skoczył na mnie próbując mnie przewrócić i ugryźć, zwinnie uskoczyłem i sam odbiłem się od ziemi. Wylądowałem na karku smoka i zatopiłem zęby w jego ciele. Gad ryknął z bólu.
- Zostaw ją w spokoju! To moja Zabawka! - warknąłem do niego i szarpnąłem za kark. Smok mruknął coś niezrozumiałego. Puściłem go, a on oddalił się i wzbił w powietrze. Na trawie lśniły po nim ślady krwi. Oblizałem się po pysku, szczęśliwy że nie musiałem wybierać między jego życiem a życiem Valentine.
<Valentine?>

wtorek, 21 lipca 2015

Od Merlina CD Eterii

- A potem Ty się pojawiłeś. - patrzyła na mnie z wdzięcznością. - Nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdybyś się nie obudził. - powiedziała. Ugryzłem się w język żeby nie powiedzieć czegoś nieprzemyślanego. A po głowie chodziła mi masa odpowiedzi z których żadna nie była trafna w tej sytuacji. Smoczyca podeszła do mnie i polizała mnie w policzek. Zaraz potem dotarło do niej (i mnie) co zrobiła.
- Wybacz. - wybełkotała. - Poniosło mnie... - spuściła lekko wzrok.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziałem szybko, żeby nie pomyślała sobie że mnie jakoś uraziła czy bóg wie co innego. Choć ... co ja powinienem o tym myśleć? Machnąłem lekko ogonem, przesuwając kamyczki leżące na dnie jaskini. Eteria spojrzała mi w oczy.
- Czyli ten ... nie gniewasz się? - zapytała.
- Oczywiście że nie. - odpowiedziałem i objąłem ją skrzydłem żeby poczuła się lepiej. Po chwili zabrałem skrzydło.

<Eteria? Trochu nie wiem co napisać xD>

Od Valentine CD Merlina

- Ups. - mruknął, a ja buchnęłam śmiechem. Odczepiłam zerwaną strunę, a na jej miejsce doczepiłam nową.
- Może dzisiaj sobie odpuścimy naukę gry na gitarze. Na razie to się przyglądaj i słuchaj. - mówiłam dalej się śmiejąc. Wystarczyło dosłownie parę chwil bym się uspokoiła po tym... wszystkim.
- No dobra. - warknął trochę zniesmaczony.
- Ej, mi też za pierwszym razem tak łatwo nie szło. Lata to znaczy ja nawet łatwo to pojęłam. Zobaczysz, nauczysz się. - kontynuowałam grę. Westchnęłam głośno, co smok musiał usłyszeć. Zignorowałam to, a gad ułożył się w trawie. Wyglądało to uroczo moim zdaniem. Po paru minutach, a szczególnie godzinach wstałam, by wyprostować wszystkie kości. Merlin najwyraźniej zasnął, z czego mogłam wywnioskować, iż nie podniósł łba znad wysokiej trawy. Cicho odłożyłam instrument na bok i podeszłam do rzeki. Kucnęłam przy samym brzegu, zamoczyłam dłonie w wodzie, co skutkowało zamoczeniem bandaży, po czym przemyłam twarz, by się ochłodzić. Nie zwracałam uwagi na wszystko wokół. Byłam jak to się mówi... w innym świecie, lecz nie na długo. Nagle wyrwało mnie z tego czyjeś warknięcie. Warknięcie, którego jeszcze nie znałam. Które było przepełnione nienawiścią jak i zemstą. Wstałam i powoli się odwróciłam. Parę metrów przede mną stał zielony smok. Był inny niż Merlin. Przednie kończyny miał połączone błoną ze skrzydłami. Z paszczy wystawały ostre kły. Zbliżał się bardziej, na co ja czekałam na dalszy ciąg wydarzeń. Byłam w każdej chwili gotowa, by wyciągnąć broń i strzelić jeśli to, by było potrzebne.

< Merlin? >

Od Eterii CD Merlina

Westchnęłam. Merlinowi należały się wyjaśnienia, nawet, jeśli nikomu jeszcze tego nie opowiadałam w pełni i nie lubiłam tego mówić. Merlin patrzył na mnie oczekująco. Usiadłam na kamieniu na przeciwko.
-A więc muszę zacząć od początku... - ponownie westchnęłam, po czym ziewnęłam. Była jeszcze noc, więc to normalne, że po tym dniu chce mi się spać. Zerknęłam na Merlina pytająco.
-Na pewno chcesz, żebym teraz to opowiadała? Należą Ci się wyjaśnienia, ale teraz, w nocy? Nie chcę ryzykować, że pojawią się tu posiłki. - odwróciłam głowę w stronę miasta.
-Jeśli chcesz, możemy pójść gdzie indziej. Na przykład do jakichś opuszczonych jaskiń. - uśmiechnął się pod nosem.
-Co masz na myśli? - zmarszczyłam nos.
Odwrócił łeb w moją stronę, nadal z tajemniczym uśmiechem.
-Słyszałaś o tych w Lesie Szeptów?
Próbowałam sobie coś przypomnieć. Niestety, na nic.
-Chyba nie...
Merlin odbił się od ziemi i był w powietrzu. Poszłam jego śladem. Gdy lecieliśmy nad Lasem Szeptów, który nie był daleko, ujrzałam kilka jaskiń. A może nawet kilkanaście. Merlin wleciał do największej, a po nim ja. Usiadł na kamieniu i znów patrzył na mnie oczekujących. Klapnęłam parę kroków dalej.
-A więc... ? - zapytał.
-No dobra. Przez pierwsze kilka miesięcy mojego życia byłam żywiołowym smoczątkiem, które cieszy się wszystkim. Ale pewnego dnia wszystko się zmieniło. - westchnęłam. - Porwali mnie ludzie. Z resztą nie tylko mnie, ale i moją rodzinę. Torturowano nas dla własnej uciechy. A mi nawet wypalili te znaki. - spojrzałam na moje łuski pokryte czerwonymi znaczeniami.
-Ale pewnego razu nadarzyła się okazja do ucieczki. - kontynuowałam. - Ale tylko ja z niej skorzystałam. A przynajmniej tylko mi się udało.
-I co to ma do rzeczy...? - zapytał.
-A to, że rozpoznali mnie. To prawdopodobnie byli ci sami ludzie, albo ich potomkowie.
Spojrzał na mnie wyczekująco.
-I tak normalnie dałaś się złapać? - podniósł brwi do góry, jakby wątpiąc.
Zaśmiałam się lekko.
-Oczywiście, że nie. Jakimś cudem dotarli mojej jaskini. I związali mnie tak cicho, że nic nie usłyszałam. Obudziłam się jeszcze przed skończeniem wiązania, ale było za późno. Ich było za dużo. A szczególnie za dużo broni palnej. Gdybym wykonała jakiś gwałtowny ruch, byłabym trupem. Było ich tam około dwudziestu, więc dali radę mnie przenieść, a właściwie to przepchać.
Merlin słuchał uważnie, analizując każde słowo.
-A potem Ty się pojawiłeś. - patrzyłam na niego z wdzięcznością. - Nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdybyś się nie obudził.
Miałam wrażenie, że chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie tego nie zrobił. Podeszłam do niego i przyjacielsko polizałam go w policzek. (jeśli smoki je mają)
Ale dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam.
-Wybacz. - wybełkotałam. - Poniosło mnie...

<Merlin?>

Od Merlina CD Valentine

Valentine skierowała w moją stronę gitarę. Jak ona sobie wyobraża moją grę? Niby wydawało się to proste, ale miałem przeczucie że wcale takie nie było ... Czułem jednak wielką ochotę by spróbować, co pewnie było dość dziwne, ale z natury lubiłem poznawać nowe rzeczy. Zbliżyłem się do gitary i podniosłem prawą łapę. Na pierwszy rzut oka było widać, że moje wielkie pazur prędzej zniszczą niż zagrają. Starałem się więc jak najdelikatniej szarpnąć za struny. Z gitary wydobył się dźwięk, który w niczym nie przypominał muzyki dziewczyny. Mruknąłem niezadowolony, na co Valentine zaśmiała się. Jeszcze raz spróbowałem zagrać z równie marnym skutkiem, który najwyraźniej bardzo bawił Valentine.
- To wcale nie jest śmieszne! - fuknąłem w jej stronę, co wcale nie powstrzymało śmiechu dziewczyny. Skierowałem wzrok na gitarę i jeszcze raz spróbowałem zagrać. Tym razem jednak szarpnąłem za mocno i jedna ze strun pękła na pół. Cofnąłem łapę, niepewny co zrobić.
- Ups. - mruknąłem.

<Valentine?>

Od Merlina CD Eterii

- Nieźle - powiedzieliśmy w tym samym czasie. Siedziałem na łące skąpanej w promieniach słońca. Dookoła latały owady i słychać było śpiew ptaków. Wesoła i beztroska atmosfera wydała mi się dziwna w porównaniu z bagnem. Zacząłem się śmiać jak szaleniec. Smoczyca spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a ja nie potrafiłem powstrzymać śmiechu. Może to przez zastrzyk adrenaliny? Może to radość z tego że przeżyłem? Nie byłem pewien.
- Co cię tak śmieszy? - fuknęła Eteria i uderzyła ogonem w ziemię.
- Nie mam pojęcia! - wykrztusiłem pomiędzy salwami śmiechu. Eteria uśmiechnęła się, a później też zaczęła się śmiać. Widać moja dawna znajoma miała rację - śmiech jest zaraźliwy. Kiedy w końcu przestaliśmy się śmiać (a było to dużo później) wstaliśmy z trawy.
- Co teraz? - zapytała smoczyca. - Na mojej liście zwiedzania odchaczyłam już pogrzebanie w tunelu, jedzenie ryb i ucieczka przed potworem z bagna. Jeszcze jakieś niespodzianki? - zapytała. Udałem że się zastanawiam.
- Nieee ... to chyba na tyle. - odpowiedziałem w końcu. Eteria udała że wzdycha z ulgą.
- Zostało mi jeszcze pokazanie jaskini w której zamieszkasz. - odezwałem się.
- To prowadź. - odpowiedziała. Wzbiliśmy się w powietrze. Eteria leciała za mną, słyszałem uderzenia jej skrzydeł. Moje skrzydła prawie nie wydawały dźwięku w czasie lotu. Nigdy nie byłem pewien dlaczego ... Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Zachęciłem smoczycę by weszła do środka. Eteria zaczęła rozglądać się.
- I jak? - zapytałem. Smoczyca położyła się w koncie.
- Całkiem tu ładnie. - powiedziała. Dopiero teraz zobaczyłem że wygląda na zmęczoną. W końcu co się dziwić? Cały dzień latamy z miejsca na miejsce, a jeszcze ta walka z potworem z bagna.
- W razie czego znajdziesz mnie gdzieś w lesie, albo nad morzem, albo na klifach albo ... - powiedziałem wychodząc.
- Albo jakoś sobie poradzę, a teraz już idź! - zaśmiała się. Wyszłem z jej jaskini i poleciałem do siebie. Zapadał już zmierzch. Dopiero teraz poczułem że padam z nóg. Morska bryza miło obmyła moje ciało kiedy zapikowałem do mojej jaskini. Położyłem się spać bez kolacji. Byłem zbyt zmęczony by polować na cokolwiek, a zwłaszcza na zwinne ryby. Plazmą ogrzałem legowisko, zdeptałem ogień i ułożyłem się na gorącej skale. Zamknąłem powieki i odpłynąłem do krainy snów.

~*~

Obudziłem się i przeciągnąłem. Do mojej jaskini nie wpadał najmniejszy promień słońca, ale to nic nie znaczyło. Tutaj nawet w południe panowały nieprzeniknione ciemności. Powlokłem się do wyjścia niepewny co mnie obudziło. A byłem pewien że nie wstałem sam z siebie - wciąż byłem zmęczony, a może to sen jeszcze nie całkiem mnie opuścił? Jednak kiedy wyjrzałem z jaskini zobaczyłem że na niebie świeci księżyc - piękny srebrny rogalik przebijał się przez ciemne chmury, które zasłaniały większość gwiazd. Poczułem niepokój - cokolwiek mnie obudziło nie mogło mieć dobrych zamiarów. Sen całkowicie mnie rozbudził. Wzbiłem się w powietrze by zbadać okolicę z wysokości. Moim oczom ukazał  się obraz którego się nie spodziewałem. Eterię oplatały grube sznury, które trzymali ludzie. Widziałem wymierzone w smoczycę pistolety i noże. Poczułem że od środka zalewa mnie furia. Warknąłem i zaatakowałem. Strzeliłem plazmą w dwóch trzymających liny, a kolejnego złapałem łapami i zrzuciłem do morza. Eteria wyswobodziła się z lin i przyłączyła do walki. Ludzie zaczęli panikować i uciekać. Rzuciłem się w pogoń za niedobitkami, rycząc i strzelając plazmą. Do miasta dotarł tylko jeden człowiek, mocno okaleczony. Uśmiechnąłem się z satysfakcją i wróciłem do smoczycy,
- Nic ci nie jest? - zapytałem.
- Chyba nie ... - odpowiedziała, sprawdzając czy wszystkie części ciała ma na miejscu.
- No dobra, jak do tego doszło? - zapytałem siadając na kamieniu.

<Eteria?>

poniedziałek, 20 lipca 2015

Od Valentine CD Merlina

- No to na czym grasz. Jak wydobywasz dźwięk? - dopełnił zdanie. To pytanie mnie osłupiło, bo nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Merlin najwyraźniej był ciekawy tego, więc czemu, by mu nie odpowiedzieć na to pytanie. Przestałam grać, by objaśnić wszystko po kolei.
- Jak wydobywam dźwięk z niej? Proste i logiczne. Na samym początku to na czym gram, nosi nazwę "Gitara". Otóż pudło rezonansowe, czyli to z tą dziurą ma znaczny wpływ na brzmienie instrumentu. Żeby instrument wydobywał z siebie dźwięk, struny, czyli te sznureczki trza wprawić w ruch, by drgały. Same struny gitary oddają ciche dźwięki. By dźwięki były głośne wibracje są wzmacniane mechanicznie pudłem rezonansowym. I cała w tym jak ja to mówię, magia. - odpowiedziałam, po czym wzięłam głęboki wdech. Nie lubiłam tłumaczyć czegokolwiek. Zaczęłam ponownie kostką szarpać struny, powodując ich wibracje. - Jeśli chcesz to możesz podejść bliżej i zobaczyć jak to działa, jak nie zrozumiałeś zbytnio. - uśmiechnęłam się pod nosem, czekając na jego reakcję. Trochę czasu minęło zanim stworzenie niepewnie podeszło do mnie bliżej i siodło tuż przede mną. Patrzył na ruch mej dłoni. W pewnej chwili przyszła mi do głowy myśl. Przerwałam grę, a instrument skierowałam lekko w stronę smoka. Był zakłopotany tym, lecz czemu, by nie? Wskazałam na niego, a potem na gitarę dając tym samym znać, by spróbował. Zawsze chciałam zobaczyć jak smoki uczą się np. gry na instrumentach. Byłam ciekawa widoku, jak i rezultatu.

< Merlin? >

Od Eterii CD Merlina

Widząc, że Merlin się cofa, poszłam jego śladem. Uważałam, żeby na coś nie nadepnąć, aby nie zwrócić uwagi zwierzęcia. Byłam coraz bardziej zaniepokojona. Nie miałam ochoty zostać pożarta przez to coś, cokolwiek to było. Miałam ochotę wzbić się w powietrze i odlecieć, ale wiedziałam, że nie ma tak łatwo - zapewne to zwierzę już wyczuło nasz niepokój. Gdybym wykonała jakikolwiek gwałtowny ruch, tylko pogorszyłabym sprawę. Niestety, nie zauważyłam kruchej gałęzi, która pękła pod moim ciężarem. I wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Merlin spojrzał na mnie coraz bardziej zaniepokojony. I wtedy się zaczęło. Jakimś cudem zwierzę (a może to nie było zwierzę?) podstawiło ogon pod moje łapy. Ledwo zachowałam równowagę - siła, z którą ogon uderzył była naprawdę przytłaczająca. No i nie da się ominąć faktu, że ogon był co najmniej dwa razy grubszy i dłuższy od ogona przeciętnego smoka. Zaklęłam w duchu. Jak ja mogłam być taka głupia!, pomyślałam. Ale nie było czasu na myślenie. Stwór wyskoczył na ląd, patrząc jednym okiem na mnie, drugim na Merlina. Zdziwiło mnie to, że jego oko było bardzo małe w porównaniu do reszty ciała. Wyglądał jak krokodyl, tyle, że wielkości słonia, a może nawet większej. I zaatakowało. Najpierw zbliżył się do mnie, ale to były tylko pozory. Jak na swój ciężar był wyjątkowo zwinny. W jednej sekundzie wykonał skok na ponad pięć metrów, lądując za mną. Zaczęłam się cofać. Stwór musiał być inteligentny, bo miał doskonały plan. Byłam zamknięta pomiędzy taflą błota i gęstej wody, a przerośniętym krokodylem. Przypomniałam sobie o skrzydłach, ale było już za późno. Merlin krzyknął coś w stylu "Uważaj!", lecz coś złapało mnie za kostki i w jednej chwili wciągnęło pod wodę. Wiedziałam, że muszę się wydostać i pomóc Merlinowi - może był Przywódcą, był szybki i tak dalej, ale nie miał szans z pięciotonowym stworem. A przynajmniej miał nikłe szanse. Nie miałam pojęcia, co mnie wciągnęło pod wodę, ale nie poluźniło uścisku ani na chwilę. Ostre i długie pazury stworzenia wbijały mi się w łuski. Próbowałam poluźnić uścisk, na marne. Zaczynało brakować mi powietrza. I wpadłam na pomysł. Przypomniało mi się jezioro, gdy Merlin złapał mnie za ogon i wystrzelił w górę. Postanowiłam zrobić podobnie. Złapałam zębami łapę zwierzęcia i wystrzeliłam w górę. Po krótkiej chwili byłam już w górze. Zerknęłam na Merlina, który chwilowo dawał sobie radę ze stworem, ale wiedziałam, że to nie potrwa długo. Gdy wzleciałam na odpowiednią wysokość, puściłam stworzenie. Jak się okazało, był to pewnie ten sam gatunek, który w tej samej chwili "rozmawiał" sobie z Merlinem, tyle, że ileś tam razy mniejszy. Niewiele przerastał zwykłego krokodyla. Zanurkowałam w dół i wylądowałam po drugiej stronie gada starając się być jak najciszej. I się udało, stwór nie zwrócił na mnie uwagi. Skinęłam głową na Merlina, pokazałam łapą na mnie i na krokodyla. Zaczęłam odliczać po cichu, tak, żeby Merlin dał radę rozpoznać słowa.
-Jeden... - Merlin zrozumiał przekaz...
- Dwa... - nadal mówiłam po cichu
-Trzy! - krzyknęłam.
W tym samym momencie rzuciliśmy się na gada i próbowaliśmy go rozszarpać czym się dało. Pazurami, kłami, czymkolwiek. Na szczęście miał miększą skórę niż smok, ale nadal twardą.
-Postaraj się wznieść go w powietrze! - krzyknął Merlin.
Złapałam stwora kłami i pazurami. Merlin również. I staraliśmy przetransportować go do bagna. Leciał niemal trzy centymetry nad ziemią, ale zawsze coś. Jakimś cudem udało się przeżyć i wrzucić go do bagna. Mimo, że byłam strasznie zmęczona, wzbiłam się w powietrze, aby uciec jak najdalej od tego miejsca. Merlin zrobił to samo, a nawet kilka sekund wcześniej. Wylądowaliśmy dopiero na łące.
-Nieźle. - powiedzieliśmy w tym samym czasie.

<Merlin?>

Od Merlina CD Eterii

Mroczne Bagno wyglądało dziś mroczniej niż zwykle. Raczej nie było to dobre miejsce do zabawy ... Sarny omijały je szerokim łukiem, w wodzie można było znaleźć zwierzęce szkielety i dziwne stworzenia. Mało który smok zapuszczał się tu sam. Moją uwagę przykuł kształt poruszający się pod warstwą błota. Był on większy niż ja czy Eteria, a to było już mocno niepokojące.
- Wiesz ... nie chcę niż mówić, ale to bagno zasłużyło na swoją nazwę nie tylko wyglądem. - powiedziałem do smoczycy.
- Co masz na myśli? - zapytała zerkając z lekkim niepokojem na błoto.
- No ... kilka smoków straciło tu życie, a kilka innych zaginęło i nie znaleziono ich szczątków. Nie zapuszczają się tu żadne zwierzęta z lasu, a wręcz omijają to miejsce szerokim łukiem. Jak widzisz nie ma tu też żadnych ptaków. - powiedziałem. Nad bagnem rozciągała się mroczna aura. - No i te martwe drzewa ... - dokończyłem wypowiedź. Rośliny też nie przepadały za tym miejscem. A przecież one nie myślą! Nerwowo poruszyłem skrzydłami.
- Myślisz że te smoki ... coś zjadło? - zapytała. W błocie znów przemknęło zwierzę, ale tym razem bliżej nas. Cofnąłem się ostrożnie. Jakoś nie miałem ochoty tego sprawdzać na własnej skórze.

<Eteria?>

Od Merlina CD Valentine

- Czemu mnie nie zabiłeś, kiedy miałeś dobrą okazję? Mam rozumieć, że jeśli nie znudzi ci się muzyka to będę żyć, że jestem twą jakby to ładnie powiedzieć... Zabawką? - dziewczyna jakby czytała mi w myślach. Choć może łatwo było wydedukować to z mojego zachowania.
- Tak, można tak to ująć. - odpowiedziałem nadal leżąc w trawie. - A teraz powiesz mi dlaczego się śmiałaś? - zapytałem.
- Nie. - odpowiedziała dziewczyna, a mnie nie chciało się drążyć tematu. Valentina dalej grała na gitarze, a mi do głowy przyszło kolejne pytanie.
- Jak to działa? - zapytałem.
- Ale co? - odpowiedziała dziewczyna. Moje pytanie było dość wyrwane z kontekstu.
- No to na czym grasz. Jak wydobywasz dźwięk? - uzupełniłem.

<Valentine?>

Od Valentine do Aarona

Zaczął się czas na polowanie. Jak każdy w tym mieście ludzi ma swój zawód. A to strażnicy miasta, myśliwi, opiekunowie zwierząt, rolnicy, bądź zbieracze. Zaczerpnęłam powietrza i ruszyłam na łowy. Jedzenie jednak samo nie przybędzie do miasta, trza mu jakoś to ułatwić. Broń palną miałam już w dłoni, ruszyłam w głąb lasu, by znaleźć jakiś trop zwierzyny. Przez dłuższy okres czasu nic nie mogłam znaleźć. Do czasu, gdy rozchyliłam gałęzie krzaków, a moim oczom ukazało się całkiem wielkie stado jeleni pomieszane z małą gromadką dzików. Łanie karmiły młode mlekiem, a samce pilnowały stada. Wzrokiem błądziłam między zwierzętami, by upatrzeć jakieś i no... zabić. Moją uwagę przykuł wielki, masywny jeleń, który był na uboczu. Miał białe futro co go wyróżniało z grona swoich krewnych. Odczekałam na dobrą chwilę i wtedy strzeliłam w przednią kończynę ssaka. Zwierzęta rzuciły się do ucieczki, a wraz z nimi moja ofiara. Nigdy od razu nie zabijałam zdobyczy tylko raniłam i dawałam uciec. Czemu? Może dlatego, że lubiłam czasem patrzeć na cierpienie, ból i uchodzące życie z kogoś. Gdy stworzenia się oddaliły, ja wyszłam z swej kryjówki i zaczęłam iść po świeżych śladach szkarłatnej cieczy. Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl. A może, by tak odwiedzić zbieraczy jeśli gdzieś są w pobliżu? Przyśpieszyłam kroku. Po paru metrach jak o minutach mój cel nie miał siły już uciekać. Stał i patrzył na mnie z smutkiem w oczach. Nie uciekał. Wymierzyłam w niego broń i oddałam strzał. Ciało padło, a kałuża krwi stawała się coraz większa. Kątem oka spojrzałam za siebie. W oddali zauważyłam szczupłą sylwetkę o białych włosach, lecz nie mogłam rozpoznać, czy to był mężczyzna czy kobieta. Wzruszyłam ramionami i zabrałam się za martwe zwierzę. Gdy z lekkim trudem zaniosłam zdobycz do miasta, wróciłam do lasu, po czym skierowałam się do sadu. W sadzie praktycznie nikogo nie było, a na drzewach było wiele owoców. Podeszłam do jednego z drzew i zerwałam owoc jabłoni, który był zielony w połowie. Wzięłam kęs, usiadłam przy pniu w cieniu czekając na jakąś żywą duszyczkę.

< Aaron? >

Od Eterii CD Merlina

Było coś, co bardzo mnie zdziwiło.
A mianowicie jego postawa. Na pierwszy rzut oka wydaje się raczej typowym samotnikiem, dla którego krótka rozmowa to udręka. A tu co? Z resztą, ja zachowywałam się podobnie, więc nie ma co się dziwić. Ale mimo wszystko...
Gdy tylko wpadliśmy do wody, skierowałam się w dół, żeby wystrzelić w górę. Jednak coś mnie zatrzymało. Spojrzałam w tył i ujrzałam sylwetkę Merlina. Zaśmiałam się pod nosem i próbowałam go strącić, lecz był za ciężki. Usiadłam na dnie i czekałam, aż zejdzie z mojego ogona. Ale najwyraźniej nie zamierzał. Moja mina pokazywała: "Chcesz mnie utopić?!". On jedynie zdobył się na lekki uśmiech, złapał zębami mój ogon i wystrzelił w powietrze razem ze mną. Leciał wyjątkowo szybko, nawet z dodatkowym balastem. Moja głowa skierowana była w dół, więc omiatałam wszystko wzrokiem gotowa na rozłożenie skrzydeł, kiedy Merlin mnie puści. I znowu się zawiodłam - nie miał takiego zamiaru. Byłam zdziwiona też tym, jak długo mnie utrzymał. W końcu nie byłam lekka. Lecieliśmy nad polami, łąką, rzeką, Smoczym Lasem. W końcu mnie puścił, tuż nad Mrocznym Bagnem. Jako, że się zamyśliłam i zapomniałam o zaistniałej sytuacji, nie rozłożyłam skrzydeł od razu, ale po paru sekundach. Wpatrywałam się w Merlina morderczym wzrokiem, ale on nic sobie z tego nie robił, tylko wylądował. Ale wiedziałam, że w głębi duszy zapewne śmieje się do rozpuku, pewnie tak, jak ja. Wylądowałam kilka metrów dalej i przystanęłam. Przede mną rozciągało się Mroczne Bagno. Wcześniej myślałam, że przesadzają, gdy mówią o nim "Mroczne", ale jak zobaczy się coś wielkiego, może nawet większego od smoka ruszające się pod warstwą błota, to prędko zmieni się zdanie.
-Nigdy tu nie byłam. - powiedziałam.
Merlin nie odpowiedział, wpatrując się w kształt, który zniknął przed chwilą.

<Merlin?>

niedziela, 19 lipca 2015

Od Valentine CD Merlina

- Możesz przestać grać kiedy jesz. - gad powiedział tak jakby "wielkodusznie". Miło było przebywać w jego towarzystwie, nie czułam przy nim niebezpieczeństwa. Instrument odłożyłam na bok i zabrałam się za pałaszowanie ryby. - Czemu się mnie nie boisz?
- A czemu miałabym się ciebie bać? Od najmłodszych lat wychowywała mnie stara smoczyca, zastąpiła mi rodzinę, której mi brakowało. Nikomu o tym zbytnio nie mówię, lecz tobie raczej mogę zaufać. - Merlin wyglądał na trochę zdezorientowanego słysząc moją odpowiedź. Spojrzał na mnie, a ja na niego oblizując palce, po czym zabrałam się do gry na gitarze. Stworzenie położyło się w trawie dalej trzymając określoną odległość. Uśmiechnęłam się pod nosem, nie przerywając gry i zerkając od czasu do czasu na Merlina. Ciekawiła mnie jego historia, lecz ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie chciałam być zbyt nachalna, kto wie może kiedyś opowie mi o sobie więcej? O ile mnie wcześniej nie zabiję. Od czasu do czasu smok wyciągał łeb spod trawy. Z jednej strony wyglądało to dość komiczne, a z drugiej... nieważne. Zaczęłam się śmiać.
- Z czego się śmiejesz?
- N... nieważne. - mówiłam przez śmiech, lecz po chwili się uspokoiłam. Przeciągnęłam się i zaczęłam dokończać swą wypowiedź. - Czemu mnie nie zabiłeś, kiedy miałeś dobrą okazję? Mam rozumieć, że jeśli nie znudzi ci się muzyka to będę żyć, że jestem twą jakby to ładnie powiedzieć... Zabawką?

< Merlin? >

Od Merlina CD Eterii

Zanim zdążyłem się odegrać Eteria wyfrunęła z tunelu. Skrzywiłem się ruszając za nią. Jeszcze by tego brakowało by smoczyca zakopała mnie we własnym tunelu! Kiedy byłem już u wylotu tunelu, poczułem jak na moją głowę spada piasek. A niech to! Jednak chce mnie zakopać! Potrząsnąłem głową i wystrzeliłem z tunelu, wzbijając się w powietrze.
- Niech no cię tylko złapię! - syknąłem w kierunku śmiejącej się smoczycy. Machnąłem skrzydłami i zacząłem ją gonić. Eteria była bardzo szybka, ale nie tak jak ja. Szczególnie kiedy używałem Super Szybkości. Smoczycę dogoniłem nad Lasem Szeptów. Eteria jednak zapikowała w dół, ratując się prze de mną. Złożyłem skrzydła i poszłem w jej ślady. Lot slalomem w gąszczu drzew i krzewów, nie należy do łatwych. Na szczęście działało to w obie strony. W końcu udało mi się ją dogonić. Uderzyłem z pełną prędkością w smoczycę, razem upadliśmy na ziemie. A dokładniej do wody.
- Złapałem. - zaśmiałem się.

<Eteria?>

Od Katniss CD Naomi

Po pracy przechadzałam się lasem wypatrując smoków. Nagle usłyszałam szelest w liściach. To mógł być ten przerośnięty gad! Wyjęłam nóż i powoli skradałam się w stronę drzewa. Nie widziałam nic rzez liście, ale wiedziałam, że gdzieś czai się smok. Obróciłam się powoli, gdy z drzewa zbiegł szybko zielony gad. Pobiegłam szybko i rzuciłam nożem w jego kierunku. Niestety nie trafiłam w smoka tylko w pobliski dąb. Nagle zauważyłam, że smok wcale nie ucieka tylko powoli idzie tyłem jakby myślał, że mu nic nie zrobię. Powoli wzięłam do ręki drugi nóż.

<<Naomi?>>

Od Merlina CD Valentine

- Zacznę grać dalej pod warunkiem, że opowiesz mi o sporze między ludźmi, a smokami i jak do tego doszło. Więc jak? Ja słowa dotrzymuje. - powiedziała stanowczo dziewczyna. Popatrzyłem jej w oczy i przestałem szczerzyć zęby.
- No dobra. - odpowiedziałem. Valentine usiadła i zaczęła wpatrywać się we mnie z wyczekiwaniem. - To było tak ... Smoki mieszkały w lesie odkąd najstarszy z nas sięga pamięcią, żyliśmy tu spokojnie, nie opuszczając naszych granic. Aż pewnego dnia przybyli tutaj dwunodzy. Rozłożyli się ze swoimi maszynami i zaczęli budować. Powstało Ludzkie Mrowisko, wtedy nie było jeszcze otoczone murami. Kiedy ludzie rozsiedli się tam na dobre, zaczęli wchodzić do naszego lasu. Zabijali naszą zdobycz i zabierali nam nasze tereny. Pojęliśmy że musimy coś zrobić, jeśli chcemy odzyskać nasze tereny. Kilkoro z nas chciało ich wystraszyć i prawie się to udało. Ale ludzie wrócili z sojusznikami (innymi ludźmi) i rozpoczęła się wojna. Na początku tylko ich straszyliśmy i paliliśmy ich domy, by odeszli, ale kiedy zaczęli nas zabijać i nazywać "bestiami z piekła rodem" postanowiliśmy że nie będziemy mieli dla nich litości. Ludzie wybudowali w tedy mur i stali się bardziej zorganizowani. Wybili prawie wszystkie smoki i zostało nas niewiele. Teraz zgromadziliśmy się tu by obrócić Dras - Leonę w proch i pył, by smoki znów mogły tu mieszkać. - dokończyłem i uderzyłem ogonem o ziemię.
- Widziałeś to wszystko? - zapytała Valentine.
- Nie jestem aż taki stary! - udałem oburzenie. - Większość tego jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. - dodałem. Dziewczyna w zamyśleniu pokiwała głową. Po chwili wróciła do gry, choć widziałem że po głowie kłębią jej się różne myśli. Wstałem i podeszłem do rzeki. Chwilę stałem nieruchomo aż nagle włożyłem do wody głowę i kłapnąłem szczękami. Kiedy wyjąłem mokry łeb, widać w nim było trzy wijące się jeszcze ryby, które po chwili przestały się ruszać. Zjadłem wszystkie ze smakiem. Poczułem na sobie wzrok dziewczyny. Przekrzywiłem głowę.
- Jesteś głodna? - zapytałem. Valentine nieśmiało pokiwała głową, niepewna co zrobię. Skoro była głodna to nie mogłem zrobić nic innego. - pomyślałem kiedy moja głowa znowu znalazła się w wodzie. Dopadła mnie ironia tej sytuacji, kiedy moje szczęki zacisnęły się na rybie. Wyciągnąłem zdobycz na powierzchnię.
- Uhm ... ale ja nie jem surowego mięsa ... - powiedziała dziewczyna. Przewróciłem oczami upuszczając rybę na ziemię. Zebrałem w pysku plazmę i wystrzeliłem ją w trawę. Zdeptałem ogień i położyłem na gorącej ziemi rybę. Dookoła rozszedł się całkiem miły zapach ... Valentine spojrzała na mnie niepewnie.
- Możesz przestać grać kiedy jesz. - powiedziałem "wielkodusznie" i prawie się zaśmiałem.


<Valentine?>

Od Naomi

Była cudna gwieździsta noc. Tak jak zwykle błąkałam się po świecie, chcąc znaleźć miejsce dla siebie. Znalazłam się w całkiem obcym mi miejscu. Szłam wzdłuż rzeki, jednak po chwili wdrapałam się na drzewo i z korony obserwowałam widoki. Wokół mnie rozpościerał się przeogromnych rozmiarów las. Moją uwagę przykuła łąka oraz pola uprawne. Oznaczało to, że mieszkali tutaj ludzie. Ujrzałam miasto ogrodzone murem. Kusiło mnie by tam pójść, jednak miałam pewne obawy. Nie wiele wiedziałam o tych dwunożnych istotach, więc wolałam wcześniej ich poobserwować zanim udam się w tamtym kierunku. Niestety jednak byłam w zbyt dużej odległości od miasta, by mój wzrok mógł dopatrzyć choć jedną sylwetkę. Zeskoczyłam z drzewa i postanowiłam udać się w tamtą stronę. Po pewnym czasie spotkałam sarnę. Byłam ciekawa czemu jest sama. Przecież powinna być w stadzie. Podeszłam do niej i usiadłam przed nią. Nie bała się mnie i podeszła. Jednak po chwili uciekła spłoszona hałasem łamanych gałęzi. Nie byłam pewna co to było więc weszłam na drzewo. Czekałam ukryta na w koronie, aż sprawca hałasu przyjdzie.

<Ktoś?>

Od Valentine CD Merlina

Jak masz na imię? - usłyszałam pytanie. Zdziwiło mnie, bo pierwszy to znaczy dawno temu słyszałam, że smok mówił ludzkim głosem. I tu kłaniały się maniery.
- Valentine. - odpowiedziałam pewnie mając na twarzy coraz to większy uśmiech. Zaczęłam grać coraz to głośniej jak i szybciej od czasu do czasu śpiewając słowa piosenki. Po czym dodałam. - A mogę poznać twe imię? Wiesz, dobrze, by było jakbym poznała jak cię zwą.
- Merlin. - gad odpowiedział trochę zdenerwowany. Cóż się dziwić jak prawdopodobnie, gdy mu się znudzi muzyka to mnie z łatwością zabiję. Zapadła cisza, a w tle było słychać melodie, śpiew ptaków i słowa piosenki. Czasami wydawałoby mi się, iż ta istota nie jest... aż tak rządna krwi. Po paru minutach gry, muzyka ucichła, a gad podniósł łeb i spojrzał na mnie, warcząc. Wyprostowałam się, mając swój "psychiczny" uśmiech jak i błysk w oczach. Narażałam się pewnie na jakieś niebezpieczeństwo, lecz co mnie to obchodzi? Ja chcę dowiedzieć się czegoś więcej o tym sporze między smokami, a rasą ludzką. Bestia wstała, powoli się zbliżała do mnie ukazując rząd ostrych, białych kłów. Pomachałam rękę, by nawet nie próbował.
- Zacznę grać dalej pod warunkiem, że opowiesz mi o sporze między ludźmi, a smokami i jak do tego doszło. Więc jak? Ja słowa dotrzymuje. - mój ton był stanowczy. Czekałam na jego odpowiedź jak i reakcje.

< Merlin? >

Od Eterii CD Merlina

Zdziwiłam się jeszcze bardziej, niż gdy łowił ryby.
Okej, łowienie ryb jest w miarę normalne, ale... kopanie tuneli? No nie wiem, może to normalne, ale ja nigdy o tym nie słyszałam. Chociaż wątpię.
-Po co go kopiesz? - zapytałam z zainteresowaniem.
Smok nie odpowiedział, nie przerywając czynności, która widocznie go pochłonęła. Nie przeszkadzałam mu, tylko stałam niedaleko. I wpadłam na pomysł... A gdyby tak schować się w krzakach? Kto wie, może uda mi się go zaskoczyć. Siedziałam tak blisko godziny. Ciekawe, jak głęboki jest tunel - pomyślałam. Po piętnastu minutach zobaczyłam, jak wychodzi z tunelu, najwyraźniej zadowolony. Nie dostrzegł mnie, więc zaczął się rozglądać. Zmarszczył nos i wykonał podobny gest do potrząsania ramionami. Czekałam, na moment, gdy będzie bliżej... Najwyraźniej miał w planach odpoczynek po kopaniu. Na moje nieszczęście, klapnął za daleko, żebym miała przeskoczyć taką odległość. Ale zaryzykowałam, wspomagając się skrzydłami. Wylądowałam prosto przed nim. Widziałam, jak próbował ukryć zdziwienie i przybrać obojętną minę. Mimowolnie, delikatnie się zaśmiałam, odeszłam parę kroków i również klapnęłam. Spojrzałam na tunel. Zapomniałam o nim! W jednej chwili się podniosłam i weszłam w tunel. Gdy się zagłębiałam, poczułam wilgoć za plecami. Ale tunelu za mną już nie było, tylko ściana. Merlin mnie zakopał! - pomyślałam. - a to drań...
Zaczęłam się odkopywać, nie sprawdzając, co jest dalej, w czym był mój błąd. Merlin dokończył tunel od drugiej strony tak, że mógł do niego wejść innym wejściem. Nie przerywałam kopania, mimo, że czułam, że ktoś się do mnie zbliża. Zanim Merlin zdążył skoczyć, żeby się odegrać, w końcu odkopałam tunel i wystrzeliłam w powietrze jak petarda.

<Merlin?>

sobota, 18 lipca 2015

Od Merlina CD Valentine

Kiedy zostawiłem dziewczynę pod miastem, poleciałem do lasu na małe polowanko. Z wysokości z łatwością wytropiłem całkiem porządne stadko łań i jeleni. Upatrzyłem sobie ofiarę. Był nią młody jeleń, który biegł nieco z boku. Miękko złożyłem skrzydła i ostro zapikowałem w dół, prosto na grzbiet roślinożercy. Mknąć z prędkością błyskawicy,  moje ciało przedzierające się przez powietrze, wytwarzało charakterystyczny dźwięk. Stado podniosło łby i zastrzygło uszami, szukając zagrożenia na ziemi. Jakie śmieszne z nich istotki ... - pomyślałem i uderzyłem prosto w moją ofiarę. Siła uderzenia była tak wielka, że od razu złamałem kręgosłup jeleniowi i z pewnością kilka żeber. Świadczył o tym donośny trzask, pękających kości. Zwierzę nie zdołało wydać nawet dźwięku agonii. Reszta stada rozbiegła się. Trudno. Zacząłem ze smakiem jeść jelenie mięso. Wolałem ryby, ale dzisiaj jakoś nie chciało mi się lecieć nad morze. A ryby były o wiele trudniejszym łupem niż jeleń. Kiedy skończyłem jeść położyłem się spać. Gdzieś w trawie niedaleko rzeki. Roślinność zasłaniała mnie całego, co bardzo mi odpowiadało. Obudziła mnie muzyka. Wszędzie rozpoznał bym ten dźwięk. Moja zabawka wróciła! - ucieszyłem się, podnosząc głowę z ziemi. Zobaczyłem ją siedzącą po turecku kilka metrów dalej. Rozłożyłem skrzydła i podfrunąłem by być bliżej. Dziewczyna podniosła głowę z nad gitary i uśmiechnęła się. Stanąłem osłupiały, wpatrując się w ten uśmiech. Uśmiechnęła się? Do mnie? Do smoka? Nie mogłem tego pojąć. Przecież z łatwością mógł bym ją zabić ... dlaczego więc się nie boi? Nie walczy? Nie ucieka? Czy myśli że instrument ją uratuje? Z gorzkim posmakiem w pysku, uświadomiłem sobie że to prawda. Nie skrzywdzę jej, chyba że będę musiał, a nie musiałem. Była więc bezpieczna. Po za tym - dodałem w myślach - przybiegłem do niej jak tresowany piesek. Nie zamierzałem jednak odejść, jak postąpił by każdy (no prawie każdy) inny smok na moim miejscu. Położyłem się w trawie niedaleko niej by słuchać muzyki. Moim oczom nie umknęło, że zamiast palcami jak wcześniej, teraz strunami porusza kawałkiem plastiku. Cha! Czyli będzie mogła dużej grać! Zaśmiałem się w duchu. Po kilku minutach gry uderzyła mnie pewna myśl. A jak by tak spytać ją o imię? Bo chyba nie będą jej wiecznie nazywał Zabawką? Właściwie czemu nie? Podniosłem głowę z łap i spojrzałem na nią. Warknąłem, a dziewczyna przerwała grę, zaskoczona.
- Jak masz na imię? - zapytałem po ludzku. Spodziewałem się każdej możliwej reakcji.

<Valentine?>

Od Merlina CD Eterii

Eteria wzbiła się  w powietrze, myślałem że znowu chce upolować ryby, ale zamiast zanurkować, zawisła w powietrzu. Wyglądała jakby czegoś słuchała. Rzuciłem jej zaciekawione spojrzenie.
- Coś się stało? - zapytałem ni to z grzeczności ni to z ciekawości. Smoczyca przeniosła wzrok na mnie.
- Nie, po prostu słucham morza. - odpowiedziała. Miałem wrażenie że nie powiedziała mi wszystkiego, ale nie chciałem naciskać. Odwróciłem się od wody i zacząłem kopać. Pewnie wyglądało to dziwnie, ale na plaży nie było nikogo oprócz mnie i Eterii, która była zwrócona ku morzu. Nie kopałem w piasku bez sensu, robiąc zwykły dół. Już po chwili wykopałem całkiem porządny tunel w którym z łatwością się zmieściłem. Jedyna wada to brak możliwości rozłożenia skrzydeł, ale i tak byłem dumny ze swojego "dzieła".
- Merlin?Gdzie jesteś? - usłyszałem Eterię i łopot jej skrzydeł.
- Tutaj! - odkrzyknąłem z tunelu. Bardziej wyczułem niż widziałem, ze smoczyca próbuje za mną wejść.
- Co to jest? - zapytała idąc za mną.
- Tunel. - odpowiedziałem krótko. Miałem wrażenie że spiorunowała wzrokiem moje plecy.
- A dokąd prowadzi? - drążyła temat.
- Dokąd go wykopię. - odpowiedziałem, uśmiechając się do siebie.

<Eteria?>

Nowy Smok!

Powitajmy Jot'a!



Mam nadzieję że miło spędzisz z nami czas :3

Od Valentine CD Merlina

Spojrzałam jeszcze raz na smoka, po czym zarzuciłam instrument na plecy. Ciekawe czemu mnie nie dobił? Czy aż tak spodobała mu się moja muzyka? Jeśli tak to zapewne będzie chciał jej usłyszeć parę razy. Smok był piękny, dawno aż tak blisko tych stworzeń nie byłam. Uśmiechnęłam się i wbiegłam do miasta. Był ranek, a ulice były pełne ludzi jak i straży. Ręce schowałam do kieszeni, by nie wzbudzać złudnych podejrzeń u straży, bądź innych mieszkańców. Kiedyś większość miasta omijała mnie szerokim łukiem, a teraz? Wszyscy podchodzą i się witają ze mną, jednym słowem byli do mnie nastawieni przyjaźnie. Westchnęłam i weszłam do apteki kupić bandaż, a raczej bandaże jak mam grać częściej.
- Och Valentine, witaj skarbie! Czego potrzebujesz? - usłyszałam głos pulchnej kobiety o zielonych oczach i siwych loczkach.
- Dzień dobry. Bandaż, a raczej cały zestaw. Wiesz... daj lepiej całe pudło bandaży i jedną tubę maści.
- Aż tak poważnie? Czy inny przypadek? - posłała mi uśmiech, a ja odwzajemniłam gest. Wręczyła mi całe pudło bandaży. Pieniądze położyłam na blacie.
- Na zapas, lepiej być już ubezpieczonym, niż później bić się o to. - wyszłam z budynku i jak najszybciej poszłam do siebie. Przez parę dni mam wolne, więc więcej czasu będzie dla mnie. Idąc ulicą cały czas czułam spojrzenia ludzi na mnie. Miałam już coś powiedzieć, lecz się powstrzymałam. Czemu? Wolałam nie mieć znów kłopotów z prawem. Po paru metrach doszłam do domu. Weszłam do środka, wszystko położyłam na ziemi. Z pudła wyjęłam bandaż i zaczęłam wiązać go wokół swych dłoni. Z ulgą odetchnęłam. Po skończonej robocie podeszłam do lodówki i wyjęłam jakiś serek. Otworzyłam go, a łyżkę zamoczyłam w zawartości i co jakiś czas brałam do ust rozkoszując się jego smakiem. Gdy tak się delektowałam, do głowy wpadła mi pewna myśl. Na mojej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Pozostałości po jedzeniu odstawiłam na blat. Później się sprzątanie. Wbiegłam do pokoju niczym poparzona. Rozejrzałam się wokół. Otworzyłam szufladę, z której wyjęłam kostkę, a raczej kostki do gitary oraz parę zapasowych strun. Zacisnęłam je w dłoni. Czemu, by jeszcze dziś się z nim nie spotkać? Wzięłam jeszcze gitarę i wyszłam z budynku, a po chwili z miasta. Znów poza murami. Swoje kroki skierowałam nad rzekę. Będąc już na miejscu, a trochę to zajęło, siadłam po turecku i wyjęłam instrument jak i kostkę do gry, którą wprawiłam w ruch struny.

< Merlin? >

piątek, 17 lipca 2015

Od Katniss CD Daphne

Gdy kupiłyśmy lody szłyśmy parkiem nie wiadomo gdzie. Nagle z krzaków wyskoczył mały smok. Nie zastanawiając się dłużej wyjęłam z torebki nóż i zamierzyłam się na smoka. Wycelowałam ostrze prosto w kark z którego polała się krew. Daphne wyjęła swoją broń i raniła gada w głowę. Krew tryskała na wszystkie strony, ale na szczęście smok leżał martwy.
-Nie źle go załatwiłyśmy-powiedziałam wyjmując zakrwawiony nuż z ofiary.
-No a jak inaczej. Przecież zabijanie smoków to moje hobby-zaśmiała się.

<<Daphne?>>

Od Merlina CD Valentine

Dziewczyna wymierzyła w mój pysk pistolet. Zamknąłem więc paszczę, przełykając opary, które tworzyły się zawsze zaraz przed strzałem plazmą. Nie zamierzałem jednak narażać się na ryzyko strzału. Chwyciłem zębami broń i wyrwałem ją z ręki dziewczyny, rzucając go w zarośla. Zeskoczyłem z rozciągniętej na ziemi dziewczyny i uderzyłem ogonem w gitarę. Instrument zatrzymał się na mojej "zabawce", w dość oczywistym celu. Dziewczyna wstała i zaczęła grać. Chyba domyśliła się że nie stanie jej się krzywda puki nadal będzie wydobywać dźwięk z gitary. Położyłem się na ziemi słuchając. Podobała mi się ta muzyka, szczególnie jak dziewczyna grała szybko. Przestała po półtorej godziny. Miała otarte palce i chyba była zmęczona. Warknąłem, choć widziałem że jeśli chcę usłyszeć jeszcze kiedyś muzykę to nie mogę jej poważnie skrzywdzić. Rozłożyłem skrzydła z zamiarem odlotu. Usłyszałem ciche westchnienie dziewczyny i lekko zmodyfikowałem plan. Wzbiłem się w powietrze i chwyciłem dziewczynę łapami. Moja "zabawka" jak ją zacząłem nazywać, krzyknęła, ale nie okazywała poza tym jakiejś niewyobrażalnej paniki. Upuściłem ją i gitarę tuż przed wyjściem do tego ich śmiesznego miasta. Dziewczyna uderzyła o ziemię z małej wysokości, wiec byłem pewien że nic jej się nie stało. Zawisłem w powietrzu na chwilę i ryknąłem w jej stronę, po czym odleciałem, by uniknąć pocisków z muru.

<Valentine?>

Od Valentine

Błąkałam się w nocy po całym domu, nie mogąc spać. Z każdą chwilą, gdy chciałam zasnąć, coś mnie budziło, nie dawało mi spokoju. Próbowałam się czymś zająć jak całą noc z góry miałam zwaloną. A to telewizja, w której nic nie było wartego uwagi. A to później książka, którą znałam już na pamięć nawet najmniejszy szczegół i każde słowo wypowiedziane przed śmiercią głównego bohatera. Wkońcu siadłam w jednym miejscu, mając nadzieję, iż ta noc szybciej minie. Myliłam się. Wzięłam głęboki wdech widząc zegarek, który wskazywał zaledwie godzinę 1:16. Warknęłam zniesmaczona faktem, że noc jeszcze młoda. Wdrapałam się leniwie po schodach do pokoju i opadłam na łóżko. Leżałam tak dosłownie kilka minut póki nie spojrzałam na gitarę, a do głowy wpadł mi pomysł. Raptownie się podniosłam i chwyciłam instrument. Przebierać się nie musiałam, bo byłam już w ubraniach. Czemu? Czyste lenistwo czasami i tyle. Gitarę schowałam do czarnego pokrowca, zarzuciłam na plecy. Wyszłam z budynku. Było cicho i tak... pusto. Blask księżyca oświetlał niektóre ciemne zakamarki miasta, a gwiazdy wraz z czarnym niebem, odbijały się w wodzie. Było przepięknie, lecz wiecznie, by to nie trwało. Nagle na ziemi pojawił się wielki cień lecącego gada. Spojrzałam w górę, po czym z uśmiechem na twarzy zaczęłam biec za cieniem, próbując go dogonić. Szybko uporałam się z murem, a cień jak i jego właściciel jakby wyparowali. Przeklnęłam pod nosem. Ruszyłam prosto przed siebie, jakby nigdy nic. Nie przejmowałam się czyhającym niebezpieczeństwiem. Nocą to smoki mają przewagę. Co najciekawsze ja się ich nie bałam, lecz to też ma swój umiar. Trzymałam również dystans, bo kto wie co taka istota może zrobić? Wszędzie było słychać ryki jak i trzepot ich skrzydeł. Jedne były bliżej, a drugie gdzieś bardzo blisko. Przyśpieszyłam kroku kierując się nad rzekę. Poślizgnęłam się, lecz w ostatniej chwili utrzymałam równowagę i odetchnęłam z wielką ulgą. Zatrzymałam się, rozglądając wokół czy nie ma ani jednej żywej duszy w pobliżu. Siadłam przy przechylonym drzewie, wsłuchując się w dźwięk wydany przed płynącą wodę jak i szum wiatru i szelest liści. Przeciągnęłam się, a po chwili wyjęłam z pokrowca instrument, który najpierw zaczęłam stroić, a zaraz potem grać. Przestałam być ostrożna, gdy dałam się porwać muzyce, co nie znaczy, że nie miałam żadnej broni przy sobie. Ja nigdy nie ruszam się bez niej. Byłam tak zajęta grą, że nie wyczułam czyjejś obecności. Bardzo bliskiej obecności. Wówczas, gdy przestałam grać, a wraz z tym ucichła muzyka, usłyszałam warknięcie. Nasłuchiwałam się temu, będąc gotowa do obrony. Nic się nie działo, do momentu kiedy chciałam wstać. Kolejne warknięcie było bardziej głośne, więc siadłam. Wytężyłam wzrok, a wtedy ujrzałam jednego z tych gadów. Przyglądał mi się, a wzrok wędrował to na mnie, to na instrument. Szybko się otrząsnęłam, a koniuszkami palców przejechałam po strunach. Czyżby to zaciekawiło smoka? A może chce się tylko mną zabawić, a potem zabić i patrzeć, aż ze mnie życie nie ucieknie? Zaczęłam więc grać ponownie, a stwór przestał wydawać z siebie odgłosów i cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Tak, to był ten sam gad, który przeleciał przez miasto. Przecież ja za jego cieniem biegłam. Nie sądziłam, że spotkamy się ponownie, lecz bliżej. Po paru minutach muzyka ustała, a instrument odłożyłam na bok i wstałam. Stworzenie widząc to, raptownie rzuciło się na mnie, co skutkowało, iż ja znalazłam się na ziemi, a smok nade mną. Gdy miał już zionąć, ja wyciągnęłam pistolet i wymierzyłam w jego paszczę. Czyżby to pomogło? A może nie chce stracić swej "zabawki"?

< Ktoś? >

Od Eterii CD Merlina

Byłam odrobinę zaskoczona. Nigdy nie widziałam, żeby smok polował na... ryby. Ja sama zawsze polowałam na ssaki. Gdy zaskoczenie mi przeszło, zanurzyłam łeb w wodzie, aby obejrzeć całą akcję. Ryby nie zwracały na mnie uwagi, pewnie marzyły o tym, aby wyrosły im skrzydła i mogłyby uciec przed Merlinem. Po chwili smok był już na lądzie z trzema rybami w pysku. Zjadł całość, włącznie z łbami, co mimo wszystko nie wydało mi się obrzydliwe.
-Masz ochotę? - powiedział, po czym wskazał łeb na morze.
-Szczerze mówiąc, to tak - odpowiedziałam - nigdy nie jadłam ryby - po czym wzbiłam się w powietrze na odpowiednią wysokość i zanurkowałam. Chwilę spędziłam w wodzie, aż wyłoniłam się na lądzie. W moim pysku wierciły się trzy ryby, tyle samo, ile "złowił" Merlin.
-Nieźle jak na pierwszy raz. - uśmiechnął się ironicznie.
Nie odpowiedziałam, bo byłam zajęta przeżuwaniem.
-Całkiem niezłe. - odparłam po chwili.
Znowu wzbiłam się w powietrze, ale tym razem nie żeby złowić rybę, ale tak po prostu. Na chwilę zatrzymałam się w powietrzu i nasłuchiwałam.

<Merlin? Tak, wiem, krótkie i też brak weny>

Od Merlina CD Daphne

Robiłem różne akrobacje powietrzne, byle tylko strząsnąć z siebie tą dziewczynę. Oko bolało mnie niemiłosiernie, ale na szczęście nadal na nie widziałem. Choć nie widziałem tego, to byłem pewien że to ta dziewczyna mnie nim uderzyła. No bo kto inny? Gdy tak latałem, a pewne ręce obejmowały moje kolce, nie chcąc puścić, wpadłem na pewien pomysł. Wzbiłem się wysoko w powietrze i złożyłem skrzydła. Zaczęliśmy spadać w dół na główkę. Uśmiechnąłem się, kiedy uderzyliśmy w wodę i dalej spadaliśmy w odmęty wody. Ciekawe na jak długo człowiek potrafi wstrzymać powietrze ... - pomyślałem, płynąc nadal w dół. Minęło pół minuty, dokoła mnie była ciemność, a mi powoli zaczynało brakować powietrza. Uścisk dziewczyny na moich kolcach również osłabł. Nie zamierzałem pokazać jej że zaczyna mi brakować tlenu, więc płynąłem nadal w dół z zastraszającą prędkością. Nagle moje łapy sięgnęły dna, odbiłem się od niego i popłynąłem prosto, przy dnie. Dziewczyna zaczęła się szarpać, aż mnie puściła i zaczęła machać rekami i nogami, by wypłynąć na powierzchnię. Niestety była za daleko i płynęła za wolno. Przemknąłem obok niej z prędkością torpedy, odrzucając ją w bok. Wystrzeliłem z wody z małym rozpryskiem i zaczerpnąłem tlenu. Co się stało z dziewczyną? - nie widziałem jej na powierzchni. Nie wiem czemu zanurkowałem z powrotem, dziewczyna unosiła się w wodzie bez ruchu. Nie żyje? - pomyślałem i złapałem ją zębami za ubranie. Wynurzyłem się z wody i poleciałem na ląd. Wylądowałem na plaży i ułożyłem dziewczynę na piasku. Dziewczyna zaczęła kaszleć i pluć wodą. Żyła. Nie potrafiłem stwierdzić czy czuję ulgę czy zawód. Kiedy skończyła się krztusić, uderzyłem ją ogonem w głowę, na tyle mocno by zatoczyła się na piasek, ale nie na tyle by stała jej się krzywda. Skrzydło mojego ogona rozcięło jej skórę za uchem, ale nie było to nic poważnego. Parsknąłem.

<Daphne?>

Od Daphne CD Katniss

- Ja poproszę jagodowe. - powiedziałam do sprzedawcy.
Szłyśmy betonową dżunglą w nieznanym kierunku, przynajmniej dla mnie nie znałam tej części miasta. Weszłyśmy do jakiegoś starego zapomnianego parku. Pełno tu było śmieci i nie tylko. Brzydził mnie ten wygląd dlatego jak najszybciej chciałam z tamtąd pójść. Usłyszałyśmy skrzek.
Rozejrzałam się. Skrzek powtórzył się dochodził z krzaków.
Popatrzyłyśmy się na siebie i postanowiłyśmy to zbadać. Odsłoniłam liście naszym oczom ukazał się mały smok. Gdy tylko go zobaczyłam chciałam dosłownie odgryść mu małą zawszoną głowę.

Katniss?

Od Daphne CD Merlina

Smok śmiał się ze swojego śmiesznego żartu, ja chwyciłam najostrzejszy kamień jaki miałam pod ręką i rzuciłam w jego pustą głowę. Smok śmiał się więc nawet nie zauważył czym dostał.
Kamień uderzył go w oko niestety go nie wyłupiając jedynie robiąc zarys. Zaśmiałam się patrząc na niego:
-Prawda że tak jest ciekawiej?
Wiedziałam że to go zdenerwuje i to nawet bardzo byłam tylko ciekawa co teraz zrobi. Potrząsnął łbem a językiem oblizał nieco krwi z oka która popłynęła mu po policzku. Wzbił się w powietrze i przelatywał specjalnie tak by mnie szarpał wiatr którym kierował za pomocą skrzydeł nie miałam wyboru. Puściłam się i tak bym się nie utrzymała. Stoczyłam się na dół, raniąc się ale nie na tyle aby umrzeć i wpadłam w krzaki. Smok nie widział zdarzenia zaciekawiony chciał sprawdzić czy żyję.
Zleciał na dół i chodząc po ziemi szukał mnie.
Siedziałam w krzakach w odpowiednim momencie wskoczyłam mu na grzbiet. Złapałam się najmocniej jak mogę smok wzbił się w powietrze. Zaczęło się rodeo.

Merlin?

Nowa Smoczyca!

Powitajmy Naomi!


Mam nadzieję że miło spędzisz z nami czas :3

Od Valentine CD Daphne

-Jestem Daphne. - zauważyłam wyciągniętą dłoń, skierowaną w moją stronę. Spojrzałam z delikatnym współczuciem na odcięty łeb stwora.
- Valentine. - mój ton był bardziej poważny, a rękę odtrąciłam. Podeszłam do swoich broni i je wzięłam, a kawałek materiału, który miałam w ręku, położyłam na oddzielonym łbie od reszty ciała. Westchnęłam.
- Czemu chciałaś pomóc tej... gadzinie?
- Bo nic mi nie zrobił, nie my dajemy życie i nie my je odbieramy. Od zawsze byłam uczona, że należy pomóc wszystkim, nawet swoim wrogom, a najbardziej wrogom. - szybkim krokiem ruszyłam przed siebie w stronę miasta. Za parę godzin zaczynam robotę, więc przydałoby się ogarnąć choć trochę, a szczególnie zmienić bluzkę, a raczej pozostałości po niej. Dziewczyna ruszyła za mną. Przewróciłam oczami i zaczęłam biec coraz to szybciej. Na drodze znów stanął wielki mur wokół miasta, lecz cóż to dla mnie? Bez zastanowienia wdrapałam się na drzewo. Ulice już po malutku zaczynały się napełniać. Spojrzałam zza ramienia, czy Daphne wciąż idzie za mną. Nie. Biegiem wparowałam do domu i do swojego pokoju. Zdjęłam szamty i założyłam jakiś top. Ten ranek był naprawdę dziwny. Zastanawiało mnie, czemu ona to zrobiła. Czemu czuję aż taką nienawiść do tych stworzeń? Wiele pytań się rodzi, lecz tak mało jest odpowiedzi. Zegarek wskazywał godzinę 7:43. Więc trza się zbierać do roboty. Przecież samo nic się nie upoluje. Trza temu pomóc. Zamknęłam wcześniej otwarte okno, po czym wyszłam przed budynek, zamykając drzwi za sobą na klucz. Wzięłam głęboki wdech, ruszając przed siebie. W oddali rozległ się kolejny ryk, lecz słabo słyszalny. Zignorowałam to. Po paru minutach doszłam do bram z rękoma w kieszeni, a na mojej twarzy malował się uśmieszek. Znów polowanie się zaczyna, a ja byłam w tym bardzo dobra. Cóż poradzić, jak przez parę lat wychowywałam się w towarzystwie smoka, a od niedawna wiem kim tak naprawdę jestem? I tak ten czas kiedyś, by nadszedł i poznałabym tą prawdę. Szkoda, że moja rodzina tego nie widzi. Wychodząc zza bram miasta, moim oczom ukazała się ta sama postać co rano. Spojrzała na mnie z uśmiechem na co ja oparłam się o mur z skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej, czekając na dalszy jej ruch.

< Daphne? >

Od Katniss CD Daphne

-Jestem Daphne-przedstawiła mi się dziewczyna.
-Jak ta ze Scooby Doo?-zaśmiałam się.
Dziewczyna chyba się wkurzyła moim żartem.
-Ej no nie chciałam cię urazić-powiedziałam-ja jestem Katniss.
-Całkiem ładnie-powiedziałam i w końcu się rozchmurzyła.
-Może pójdziemy na lody-zaproponowałam. Dziewczyna po długim namyśle zgodziła się. Poszłyśmy do budki z lodami stojącej niedaleko mojego domu.
-Poproszę truskawkowe lody-powiedziałam do sprzedawcy.

<<Daphne?>>

Od Merlina CD Daphne

Obserwowałem dziewczynę od czasu do czasu śmiejąc się z niej. Możecie mnie uważać za skończonego drania, ale nie miałem litości dla wrogów. No chyba że uratowanie człowieka przed roztrzaskaniem się na budynku, można nazwać litością. Dziewczyna dotarła już do ostatniego klifu. Teraz musiała znaleźć jakąś drogę na dół. Zacząłem zastanawiać się co zrobię kiedy zejdzie z klifu. Czy powinienem ją zabić? A może powinienem ją zachować przy życiu? Znowu porwać i wyrzucić bóg wie gdzie? Nie byłem pewien która opcja jest najlepsza. Dziewczyna zamiast skręcić do lasu i spróbować przejść łagodniejszym stokiem, zaczęła złazić po klifie. Czy ona ma rozum w tej głowie? Czy ości ryb? Prychnąłem i podeszłem bliżej. Dziewczyna była już w połowie drogi, kiedy skała pod jej ręką odłamała się. Dziewczyna straciła podparcie i przez chwilę myślałem ze spadnie. Na szczęście udało jej się utrzymać. Zaczęła z powrotem schodzić, ale chyba ostrożniej. Zaśmiałem się po smoczemu, na co dziewczyna posłała mi mordercze spojrzenie. Obserwowanie człowieka schodzącego z klifu zaczęło mi się nudzić. Postanowiłem że trochę je urozmaicę ... Wciągnąłem powietrze i splunąłem plazmą w brzeg klifu. Poczerniałe skały zaczęły spadać na dziewczynę, która mocno przywarła do skały. Kilka trafiło ją, rozcinając ubranie i skórę.
- Prawda że tak jest ciekawiej? - zaśmiałem się. W moich oczach nie było litości.

<Daphne?>

Od Merlina CD Eterii

Wiedziałem że się zgodzi. Na pysk wypełzł mój chytry uśmieszek. Smoczyca zdziwiła się.
- Skąd wiedziałeś? - spytała podejrzliwie.
- Bo miałem przeczucie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. W końcu nie byłem w 100% pewny że się zgodzi ... zawsze istniała szansa że odmówi. Jedna z większych fal wypłynęła na brzeg i dosięgnęła moich łap, łagodnie obmywając je wodą. Gdzieś w górze odezwały się krzyki mew.
- Mam ochotę na małe polowanie. - powiedziałem rozkładając skrzydła.
- Chyba nie na ludzi? - zapytała Eteria, przyglądając mi się sceptycznie.
- No coś ty, nie o tej porze. Mam nadzieję że złapię jakąś rybę. - powiedziałem i wzbiłem się w powietrze.

<Eteria? Brak weny>

Od Daphne CD Merlina

Tak szczerze byłam wdzięczna temu bydlęciu że nie pozwolił mi rozwalić się o budynek. On najwidoczniej też chciał bym zginęła inną śmiercią. I dobrze wróg powinien szanować wroga, ale przy tym nie można przestać go nienawidzić.
Wspinałam się na klif w podartym ubraniu z siniakami, bez noża. Ta głupia gadzina pozbawiła mnie mojej ostatniej pamiątki po tacie. Byłam wściekła i miałam wtedy ochotę płakać nie okazałam słabości.
Niedługo potem wspinałam się po klifach by jakimś cudem dojść do domu.
Zauważyłam że ten smok mnie obserwuje i szczerze śmiała się na swój sposób gdy noga mi się potknęła:
-Zamknij się! - krzyknęłam aby mnie usłyszał, może nie było to zbyt mądre bo nie mam przy sobie żadnej broni a wystarczy jedno kłapnięcie jego paszczy by mnie zabił.
Zamiast jednak podlecieć i koniuszkiem ogona ztrącić mnie z klifu na pewną śmierć ten znów przemówił:
- A co mi zrobisz? Nie pamiętasz nie masz już swojego nożyka do papieru. - zaśmiał się powtórnie.
Nie odpowiedziałam więcej, wtedy po policzku spłynęła mi jedna łza bo przypomniałam sobie rodzinę. Jednak nie chciałam aby smok to zauważył szybko pozbyłam się wilgoci z policzka wycierając go bluzką. Byłam odwrócona tyłem pewnie więc nie zauważył.

Merlin?

Od Daphne CD Katniss

- Ej jak chodzisz! - wrzasnęła dziewczyna.
Bez zastanowienia odpowiedziałam jej z pogardą:
-Tak jak chcę laleczko.
Zapadła chwilowa cisza chyba zastanawiała się co mi odpowiedzieć. Poprawiłam jak zwykle grzywkę. Nie chcę mieć złej opinii w mieście. Westchnęłam i powiedziałam:
- Sory, nie chciałam cie potrącić.
Atmosfera trochę ochłonęła. Powiedziałam żeby przerwać ciszę:
-Jestem Daphne.
-Jak ta ze Scooby Doo? -zaśmiała się dziewczyna.
Oburzyłam się:
- A co ci to przeszkadza.
Nie chciałam już dalej z nią rozmawiać czekałam tylko aż się przedstawi i pójdzie.

Katniss?

Od Eterii CD Merlina

Nie było dla mnie zaskoczeniem, że wzbił się w powietrze, więc bez wahania zrobiłam to samo.
-Pod nami rozchodzi się Mroczne Bagno - powiedział, po czym spojrzałam w dół. Rzeczywiście, było to jakieś bagno.
-Dlaczego nazywacie je Mrocznym? - zapytałam.
-Bo takie jest. - uśmiechnął się w duchu.
Lecieliśmy chwilę, i zobaczyłam las.
-A ten las jak nazywacie?
-Smoczym.
Lecieliśmy dalej, nad Polami Uprawnymi, Łąkami, Lasem Szeptów, nad Pustymi Terenami, morzem i plażą. Jedyne miejsce, które ominęliśmy, to miasto Dras - Leona, dla bezpieczeństwa, chociaż wiedziałam, że tak naprawdę, oboje chcielibyśmy tam polecieć, ale nie była to bezpieczna pora. Wylądowaliśmy na plaży i rozłożyliśmy skrzydła. Zastanowiłam się nad jego pytaniem, które zadał mi wcześniej. Zawsze wolałam działać na własną rękę, nie dzielić sukcesu z innymi. A gdybym tu wstąpiła, wszystko by się zmieniło. Ale z drugiej strony, dlaczego nie? To pachnie nowością, a nowości są kuszące. Przez chwilę się zawahałam, po czym odpowiedziałam.
-Tak. - odpowiedziałam.
-Co tak? - zmarszczył nos.
-Mówię, że wstąpię do Ostatniego Smoka.
Uśmiechnął się chytrze, co mnie trochę zdziwiło.
-Wiedziałem, że to powiesz.

<Merlin?>

Nowi Członkowie!

Powitajmy Votu i Aarona!

~

Mam nadzieję że miło spędzicie z nami czas :3

Od Merlina CD Daphne

Dziewczyna wbiła mi nóż w łapę i zaczęła nim kręcić. Ból był nie do opisania, czułem jak moja krew spływa w dół na nią i dalej na ziemię w dole. Ryknąłem zezłoszczony i upuściłem dziewczynę, nie tyle z gniewy ile że nie mogłem utrzymać jej ranną łapą. Nóż został w mojej kończynie, nadal powodując nieznośny ból. Spojrzałem w dół i zobaczyłem że dziewczyna roztrzaska się o betonowy dom. Dobrze jej tak ... - pomyślałem w pierwszej chwili. Zaraz potem zreflektowałem się. Przecież nie może umrzeć w tak haniebny sposób, to hańba dla kogoś takiego ... - pomyślałem i zapikowałem w dół. Nie miałem możliwości złapanie jej ranną łapą w której nadal tkwił sztylet, więc dziewczyna spadła mi na grzbiet. Usłyszałem ciche stęknięcie, gdy moje kolce wbiły się boleśnie w jej plecy. Teraz nie mogła zrobić mi krzywdy gdy nie miała swojego noża. Lecieliśmy nad miastem z pełną prędkością. Dziewczyna obróciła się na brzuch i złapała moje kolce, żeby nie spaść. Widać zadziałał u niej instynkt samozachowawczy. Kiedy tak unosiłem się w powietrzu, miarowo machając skrzydłami, rozważałem czy zostawić ją na w mieście i zabić czy polecieć z nią na klify i kazać jej znaleźć drogę do domu? Nie wiedzieć czemu kusiła mnie ta druga opcja. Postanowiłem zaufać swojemu przeczuciu. Skręciłem ostro po wiatr, który szarpnął dziewczyną w tył. Zacząłem lecieć z prawe pełną prędkością, czułem że dziewczyna ledwie się trzyma, ale nie zamierzałem zwolnić. Przelecieliśmy nad murami, gdzie w moim kierunku poszybowało kilka pocisków, które z łatwością wyminąłem. Ludzie nie spodziewali się smoka z miasta, tak więc nie byli zbyt przygotowani na mnie. Leciałem prosto w kierunku plaży i morza, nad którymi błyskały w słońcu białe klify z masą jaskiń i nierówności. Wylądowałem na szczycie tego który wychodził najdalej w morze. Gdzieś tam na dole była moja jaskinia w której spałem, ale wolałem nie zdradzić się tym przed człowiekiem. Wylądowałem z mocnym szarpnięciem, wyrzucając pasażerkę w powietrze. Dziewczyna upadła na kamień z cichym jęknięciem. Dokoła niej uniósł się obłoczek pyłu. Złożyłem skrzydła i podeszłem kulejąc do niej. Spojrzałem na nią swoimi kocimi oczami, twardo z zamiarem zemsty. Twarz dziewczyny pozostała bez zmian, ale gdzieś tam w środku musiała pojawić się iskierka strachu. Fuknąłem i odsunąłem się. Złapałem zębami sztylet w mojej łapie i szarpnąłem. Przez moje ciało przetoczyła się kolejna fala bólu, ale jakoś wytrzymałem.
- Mój nóż! - krzyknęła dziewczyna, powoli wstając. Nic nie mogła jednak zrobić. Wziąłem zamach i ostrze noża błysnęło, kiedy spadało do morza. Po chwili usłyszeliśmy cichy plusk.
- Zapłacisz mi za to! - krzyknęła w moją stronę. W jej oczach płonął prawdziwy gniew. Przekrzywiłem głowę z krzywym uśmieszkiem.
- Wątpię. - mruknąłem i wzbiłem się w powietrze, zaraz potem lądując na czubku sosny, który przekrzywił się niebezpiecznie. Dziewczyna patrzyła się na mnie z wytrzeszczonymi oczami i otwartą buzią.
- Ty mówisz ... - powiedziała, jakby nie mogła uwierzyć własnym uszom. Posłałem jej kolejny mściwy uśmieszek.
- Jak widać. - powiedziałem. - A teraz zbieraj się do domku, zanim przyjdą moi kumple i cię zjedzą - dodałem wzbijając się w powietrze. Zaraz potem zapikowałem w stronę morza. Poczułem na ciele chłodną bryzę i poczułem cudowny zapach morza. Zanurkowałem w wodzie. Chciałem pozbyć się zapachu człowieka, co mniej więcej mi się udało. Wystrzeliłem z wody prosto do mojej jaskini. W wejściu otrzepałem się i poszłem dalej. Na końcu "tunelu" było co w gruncie pomieszczenia, gdzie mogłem odpocząć. Zionąłem strumieniem plazmy robiąc kółko, następnie przydeptałem ogień i ułożyłem się do snu na ciepłej skale. Nie mogłem jednak zasnąć więc oddałem się próżnym myślom i wypoczywaniu. Gdzieś u góry słyszałem kroki dziewczyny, która próbowała dojść do domu ... Uśmiechnąłem się do siebie, myśląc co morze spotkać dziewczynę bez noża na terytorium smoków. Nie mogłem jednak zasnąć nawet z tą przyjemną wizją ... Wkurzony na nie wiadomo co wyfrunąłem z jaskini. Dziewczyna była już na sąsiednim klifie, starała się iść cały czas brzegiem by nie zapuścić się do lasu i nie stracić z oczu miasta. Przycupnąłem niedaleko i obserwowałem ją. Na razie nie pojawił się żaden żądny krwi smok, prócz mnie. Rana na mojej nodze przestała już krwawić i zaczęła się goić. Nadal bolała, ale nie uniemożliwiała mi chodzenia. Największa zaleta bycia smokiem - szybkie leczenie ran.

<Daphne?>

Od Katniss

Z głębokiego snu wybudził mnie dźwięk budzika. Zaspana wyłączyłam go i przkryłam głowę poduszką. Nagle do pokoju weszła mama.
-Katniss wstawaj! Spóźnisz się do pracy!-krzyknęła w moją stronę i odkryła.
-O Jezu!-powiedziałam i wygramoliłam się z łóżka. Gdy mama już zerknęłam na zegarek była 6.00. Na 7.00 musiałam już być w pracy. Wzięłam pierwsze lepsze czarne legginsy i jasnoróżową bluzę. Poszłam zaspana do łazienki gdzie uczesałam włosy i umyłam twarz. Gdy weszłam do kuchni na stole leżały kanapki z serem i pomidorem. Usiadłam na krześle, a mama odgrzała mi kakao. Zjadłam nie chętnie jedną i wypiłam piciu. Gdy ubrałam już buty wzięłam torebkę i wyszłam. Musiałam iść trochę zanim doszłam do pastwiska. Tam wyprowadzałam owce na łąkę i to była moja praca. Po wyprowadzeniu owiec weszła we mnie jakaś dziewczyna.
-Ej jak chodzisz-krzyknęłam oburzona
-Tak jak chcę-odpowiedziała.

<<Ktoś?>>

Od Daphne CD Valentine

Z samego ranka poczułam całą swoją nienawiść do smoków. Wyszłam na polankę usiadłam na drzewie i czekałam i czekałam aż jakiś łaskawie do mnie przyjdzie. Przez to wszystko usnęłam. Obudził mnie ryk. Popatrzyłam na dół. Pod wysokim drzewem na które się wspięłam łaził średniej wielkości młody smok. Łasił się gadzina do polnych kwiatów aż rzygać się chciało. Poprawiłam grzywkę, z paska odpięłam moją maczetę po czym wzięłam głęboki oddech, i skoczyłam z góry na smoka robiąc mu ranę w kręgosłupie. Upadł, ale żył.
Zeszłam z jego pleców i omijając jego pysk zrobiłam jeszcze parę nacięć na łapach. Żeby się wykrwawił nie miałam ochoty być łaskawa i skrócić jego męczarnie, usiadłam w cieniu i patrzyłam jak krew wycieka z jego łapy. może jestem psychopatka ale uśmiechałam się na ten widok. W pewnym momencie smok zaczął być jeszcze bardziej niespokojny zobaczyłam kolejną kobietę. Chyba chciała mu pomóc zatamować ranę.
Wyskoczyłam z krzaków z zakrwawioną maczetą w ręku:
-Witam cie kochana, po co tutaj przyszłaś? -zapytałam stosunkowo miło, nie mam nawyku być wredna dla ludzi których nie znam, jestem wredna dla tych którzy zasłużyli.
- Musimy pomóc temu smokowi. - powiedziała dziewczyna zbliżając się.
Wpadłam w furię ona chce zniszczyć wszystko co zrobiłam.
- Przykro mi ale nie pozwolę ci na to. - powiedziałam mniej przyjaźnie.
Dziewczyna wyraźnie się zezłościła ominęła mnie i szła dalej.
Jednak wyprzedziłam nią wdrapałam się na cielsko które już nie wiele mogło mi zrobić. Poszłam nad jego szyje, szepnęłam mu do ucha:
-To za moją rodzinę.
I jednym ciosem odcięłam mu głowę.
Popatrzyłam dumna na dziewczyna. Znieruchomiała. Zeskoczyłam z cielska. Poprawiłam grzywkę wyciągnęłam rękę i powiedziałam:
-Jestem Daphne.

Valentine?

Od Daphne CD Merlina

Smok zabił mężczyznę. Nie było mi go żal pomyślałam sobie tylko - Co za mięczak...
Smok bawił się ze mną w kotka i myszkę niby podlatywał aby zaatakować a niby wracał tylko mnie strasząc. Miałam słaba broń przyznaje ale na pistolet nie mogłam liczyć, bo przecież jestem dzieckiem. Wiedziałam też a właściwie byłam pewna że to wszystko nie musi się skończyć dobrze. Możliwe że skończę jak ten mężczyzna albo gorzej, bo przecież w oczach tego smoka jestem kolejną śmieszną zabawką. Nie dziwie mu się gdybym w jego skurzę była sama bym siebie tak widziała. Mogłam uciec lub krzyknąć pomocy, ale po co umierać jak tchórz? - skoro mam do wyboru śmierć w potyczce.
Smok krążył nademną szukał sobie chyba jakiegoś wygodnego miejsca do siedzenia.
Nie okazywałam zdenerwowania w ogóle nic nie okazywałam.
Smok w końcu zleciał i zamiast mnie zabić złapał mnie w szpony i się trochę wzniósł, wbiłam w jego łapę ostrze i zaczęłam wiercić. Smok ryknął i upuścił mnie, spadałam betonowy budynek. I zastanawiałam się czy taka śmierć mi odpowiada.

Merlin?

czwartek, 16 lipca 2015

Od Valentine

Usłyszałam jak coś dzwoni mi nad uchem. Nie chętnie podniosłam głowę, by spojrzeć na źródło dźwięku. Westchnęłam i wstałam z jakże wygodnego łoża, wyłączyłam budzik. Przeciągnęłam się i podeszłam do komody. Gdy się przebrałam, otworzyłam okno, by do pomieszczenia wdarło się trochę świeżego powietrza jak i promieni słońca, więc siadłam w oknie. Co jakiś czas było można usłyszeć ryki latających gadów. Dlaczego ludzie ich tak bardzo nienawidzą? Czemu trza z nimi toczyć wojny? Szybko rozwiałam myśli w głowie i zeszłam na dół. Mieszkałam sama, co znaczyło, iż chata wolna i cała tylko moja. Z lodówki wygrzebałam jakąś kiełbasę, która po chwili znalazła się w moich ustach. Delikatnie pikantna, wreszcie! Po skończonym posiłku zaczęłam się ogarniać. Włosy związałam w kucyk, zostawiając tylko skrawek krótkiej grzywki na boku, a do spodni przyczepiłam dwa pistolety i jeden nóż. Broń zawsze się przyda na wszelki wypadek. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się, by upewnić się. No cóż się dziwić. Ranek jest to i pusto na ulicach, więc skorzystałam z okazji i prześlizgnęłam się, lecz na mojej drodze stanął mur. No pięknie. Rozejrzałam się wokół, gdy nagle mój wzrok przykuło wielkie drzewo, którego gałęzie sięgały poza ten mur. Wdrapałam się na nie z łatwością jak i zeszłam. Wówczas, gdy znalazłam się po drugiej stronie muru, otrzepałam się z kurzu i poszłam przed siebie z delikatnym uśmiechem na twarzy. Znów mogłam usłyszeć ryk tych zwierząt. Zignorowałam to. Świeże powietrze przecież dobrze mi zrobi, a przynajmniej teraz mam czas tylko dla siebie. Po paru minutach, byłam u celu. Celu? Owszem. Moim celem była duża polana, na której się rozwaliłam, a trawa zaczęła falować wokół mego ciała. Ręce skrzyżowałam i wzięłam za głowę. Niebo było bezchmurne i takie... błękitne. Było piękne. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się jak wiatr porywa korony drzew do tańca, a ptaki podawały tylko melodie. Melodie, która była spokojna i pełna radości jak i miłości. Ci to mieli szczęście, ale cóż poradzić? Każdy ma swoją historię, w której jest wszystko dokładnie opisane. Wstałam do pozycji siedzącej, a chwilę później na równe nogi. Czas wracać. Wracając coś mnie powstrzymało. Na ścieżce było widać plamy szkarłatnej cieczy. Kucnęłam, zamaczając palec w substancji, by określić czas i odległość w jakiej znajduje się owa istota. Było jeszcze ciepłe, postanowiłam ruszyć za dalszym tropem. Z czasem, gdy byłam bliżej celu, ryk stawał się coraz to bardziej głośny i wyraźny. Właziłam w krzaki, a raczej w to co po nich tylko zostało. Przed sobą zauwałyłam kończący się ślad i jakiś ruch. Rozległ się kolejny ryk dochodzący od tej istoty. Bez zastanowienia się, zerwałam dół bluzki, by wrazie czego zatrzymać krwawienie. Podeszłam bliżej, lecz na moje "szczęście" złamała się gałąź na co zwierzę mnie zauważyło. Zrobiłam krok do tyłu, nie spuszczając wzroku. Przez wpadające promienie w szczelinach koron drzew mogłam ujrzeć zarysy, a chwilę później całego jaszczura, który zaczął się zbliżać w moim kierunku. Nie okazałam skruchy, lecz spojrzałam na jego zranioną, przebitą łapę.
- Ej nic ci nie zrobię, obiecuję. Jestem tu w pokojowych zamiarach. - zrobiłam jeszcze parę kroków w tył, po czym odrzuciłam swoje bronie w bok i pokazałam zerwany materiał. Obawiałam się jego reakcji, bo z plotek po tych stworzenia to można spodziewać się wszystkiego, nawet i najgorszych rzeczy, więc byłam gotowa na to.

< Ktoś? >

Od Merlina CD Eterii

Przedstawiłem się nieznajomej smoczycy. Od razu w oczy rzucały się czerwone znaki i czarna łuska, które dość trudno ukryć w gąszczu drzew. Przeszło mi przez myśl by zwerbować smoczycę do Ostatniego Smoka. Skoro przeżyła tak długo, to znaczy że jest silna, a właśnie silnych nam trzeba by pokonać dwunogów. - szepnął głos w mojej głowie.
- Chcesz dołączyć do Ostatniego Smoka? - zapytałem, patrząc uważnie na smoczycę. Jej pysk pozostał neutralny.
- Co to? - zapytała.
- Stado, które walczy z ludźmi. Mniej więcej trzymamy się razem, a jak nadejdzie właściwa chwila zaatakujemy i zniszczymy Dras - Leonę. - powiedziałem. W oczach smoczycy dostrzegłem błysk, nie potrafiłem jednak stwierdzić o czym myśli, ani co czuje.
- Zastanowię się. - powiedziała. W jej głosie usłyszałem coś, co dało mi pewność iż dołączy.
- Może oprowadzić cię po lesie, kiedy będziesz się zastanawiać? - zapytałem. Nie chciałem by mój głos brzmiał chamsko, bo naprawdę nie miałem nic przeciwko niej. Problem w tym że mój głos brzmi właśnie tak przez większość czasu i teraz muszę udawać miłego, by na takiego wyjść, choć nie mam złych zamiarów. Zwykła rozmowa to dla mnie męczarnia ... a nie lubię słownych potyczek. Hmf ... i po co brałem się za bycie przywódcą? - wyrzuciłem sobie. Eteria obrzuciła mnie spojrzeniem czerwonych oczu i skinęła głową.
- Właściwie czemu nie? - powiedziała. Wstałem z ziemi i rozłożyłem skrzydła.
- Chyba nie myślałaś że będziemy chodzić? - posłałem sarkastyczny uśmieszek i wzbiłem się w powietrze. Kilka liści uniosło się z ziemi, kiedy moje skrzydła wywołały podmuch powietrza. Eteria również rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Zaczęliśmy lawirować w gąszczu drzew.


<Eteria?>

Od Eterii

Szłam po opuszczonym mieście, pod osłoną nocy. Miasto to zostało zdemolowane już dawno temu, ale z nieznanych przyczyn lubiłam tam przychodzić. Jednak odrobinę narażałam się na niebezpieczeństwo - niedaleko miasto Dras - Leona, w którym nadal roiło się od ludzi nienawidzących smoków, ale nawet gdyby jakiś się nawinął, czułam, że dałabym sobie z nim radę. Gdy tak szłam i szłam, poczułam czyjś wzrok na sobie. Odwróciłam się w stronę krzaków które znajdowały się nieopodal, i ujrzałam parę niebieskich oczu wpatrujących się we mnie. Tajemniczy osobnik podszedł bliżej i zobaczyłam innego smoka.
-Dawno nie widziałem innego smoka o domenie burzy. - uśmiechnął się, ale uznałam, że nieżyczliwie, co mi nie przeszkadzało.
Jednak zdziwiłam się, że znał moją domenę. Skąd niby?
-Skąd wiesz? - zapytałam spokojnym głosem, kryjąc zdziwienie.
Nie odpowiedział jednak. Czekałam, aż on odezwie się pierwszy, co nastąpiło po pewnym czasie.
-Skąd jesteś? - zapytał.
-Nie wiem. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Nie mam domu, rodziny, nikogo. Czasem śpię w lesie, czasem lecę w góry, różnie to bywa. Byle daleko od człowieka.
Po chwili znowu zapytał.
-Jak się zwiesz, tak właściwie?
-Eteria.
-Merlin.

<Merlin?>

Nowa Smoczyca!

Powitajmy Octavię!



Mam nadzieję że miło spędzisz z nami czas :3

Konkurs!

Wiem że wcześnie, ale trudno. Potrzebny nam banner! Tak już można się domyślić jaka tematyka konkursu ... 

A więc Ogłaszam Konkurs na Banner naszego bloga :)

Od 16.07 do 21.07 - gotowe banery wysyłajcie do mnie, na końcu będzie ankieta, by każdy mógł wyrazić swoje zdanie, ale to ja będę miała decydujący głos :>

Proszę tylko by nie miały gigantycznych rozmiarów xD

~ Pozdrawiam Merlin

Nowa Dziewczyna!

Powitajmy  Jacqueline!


Mam nadzieję że miło spędzisz z nami czas :3

Pierwszy Chłopak!

Powitajmy Allen'a!


Mam nadzieję że miło spędzisz  z nami czas :3

Nowa Dziewczyna!

Powitajmy Valentine!


Mam nadzieję że miło spędzisz z nami czas :3

Nowa Dziewczyna!

Powitajmy Katniss!



Mam nadzieję że miło spędzisz  z nami czas :3

Nowa Smoczyca!

Powitajmy Eterię!


Mam nadzieję że miło spędzisz z nami czas :3

Nowa Smoczyca!

Powitajmy Aliance!


Mam nadzieję że miło spędzisz z nami czas :3

Od Merlina CD Daphne

Moje skrzydła ciasno przylegały do boków, gdy obserwowałem człowieka który postanowił wybrać się na spacer zupełnie sam w bocznej uliczce miasta. Jego buty postukiwały o beton, gdy szedł zupełnie rozluźniony, nie mając pojęcia że nad jego głową czai się smok z chęcią mordu i krwi. Uśmiechnąłem się leciutko, gotując do skoku. Jednym płynnym skokiem wybiłem się w powietrze i rozłożyłem skrzydła pikując na dwunoga. Mężczyzna krzyknął, ale nie miał żadnej broni. Jacy ci ludzie są beznadziejni, nie mają ostrych zębów ani porządnych pazurów. Ich skóra jest w dodatku taka delikatna ... - pomyślałem i ryknąłem ukazując połyskujące w słońcu zęby. Człowiek odskoczył, ale za plecami miał tylko mur budynku. Jego twarz wykrzywił grymas zgrozy i bólu kiedy otworzyłem paszczę by zionąć na niego plazmą, która spali go na wiór. Walka była przegrana już w chwili gdy objąłem go za cel, teraz jednak przeznaczenie dopełniło się. Rozbłysk niebieskiego światła rozjaśnił całą ulicę, a smród spalonego ciała rozniósł się jeszcze dalej. Trup upadł pod moje łapy. Miał spaloną głowę i połowę torsu. Zadowolony rozłożyłem skrzydła szykując się do odlotu. Nagle jednak zobaczyłem błysk stali. Może to kumple tego człeczyny, który nie miał dość oleju w głowie by nosić ze sobą broń? Zaciekawiony spojrzałem w tamtym kierunku. Zza rogu wyszła dziewczyna o ciemnych włosach, na oko około siedemnastoletnia. Jej twarz wykrzywiał grymas zdeterminowania i żądzy mordu. Nie miałem wątpliwości po co jej nóż. Uśmiechnąłem się wstrętnie.
- Zgubiłaś się dziewczynko? - mruknąłem po smoczemu, śledząc każdy jej ruch zwężonymi źrenicami.  - A może przyszłaś po niego? - zapytałem i uderzeniem ogona, wybiłem trupa w powietrze. Odłamki zwęglonego ciała poleciały na beton, a martwy człowiek upadł przed nastolatką. Ta skrzywiła się, ale nie odeszła. Ciekawe jakby zareagowała gdybym ze smoczego przeszedł na ludzki ... Nie miałem jednak ochoty na pogawędki. Zacząłem biec w jej kierunku. Dziewczyna chwyciła nóż oburącz i skierowała jego czubek w moją klatkę piersiową. Widziałem w jej oczach skupienie. Tuż przed tym jak ostrze miało rozciąć moje łuski, rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Podmuch wiatru wywołany moim lotem, pchnął dziewczynę na ziemię, a dookoła niej zaczęły unosić się drobinki kurzu z ulicy. Usiadłem na lampie. Moje pazury rzeźbiły w metalu głębokie bruzdy, kiedy obróciłem się z powrotem w kierunku człowieka z nożem. Dziewczyna zdążyła już wstać, w ręce nadal błyszczał sztylet. Ciekawe ... młoda a lepiej zaprawiona w walce niż ten przygłupi mężczyzna, którego zabiłem ... - pomyślałem, składając skrzydła. Igrałem z ogniem, gdyż w każdej chwili mogli przybiec ludzie z pistoletami, które były o wiele groźniejsze niż nóż. Na razie jednak ulica była pusta, a moje czułe uszy nie słyszały szybkich kroków armii. Wbiłem pazury głębiej w metal. Nie mogłem powiedzieć by było mi tu wygodnie ... Zacząłem rozglądać się za jakimś dogodniejszym siedziskiem.

<Daphne?>