Robiłem różne akrobacje powietrzne, byle tylko strząsnąć z siebie tą dziewczynę. Oko bolało mnie niemiłosiernie, ale na szczęście nadal na nie widziałem. Choć nie widziałem tego, to byłem pewien że to ta dziewczyna mnie nim uderzyła. No bo kto inny? Gdy tak latałem, a pewne ręce obejmowały moje kolce, nie chcąc puścić, wpadłem na pewien pomysł. Wzbiłem się wysoko w powietrze i złożyłem skrzydła. Zaczęliśmy spadać w dół na główkę. Uśmiechnąłem się, kiedy uderzyliśmy w wodę i dalej spadaliśmy w odmęty wody. Ciekawe na jak długo człowiek potrafi wstrzymać powietrze ... - pomyślałem, płynąc nadal w dół. Minęło pół minuty, dokoła mnie była ciemność, a mi powoli zaczynało brakować powietrza. Uścisk dziewczyny na moich kolcach również osłabł. Nie zamierzałem pokazać jej że zaczyna mi brakować tlenu, więc płynąłem nadal w dół z zastraszającą prędkością. Nagle moje łapy sięgnęły dna, odbiłem się od niego i popłynąłem prosto, przy dnie. Dziewczyna zaczęła się szarpać, aż mnie puściła i zaczęła machać rekami i nogami, by wypłynąć na powierzchnię. Niestety była za daleko i płynęła za wolno. Przemknąłem obok niej z prędkością torpedy, odrzucając ją w bok. Wystrzeliłem z wody z małym rozpryskiem i zaczerpnąłem tlenu. Co się stało z dziewczyną? - nie widziałem jej na powierzchni. Nie wiem czemu zanurkowałem z powrotem, dziewczyna unosiła się w wodzie bez ruchu. Nie żyje? - pomyślałem i złapałem ją zębami za ubranie. Wynurzyłem się z wody i poleciałem na ląd. Wylądowałem na plaży i ułożyłem dziewczynę na piasku. Dziewczyna zaczęła kaszleć i pluć wodą. Żyła. Nie potrafiłem stwierdzić czy czuję ulgę czy zawód. Kiedy skończyła się krztusić, uderzyłem ją ogonem w głowę, na tyle mocno by zatoczyła się na piasek, ale nie na tyle by stała jej się krzywda. Skrzydło mojego ogona rozcięło jej skórę za uchem, ale nie było to nic poważnego. Parsknąłem.
<Daphne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz