Spojrzałam jeszcze raz na smoka, po czym zarzuciłam instrument na plecy. Ciekawe czemu mnie nie dobił? Czy aż tak spodobała mu się moja muzyka? Jeśli tak to zapewne będzie chciał jej usłyszeć parę razy. Smok był piękny, dawno aż tak blisko tych stworzeń nie byłam. Uśmiechnęłam się i wbiegłam do miasta. Był ranek, a ulice były pełne ludzi jak i straży. Ręce schowałam do kieszeni, by nie wzbudzać złudnych podejrzeń u straży, bądź innych mieszkańców. Kiedyś większość miasta omijała mnie szerokim łukiem, a teraz? Wszyscy podchodzą i się witają ze mną, jednym słowem byli do mnie nastawieni przyjaźnie. Westchnęłam i weszłam do apteki kupić bandaż, a raczej bandaże jak mam grać częściej.
- Och Valentine, witaj skarbie! Czego potrzebujesz? - usłyszałam głos pulchnej kobiety o zielonych oczach i siwych loczkach.
- Dzień dobry. Bandaż, a raczej cały zestaw. Wiesz... daj lepiej całe pudło bandaży i jedną tubę maści.
- Aż tak poważnie? Czy inny przypadek? - posłała mi uśmiech, a ja odwzajemniłam gest. Wręczyła mi całe pudło bandaży. Pieniądze położyłam na blacie.
- Na zapas, lepiej być już ubezpieczonym, niż później bić się o to. - wyszłam z budynku i jak najszybciej poszłam do siebie. Przez parę dni mam wolne, więc więcej czasu będzie dla mnie. Idąc ulicą cały czas czułam spojrzenia ludzi na mnie. Miałam już coś powiedzieć, lecz się powstrzymałam. Czemu? Wolałam nie mieć znów kłopotów z prawem. Po paru metrach doszłam do domu. Weszłam do środka, wszystko położyłam na ziemi. Z pudła wyjęłam bandaż i zaczęłam wiązać go wokół swych dłoni. Z ulgą odetchnęłam. Po skończonej robocie podeszłam do lodówki i wyjęłam jakiś serek. Otworzyłam go, a łyżkę zamoczyłam w zawartości i co jakiś czas brałam do ust rozkoszując się jego smakiem. Gdy tak się delektowałam, do głowy wpadła mi pewna myśl. Na mojej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Pozostałości po jedzeniu odstawiłam na blat. Później się sprzątanie. Wbiegłam do pokoju niczym poparzona. Rozejrzałam się wokół. Otworzyłam szufladę, z której wyjęłam kostkę, a raczej kostki do gitary oraz parę zapasowych strun. Zacisnęłam je w dłoni. Czemu, by jeszcze dziś się z nim nie spotkać? Wzięłam jeszcze gitarę i wyszłam z budynku, a po chwili z miasta. Znów poza murami. Swoje kroki skierowałam nad rzekę. Będąc już na miejscu, a trochę to zajęło, siadłam po turecku i wyjęłam instrument jak i kostkę do gry, którą wprawiłam w ruch struny.
< Merlin? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz