-Jestem Daphne. - zauważyłam wyciągniętą dłoń, skierowaną w moją stronę. Spojrzałam z delikatnym współczuciem na odcięty łeb stwora.
- Valentine. - mój ton był bardziej poważny, a rękę odtrąciłam. Podeszłam do swoich broni i je wzięłam, a kawałek materiału, który miałam w ręku, położyłam na oddzielonym łbie od reszty ciała. Westchnęłam.
- Czemu chciałaś pomóc tej... gadzinie?
- Bo nic mi nie zrobił, nie my dajemy życie i nie my je odbieramy. Od zawsze byłam uczona, że należy pomóc wszystkim, nawet swoim wrogom, a najbardziej wrogom. - szybkim krokiem ruszyłam przed siebie w stronę miasta. Za parę godzin zaczynam robotę, więc przydałoby się ogarnąć choć trochę, a szczególnie zmienić bluzkę, a raczej pozostałości po niej. Dziewczyna ruszyła za mną. Przewróciłam oczami i zaczęłam biec coraz to szybciej. Na drodze znów stanął wielki mur wokół miasta, lecz cóż to dla mnie? Bez zastanowienia wdrapałam się na drzewo. Ulice już po malutku zaczynały się napełniać. Spojrzałam zza ramienia, czy Daphne wciąż idzie za mną. Nie. Biegiem wparowałam do domu i do swojego pokoju. Zdjęłam szamty i założyłam jakiś top. Ten ranek był naprawdę dziwny. Zastanawiało mnie, czemu ona to zrobiła. Czemu czuję aż taką nienawiść do tych stworzeń? Wiele pytań się rodzi, lecz tak mało jest odpowiedzi. Zegarek wskazywał godzinę 7:43. Więc trza się zbierać do roboty. Przecież samo nic się nie upoluje. Trza temu pomóc. Zamknęłam wcześniej otwarte okno, po czym wyszłam przed budynek, zamykając drzwi za sobą na klucz. Wzięłam głęboki wdech, ruszając przed siebie. W oddali rozległ się kolejny ryk, lecz słabo słyszalny. Zignorowałam to. Po paru minutach doszłam do bram z rękoma w kieszeni, a na mojej twarzy malował się uśmieszek. Znów polowanie się zaczyna, a ja byłam w tym bardzo dobra. Cóż poradzić, jak przez parę lat wychowywałam się w towarzystwie smoka, a od niedawna wiem kim tak naprawdę jestem? I tak ten czas kiedyś, by nadszedł i poznałabym tą prawdę. Szkoda, że moja rodzina tego nie widzi. Wychodząc zza bram miasta, moim oczom ukazała się ta sama postać co rano. Spojrzała na mnie z uśmiechem na co ja oparłam się o mur z skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej, czekając na dalszy jej ruch.
< Daphne? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz