- Zacznę grać dalej pod warunkiem, że opowiesz mi o sporze między ludźmi, a smokami i jak do tego doszło. Więc jak? Ja słowa dotrzymuje. - powiedziała stanowczo dziewczyna. Popatrzyłem jej w oczy i przestałem szczerzyć zęby.
- No dobra. - odpowiedziałem. Valentine usiadła i zaczęła wpatrywać się we mnie z wyczekiwaniem. - To było tak ... Smoki mieszkały w lesie odkąd najstarszy z nas sięga pamięcią, żyliśmy tu spokojnie, nie opuszczając naszych granic. Aż pewnego dnia przybyli tutaj dwunodzy. Rozłożyli się ze swoimi maszynami i zaczęli budować. Powstało Ludzkie Mrowisko, wtedy nie było jeszcze otoczone murami. Kiedy ludzie rozsiedli się tam na dobre, zaczęli wchodzić do naszego lasu. Zabijali naszą zdobycz i zabierali nam nasze tereny. Pojęliśmy że musimy coś zrobić, jeśli chcemy odzyskać nasze tereny. Kilkoro z nas chciało ich wystraszyć i prawie się to udało. Ale ludzie wrócili z sojusznikami (innymi ludźmi) i rozpoczęła się wojna. Na początku tylko ich straszyliśmy i paliliśmy ich domy, by odeszli, ale kiedy zaczęli nas zabijać i nazywać "bestiami z piekła rodem" postanowiliśmy że nie będziemy mieli dla nich litości. Ludzie wybudowali w tedy mur i stali się bardziej zorganizowani. Wybili prawie wszystkie smoki i zostało nas niewiele. Teraz zgromadziliśmy się tu by obrócić Dras - Leonę w proch i pył, by smoki znów mogły tu mieszkać. - dokończyłem i uderzyłem ogonem o ziemię.
- Widziałeś to wszystko? - zapytała Valentine.
- Nie jestem aż taki stary! - udałem oburzenie. - Większość tego jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. - dodałem. Dziewczyna w zamyśleniu pokiwała głową. Po chwili wróciła do gry, choć widziałem że po głowie kłębią jej się różne myśli. Wstałem i podeszłem do rzeki. Chwilę stałem nieruchomo aż nagle włożyłem do wody głowę i kłapnąłem szczękami. Kiedy wyjąłem mokry łeb, widać w nim było trzy wijące się jeszcze ryby, które po chwili przestały się ruszać. Zjadłem wszystkie ze smakiem. Poczułem na sobie wzrok dziewczyny. Przekrzywiłem głowę.
- Jesteś głodna? - zapytałem. Valentine nieśmiało pokiwała głową, niepewna co zrobię. Skoro była głodna to nie mogłem zrobić nic innego. - pomyślałem kiedy moja głowa znowu znalazła się w wodzie. Dopadła mnie ironia tej sytuacji, kiedy moje szczęki zacisnęły się na rybie. Wyciągnąłem zdobycz na powierzchnię.
- Uhm ... ale ja nie jem surowego mięsa ... - powiedziała dziewczyna. Przewróciłem oczami upuszczając rybę na ziemię. Zebrałem w pysku plazmę i wystrzeliłem ją w trawę. Zdeptałem ogień i położyłem na gorącej ziemi rybę. Dookoła rozszedł się całkiem miły zapach ... Valentine spojrzała na mnie niepewnie.
- Możesz przestać grać kiedy jesz. - powiedziałem "wielkodusznie" i prawie się zaśmiałem.
<Valentine?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz