- Za to, że nie dałeś jakby to powiedzieć dojść do walki między mną, a tym drugim. Czemu to zrobiłeś? Czemu stanąłeś między mną, a nim? Dlaczego mnie uratowałeś? - zapytała Valentine opierając się o mnie. Zastanowiłem się jak ubrać w słowa to co chciałem powiedzieć.
- Bo to było by trochę dla mnie kłopotliwe, - zacząłem ostrożnie.
- Kłopotliwe? - zapytała dziewczyna, a ja westchnąłem.
- Wiesz .. jestem przywódcą stada smoków, więc raczej nie mogę pozwalać by człowiek zabijał naszych, nawet jeśli nie są z mojego stada. Gdybyś go zabiła musiał bym zabić ciebie, a jakoś nie chcę. - powiedziałem. Valentine pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Nie powiedziałeś że jesteś przywódcą. - oskarżyła mnie. Uśmiechnąłem się kwaśno.
- Nie było okazji. - powiedziałem. Rozłożyłem skrzydło i przykryłem nim Valentine, tak że nie było widać jej zupełnie, jakby została zamknięta w jakimś kokonie. Przez błonę mojego skrzydła nie przebijały się promienie słońca, więc było tam najpewniej zupełnie ciemno. Zacząłem się śmiać, gdy dziewczyna spróbowała się wydostać.
<Valentine?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz