sobota, 18 lipca 2015

Od Merlina CD Valentine

Kiedy zostawiłem dziewczynę pod miastem, poleciałem do lasu na małe polowanko. Z wysokości z łatwością wytropiłem całkiem porządne stadko łań i jeleni. Upatrzyłem sobie ofiarę. Był nią młody jeleń, który biegł nieco z boku. Miękko złożyłem skrzydła i ostro zapikowałem w dół, prosto na grzbiet roślinożercy. Mknąć z prędkością błyskawicy,  moje ciało przedzierające się przez powietrze, wytwarzało charakterystyczny dźwięk. Stado podniosło łby i zastrzygło uszami, szukając zagrożenia na ziemi. Jakie śmieszne z nich istotki ... - pomyślałem i uderzyłem prosto w moją ofiarę. Siła uderzenia była tak wielka, że od razu złamałem kręgosłup jeleniowi i z pewnością kilka żeber. Świadczył o tym donośny trzask, pękających kości. Zwierzę nie zdołało wydać nawet dźwięku agonii. Reszta stada rozbiegła się. Trudno. Zacząłem ze smakiem jeść jelenie mięso. Wolałem ryby, ale dzisiaj jakoś nie chciało mi się lecieć nad morze. A ryby były o wiele trudniejszym łupem niż jeleń. Kiedy skończyłem jeść położyłem się spać. Gdzieś w trawie niedaleko rzeki. Roślinność zasłaniała mnie całego, co bardzo mi odpowiadało. Obudziła mnie muzyka. Wszędzie rozpoznał bym ten dźwięk. Moja zabawka wróciła! - ucieszyłem się, podnosząc głowę z ziemi. Zobaczyłem ją siedzącą po turecku kilka metrów dalej. Rozłożyłem skrzydła i podfrunąłem by być bliżej. Dziewczyna podniosła głowę z nad gitary i uśmiechnęła się. Stanąłem osłupiały, wpatrując się w ten uśmiech. Uśmiechnęła się? Do mnie? Do smoka? Nie mogłem tego pojąć. Przecież z łatwością mógł bym ją zabić ... dlaczego więc się nie boi? Nie walczy? Nie ucieka? Czy myśli że instrument ją uratuje? Z gorzkim posmakiem w pysku, uświadomiłem sobie że to prawda. Nie skrzywdzę jej, chyba że będę musiał, a nie musiałem. Była więc bezpieczna. Po za tym - dodałem w myślach - przybiegłem do niej jak tresowany piesek. Nie zamierzałem jednak odejść, jak postąpił by każdy (no prawie każdy) inny smok na moim miejscu. Położyłem się w trawie niedaleko niej by słuchać muzyki. Moim oczom nie umknęło, że zamiast palcami jak wcześniej, teraz strunami porusza kawałkiem plastiku. Cha! Czyli będzie mogła dużej grać! Zaśmiałem się w duchu. Po kilku minutach gry uderzyła mnie pewna myśl. A jak by tak spytać ją o imię? Bo chyba nie będą jej wiecznie nazywał Zabawką? Właściwie czemu nie? Podniosłem głowę z łap i spojrzałem na nią. Warknąłem, a dziewczyna przerwała grę, zaskoczona.
- Jak masz na imię? - zapytałem po ludzku. Spodziewałem się każdej możliwej reakcji.

<Valentine?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz