Westchnęłam. Merlinowi należały się wyjaśnienia, nawet, jeśli nikomu jeszcze tego nie opowiadałam w pełni i nie lubiłam tego mówić. Merlin patrzył na mnie oczekująco. Usiadłam na kamieniu na przeciwko.
-A więc muszę zacząć od początku... - ponownie westchnęłam, po czym ziewnęłam. Była jeszcze noc, więc to normalne, że po tym dniu chce mi się spać. Zerknęłam na Merlina pytająco.
-Na pewno chcesz, żebym teraz to opowiadała? Należą Ci się wyjaśnienia, ale teraz, w nocy? Nie chcę ryzykować, że pojawią się tu posiłki. - odwróciłam głowę w stronę miasta.
-Jeśli chcesz, możemy pójść gdzie indziej. Na przykład do jakichś opuszczonych jaskiń. - uśmiechnął się pod nosem.
-Co masz na myśli? - zmarszczyłam nos.
Odwrócił łeb w moją stronę, nadal z tajemniczym uśmiechem.
-Słyszałaś o tych w Lesie Szeptów?
Próbowałam sobie coś przypomnieć. Niestety, na nic.
-Chyba nie...
Merlin odbił się od ziemi i był w powietrzu. Poszłam jego śladem. Gdy lecieliśmy nad Lasem Szeptów, który nie był daleko, ujrzałam kilka jaskiń. A może nawet kilkanaście. Merlin wleciał do największej, a po nim ja. Usiadł na kamieniu i znów patrzył na mnie oczekujących. Klapnęłam parę kroków dalej.
-A więc... ? - zapytał.
-No dobra. Przez pierwsze kilka miesięcy mojego życia byłam żywiołowym smoczątkiem, które cieszy się wszystkim. Ale pewnego dnia wszystko się zmieniło. - westchnęłam. - Porwali mnie ludzie. Z resztą nie tylko mnie, ale i moją rodzinę. Torturowano nas dla własnej uciechy. A mi nawet wypalili te znaki. - spojrzałam na moje łuski pokryte czerwonymi znaczeniami.
-Ale pewnego razu nadarzyła się okazja do ucieczki. - kontynuowałam. - Ale tylko ja z niej skorzystałam. A przynajmniej tylko mi się udało.
-I co to ma do rzeczy...? - zapytał.
-A to, że rozpoznali mnie. To prawdopodobnie byli ci sami ludzie, albo ich potomkowie.
Spojrzał na mnie wyczekująco.
-I tak normalnie dałaś się złapać? - podniósł brwi do góry, jakby wątpiąc.
Zaśmiałam się lekko.
-Oczywiście, że nie. Jakimś cudem dotarli mojej jaskini. I związali mnie tak cicho, że nic nie usłyszałam. Obudziłam się jeszcze przed skończeniem wiązania, ale było za późno. Ich było za dużo. A szczególnie za dużo broni palnej. Gdybym wykonała jakiś gwałtowny ruch, byłabym trupem. Było ich tam około dwudziestu, więc dali radę mnie przenieść, a właściwie to przepchać.
Merlin słuchał uważnie, analizując każde słowo.
-A potem Ty się pojawiłeś. - patrzyłam na niego z wdzięcznością. - Nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdybyś się nie obudził.
Miałam wrażenie, że chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie tego nie zrobił. Podeszłam do niego i przyjacielsko polizałam go w policzek. (jeśli smoki je mają)
Ale dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam.
-Wybacz. - wybełkotałam. - Poniosło mnie...
<Merlin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz