czwartek, 16 lipca 2015

Od Merlina CD Daphne

Moje skrzydła ciasno przylegały do boków, gdy obserwowałem człowieka który postanowił wybrać się na spacer zupełnie sam w bocznej uliczce miasta. Jego buty postukiwały o beton, gdy szedł zupełnie rozluźniony, nie mając pojęcia że nad jego głową czai się smok z chęcią mordu i krwi. Uśmiechnąłem się leciutko, gotując do skoku. Jednym płynnym skokiem wybiłem się w powietrze i rozłożyłem skrzydła pikując na dwunoga. Mężczyzna krzyknął, ale nie miał żadnej broni. Jacy ci ludzie są beznadziejni, nie mają ostrych zębów ani porządnych pazurów. Ich skóra jest w dodatku taka delikatna ... - pomyślałem i ryknąłem ukazując połyskujące w słońcu zęby. Człowiek odskoczył, ale za plecami miał tylko mur budynku. Jego twarz wykrzywił grymas zgrozy i bólu kiedy otworzyłem paszczę by zionąć na niego plazmą, która spali go na wiór. Walka była przegrana już w chwili gdy objąłem go za cel, teraz jednak przeznaczenie dopełniło się. Rozbłysk niebieskiego światła rozjaśnił całą ulicę, a smród spalonego ciała rozniósł się jeszcze dalej. Trup upadł pod moje łapy. Miał spaloną głowę i połowę torsu. Zadowolony rozłożyłem skrzydła szykując się do odlotu. Nagle jednak zobaczyłem błysk stali. Może to kumple tego człeczyny, który nie miał dość oleju w głowie by nosić ze sobą broń? Zaciekawiony spojrzałem w tamtym kierunku. Zza rogu wyszła dziewczyna o ciemnych włosach, na oko około siedemnastoletnia. Jej twarz wykrzywiał grymas zdeterminowania i żądzy mordu. Nie miałem wątpliwości po co jej nóż. Uśmiechnąłem się wstrętnie.
- Zgubiłaś się dziewczynko? - mruknąłem po smoczemu, śledząc każdy jej ruch zwężonymi źrenicami.  - A może przyszłaś po niego? - zapytałem i uderzeniem ogona, wybiłem trupa w powietrze. Odłamki zwęglonego ciała poleciały na beton, a martwy człowiek upadł przed nastolatką. Ta skrzywiła się, ale nie odeszła. Ciekawe jakby zareagowała gdybym ze smoczego przeszedł na ludzki ... Nie miałem jednak ochoty na pogawędki. Zacząłem biec w jej kierunku. Dziewczyna chwyciła nóż oburącz i skierowała jego czubek w moją klatkę piersiową. Widziałem w jej oczach skupienie. Tuż przed tym jak ostrze miało rozciąć moje łuski, rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Podmuch wiatru wywołany moim lotem, pchnął dziewczynę na ziemię, a dookoła niej zaczęły unosić się drobinki kurzu z ulicy. Usiadłem na lampie. Moje pazury rzeźbiły w metalu głębokie bruzdy, kiedy obróciłem się z powrotem w kierunku człowieka z nożem. Dziewczyna zdążyła już wstać, w ręce nadal błyszczał sztylet. Ciekawe ... młoda a lepiej zaprawiona w walce niż ten przygłupi mężczyzna, którego zabiłem ... - pomyślałem, składając skrzydła. Igrałem z ogniem, gdyż w każdej chwili mogli przybiec ludzie z pistoletami, które były o wiele groźniejsze niż nóż. Na razie jednak ulica była pusta, a moje czułe uszy nie słyszały szybkich kroków armii. Wbiłem pazury głębiej w metal. Nie mogłem powiedzieć by było mi tu wygodnie ... Zacząłem rozglądać się za jakimś dogodniejszym siedziskiem.

<Daphne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz