Tak szczerze byłam wdzięczna temu bydlęciu że nie pozwolił mi rozwalić się o budynek. On najwidoczniej też chciał bym zginęła inną śmiercią. I dobrze wróg powinien szanować wroga, ale przy tym nie można przestać go nienawidzić.
Wspinałam się na klif w podartym ubraniu z siniakami, bez noża. Ta głupia gadzina pozbawiła mnie mojej ostatniej pamiątki po tacie. Byłam wściekła i miałam wtedy ochotę płakać nie okazałam słabości.
Niedługo potem wspinałam się po klifach by jakimś cudem dojść do domu.
Zauważyłam że ten smok mnie obserwuje i szczerze śmiała się na swój sposób gdy noga mi się potknęła:
-Zamknij się! - krzyknęłam aby mnie usłyszał, może nie było to zbyt mądre bo nie mam przy sobie żadnej broni a wystarczy jedno kłapnięcie jego paszczy by mnie zabił.
Zamiast jednak podlecieć i koniuszkiem ogona ztrącić mnie z klifu na pewną śmierć ten znów przemówił:
- A co mi zrobisz? Nie pamiętasz nie masz już swojego nożyka do papieru. - zaśmiał się powtórnie.
Nie odpowiedziałam więcej, wtedy po policzku spłynęła mi jedna łza bo przypomniałam sobie rodzinę. Jednak nie chciałam aby smok to zauważył szybko pozbyłam się wilgoci z policzka wycierając go bluzką. Byłam odwrócona tyłem pewnie więc nie zauważył.
Merlin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz