środa, 2 września 2015

Zawieszenie!

Zawieszam stado do odwołania!

Powody są różne, ale najważniejszy to nieaktywność członków ;_;
Chcę jednak podziękować graczce Sevellis (Eteria) i Jeff (Valentine) za to że wytrwały ze mną do końca. Dziękuję wam, bo bez was to stado upadło by dużo wcześniej ;)

~Po raz ostatni Merlin

piątek, 28 sierpnia 2015

Od Eterii CD Merlina

Trzeba dać mu imię. - powiedział Merlin, po czym zerknął w moją stronę, a następnie odwrócił wzrok do smoczka.
-Nie jestem zbyt dobra w tych sprawach... - powiedziałam. - Z resztą, nawet nie wiemy, czy to smok, czy smoczyca.
Merlin spojrzał na mnie znacząco. Odwróciłam lekko łeb speszona.
Podszedł do maluszka, obserwując go uważnie.
-To samczyk. - na jego pysku zajaśniał uśmiech.
Nie miałam pojęcia, czy kiedykolwiek chciał mieć smoczątko. A zwłaszcza nie jego... Sama nie byłam pewna, czy ja chciałabym mieć.
-Co powiesz na Nazir? - zapytałam ni stąd, ni zowąd. To imię po prostu przyszło mi do głowy. Po prostu, bez konkretnego powodu.
Mój partner *od kiedy tak go nazywam?* zerknął na mnie, pokazując białe zęby w uśmiechu.
-Pasuje do niego.
Również się uśmiechnęłam. Tak naprawdę, to nie byłam tego taka pewna. Było to pierwsze lepsze imię, a ja z pewnością specjalistką w wymyślanie imion dla smoczych dzieci nie byłam. Nigdy nie miałam styczności z młodymi. A tym bardziej nie potrafiłam się nim zająć... Może i jestem smoczycą, i mój instynkt daje o sobie znać w tych sprawach, a jednak... Po chwili, wyrywając mnie z rozmyślań na temat jego przyszłości, usłyszałam cichy pisk. Odwróciłam głowę w tym samym czasie co Merlin, a tam Nazir... latał. Osłupiałam.
-Przecież... w tak młodym wieku...
-Widocznie jest wyjątkowy. - odpowiedział mi Merlin. Uśmiech nie schodził z jego pyska.
-Ma wyjątkowego tatę. - Merlin spojrzał na mnie zdziwiony, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że to o niego chodziło.
-To co z nim robimy? Nie można go tak po prostu od tak zostawić. Nie po tym, co przeszedł. I nie jestem też pewna, czy dam sobie radę... - posmutniałam.

<Merlin?>

wtorek, 18 sierpnia 2015

Od Valentine CD Merlina

- Wiesz ... dzięki za te ryby, dobre były. - odpowiedział zbaczając z wybranego tematu. Trochę mnie zirytowało jego zachowanie, lecz nie dziwię mu się tego. W końcu ma prawo, a ja go zmuszać nie będę. Kiedyś sam to powie przypadkiem, bądź specjalnie.
- Eh..., nie ma za co. Polecam się na przyszłość jakby co. - ukłoniłam się w pasie tak jak to niegdyś robili mężczyźni. Cóż się dziwić, jeśli bardziej z zachowania przypominam mężczyznę, a nie kobietę? Siadłam koło Merlina, opierając się o jego ramię, a zarazem skrzydło. Nagle uderzyła we mnie ogromna fala śmiechu, co trochę przeraziło stworzenie, gdy podniosło głowę z niepokojem w oczach.
- Co cię tak... rozśmieszyło? - jego ton był jakby trochę inny. Bardziej spokojny niż kiedykolwiek czyli niż parę dni temu, od kiedy się spotkaliśmy.
- Wiesz, nadal nie mogę uwierzyć w to, że mnie nie zabiłeś i jak tresowany piesek tu przylazłeś. Normalnie jak owad lecący do pięknie i jasno świecącego światła i tu pojawia się moje pytanie. Nie bój się szczerości, w końcu nikt cię tu nie wyśmieje, a w szczególności ja. Dlaczego? - spojrzałam w sufit, myśląc, że może dlatego, bo kogoś mu przypominam? Że jako jedyna nie boje się aż tak smoków i nie chce ich zabijać, ani nic w tym stylu? Prawda. Bardziej zabiję swoich jeśli to będzie naprawdę potrzebne i nie zawaham się również ruszyć smoków. Póki nic mi nie zrobią - przeżyją. Nastała przez chwilę grobowa cisza, przez co było można usłyszeć każdy oddech jak i grające świerszcze, lecz ja i tak czekałam dalej na jego odpowiedź, a raczej kolejną wymówkę.

< Merlin?>

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Inne Blogi

Żeby było ciekawie, oto lista innych blogów do których należę. Oczywiście każdy jest w formie stada/watahy. Zapraszam do dołączenia. 
A .. w każdym z nich jestem adminką i mogą dodać forma, więc wysyłacie do mnie xD

Wataha Krwawego Szafiru - należałem do wielu watah, ale ta jest moja ulubiona. Mam tu też najwięcej opek i postać w którą się wczułam. Szkoda że członkowie przestali być aktywni ... choć może jakaś świeża krew, pobudzi tę watahę do życia?

Animals Shadows - jedyne co zdradzę to to, że głównym motywem są zwierzoduchy i walka z Pożeraczem i Zdobywcami. Blog całkiem młody. Szukamy członków. Założyłam go razem z Sevellis tutaj znaną jako Eteria.

Stado Dawnej Legendy - dopiero 17.08 otworzyło swoje ślepka po raz pierwszy i pokazało się światu! Fabuła rodem z Króla Lwa, tyle że jest tam magia ;)

Zapraszam do sprawdzenia linków!

~ Merlin

niedziela, 16 sierpnia 2015

Od Merlina CD Valentine

Och, dlaczego ta dziewczyna musi zadawać podobne pytania? Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć ... w dodatku miałem być szczery. Wciągnąłem głośno powietrze.
- Bo ... nie chciałem żeby cię zabili. Po za tym kim bym był gdybym tak po prostu uciekł z pola walki? Ja też mam swój honor, który mówi mi żebym bronił przy ...  znajomych. - zacząłem. O mało co, a bym powiedział za kogo prawie ją uważam. A może już uważam? - A ten smok ... no nie chciałem żebyś go zabiła, żebyś miała na rękach krew smoka. Po za tym, on mógł z łatwością zabić ciebie. A tego też nie chciałem oglądać. - powiedziałem. Valentine pokiwała głową, domyślając się że na bardziej szczerą odpowiedź nie ma szans. Widać było jednak, że domyśliła się co chciałem powiedzieć gdy zacząłem "przy ... znajomych", a dokończyłem inaczej, jakbym chciał powiedzieć coś innego, ale nie mogłem. Położyłem się na ziemi i owinąłem ogonem, zerkając na Valentine.
- Wiesz ... dzięki za te ryby, dobre były. - powiedziałem do dziewczyny, zupełnie schodząc z tematu. Ale podziękować zawsze trzeba.

<Valentine?>

Od Merlina CD Eterii

Eteria rozejrzała się dookoła, a ja podświadomie zrobiłem to samo. Miała rację, nie mogliśmy zostawić tu tego malucha. Nie tylko przez krew i martwe ciała smoków lecz choćby przez bliskie sąsiedztwo ludzi. No i smoczek  dopiero co się wykluł, nie poradził by sobie sam, choćby w najbardziej sprzyjających warunkach.
- Zabierzemy go. - powiedziałem. - Zajmiemy się nim, może uda nam się znaleźć jego matkę ... jest szansa że gdzieś jest. - dokończyłem i zerknąłem na Eterię. Smoczyca uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Podeszła do niego i delikatnie chwyciła go za kark, podnosząc z ziemi (tak właśnie smoki przenoszą młode, rąk przecież nie mają). Maluch nie miał pojęcia co się dzieje, ale widać instynkt kazał mu nie wyrywać się, ani nie próbować uciekać. Uśmiechnąłem się do Eterii i malucha.
- Lećmy z tąd, nie mogę już na to patrzeć. - powiedziałem i wzbiłem się w powietrze. Smoczyca uczyniła podobnie. Po drodze nie rozmawialiśmy - niby jak skoro Eteria niosła małego smoczka w pysku? Polecieliśmy do lasu, gdzie moja partnerka miała jaskinię. Tam zaniosła smoczka. Nawet nie musiała pytać czy się zgadzam, to ona była smoczycą i byłem pewny iż zajmie się maluchem lepiej ode mnie.
- Trzeba dać mu imię. - powiedziałem, przyglądając się jak smoczek zwiedza nowy dom.

<Eteria?>

piątek, 14 sierpnia 2015

Od Valentine CD Merlina

- Aż tak się martwisz o moje życie? - zapytał nie kryjąc zdziwienia. Jego wzrok utkwił na mnie, by usłyszeć jakiejś odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. Zamilkłam, a w głowie przeleciało mi tysiąc myśli jak i odpowiedzi, lecz którąś z nich trza powiedzieć na głos.
- Tak! Zrozum jedno, bo więcej nie zamierzam powtórzyć. Nie zamierzam patrzeć jak ktoś mi znany ginie na moich oczach, więc więcej o to nie pytaj. - palnęłam pierwszą lepszą rzecz. No jasne, że się martwię! Przecież jak na razie tylko on potrafi mnie zrozumieć, a po drugie mam dość widoku, gdy smoki i ludzie walczą między sobą. - Jeśli masz tu zostać to błagam, bądź cicho i nie wzbudzaj podejrzeń, bo nie chce mieć znowu na pieńku z władzą.
- Na pieńku z władzą? Aż tak coś zbroiłaś? - kolejna seria pytań poleciała w moją stronę, lecz tym razem była to czysta ciekawość. Położył łeb na łapach, okrywając się skrzydłami.
- T... tak. Powiem ci tylko tyle, że mam ręce splamione krwią swoich jak i twoich pod przymusem. Dalej dowiesz się z czasem, jeśli dalej będziesz zainteresowany... tym to znaczy mną. - po tych słowach wstałam i skierowałam się po schodach w dół do kuchni. Z lodówki wyjęłam siatkę pełną świeżych jak i dużych ryb, na które i tak nie miałam zbytnio ochoty. Jakoś przejadły mi się, a jeśli jest smok to po co mają się zmarnować? Westchnęłam głośno i wróciłam do swego "gościa". Rzuciłam w jego stronę jedzenie, a ten jak piesek podniósł łeb i zaczął wąchać torebkę, z której po chwili wyjął rybę. Spojrzał w moją stronę z pytaniem "Naprawdę to dla mnie?", a w zamian kiwnęłam głową z szerokim uśmiechem na twarzy. Miło było patrzeć jak smok, który cię nie zabiję nagle staję się... przyjacielem? Nie. To raczej jest za dużo chyba powiedziane. Ta myśl wprawiła mnie w zakłopotanie, więc spytałam, siadając przy ścianie.
- Merlin, mogę zadać ci takie małe pytanie? - w końcu się odważyłam zagryzając dolną wargę.
- Mhm. - odpowiedział nie odrywając się od ryb. Gdy skończył, oblizał się, a później przeszedł do łap. Odczekałam parę chwil jak skończy, po czym mogłam kontynuować rozmowę.
- Ale odpowiedź szczerze, okay? - wzięłam głęboki wdech. - Czemu nie uciekłeś jak się uwolniłeś spod tych sideł? Raczej poradziłabym sobie z nimi. I czemu obroniłeś mnie przed tym smokiem?

< Merlin? >

Od Eterii CD Merlina

Scena, która ukazała się naszym oczom, była naprawdę obrzydliwa. Jak można być takim idiotą, żeby zabijać małe smoczątka, i to własne? Jak można być takim okrutnym? W chwili, gdy tylko go zobaczyłam, przypomniało mi się moje dzieciństwo. Ucierpiałam, to prawda, ale nie w taki sposób. Nie z rąk smoka. Wtedy, kiedy Ciało smoka wylądowało na ziemi, poczułam falę ulgi, że ten sadysta nie będzie już żyć. Podfrunęłam do Merlina. Jednak byłam pod wrażeniem, jak szybko zareagował. Zerknęłam w dół. Moje ciało przeszedł dreszcz. Zapikowałam, żeby sprawdzić, czy jakiekolwiek maleństwo przeżyło. Ale na to nie wyglądało - krew była wprost wszędzie, a rozdarte smoczątka również. Poczułam podmuch wiatru.
-Nie martw się. - usłyszałam znajomy głos. - Ważne, że on nikogo już nie skrzywdzi.
Spojrzałam z żalem na pobojowisko. Poczułam ukłucie żalu, że nie było nas tu wcześniej... Może wtedy...
-Nie myśl o tym. Chodź, zabierajmy się stąd.
Usłuchałam go. Nie miałam ochoty tego dnia oglądać już więcej krwi. Ale usłyszałam cichy pisk nieopodal. Zerknęłam w tę stronę i ujrzałam ranne smoczątko. Dookoła znajdywała się skorupa jaja.
-Najwidoczniej wykluł się niedawno... - pomyślałam, podlatując tam.
Merlin uczynił to samo.
Smoczątko otworzyło oczy po raz pierwszy, po czym ziewnęło. Spojrzało w moją stronę zaspanym wzrokiem.
-Mama? - zapytało smutnym głosikiem.
Uśmiechnęłam się. Jeszcze nikt nie nazwał mnie mamusią.
-Nie, malutki. Nie mama.
Zerknęłam w stronę Merlina, który również był rozbawiony.
-Trzeba coś zrobić. - wyszeptałam. - Nie możemy go tutaj tak zostawić. Nie tu... Nie w tym miejscu. - powiedziałam, po czym znowu rozejrzałam się wokoło.

<Merlin?>

Od Merlina CD Eterii

Morze wyglądało dzisiaj naprawdę pięknie. Miałem właśnie to powiedzieć gdy usłyszałem krzyk. Nie potrafiłem stwierdzić co krzyczało. Może smok, a może człowiek? Albo jakieś inne zwierzę? Spojrzałem na Eterię i oboje podjęliśmy decyzję. Po prostu musieliśmy wiedzieć co się stało. Czasem tak mam ... może Eteria też? Wzbiliśmy się w powietrze, lustrując oczami okolicę.
- To chyba z okolic miasta ... - powiedziała smoczyca i oboje pofrunęliśmy w tamtą stronę. Naszym oczom ukazała się okropny widok, aż żółć podeszła mi do gardła. Małe smoki, mnóstwo małych smoków. Rozerwane na strzępy ... wszędzie krew. Mimo iż Eteria była twardą smoczycą, widziałem wyraźnie, że ten widok również w niej wywołał falę obrzydzenia. A sprawcą nie był człowiek ... Tylko smok. Wielki czarny o psychopatycznym uśmiechu i szklistych czerwonych oczach. Dojrzał nas i uśmiechnął się sadystycznie.
- Moje małe smoczątka ... chodźcie do papy. - powiedział słodkim głosikiem, aż mdliło. Zalała mnie fala gniewu, która odbiła się w moim spojrzeniu jakie rzuciłem smokowi.
- Jesteś na terenie Ostatniego Smoka! Mojego stada! Co tu do cholery robisz?! - warknąłem w jego kierunku. Smok wzbił się w powietrze, nie był większy niż ja czy Eteria, ale miał większe mięśnie. Choć tyle że był przez to wolniejszy i mniej zwinny ... nie było to jednak wielkie pocieszenie.
- Wali mnie twoje stado lalusiu. - prychnął i zaatakował. Widać nie lubił rzucać słów na wiatr i cenił sobie walkę. Zrobiłem unik przed jego ohydnymi żółtymi zębiskami i zaatakowałem jego bark. Kiedy moje zęby zacisnęły się na smoku, zobaczyłem jak Eteria wgryza się w jego skrzydło. W pierwszej chwili miałem ochotę krzyknąć by uciekała. W następnej zdałem sobie sprawę że będę potrzebował jej pomocy, a ona w końcu jest smokiem. Nie uchronię jej przed niebezpieczeństwem jeśli będę mówić jej by uciekała. Życie smoka to wieczna walka o przetrwanie, tu nie ma miejsca na coś takiego. Uświadomiłem sobie z lekkim żalem. Kocham ją, więc chcę ją bronić ... ale w tym wypadku najlepszą obroną będzie zaatakowanie tego smoka. Musiałem pozwolić jej walczyć. Wiedziałem że nie odpuści. Oderwałem kawał mięsa i wyplułem, jednocześnie odbijając się od smoka by uniknąć jego zębów. Były zadziwiająco długie i obrzydliwe. Smok splunął na mnie kwasem, a ja zrobiłem fikołka w powietrzu, by ciecz mnie nie dotknęła. Stanowczo miałem dość smoków z domeną wody. Katem oka zobaczyłem ze smoczyca porządnie rozerwała samcowi skrzydło. Smok zachwiał się w powietrzu i plunął kwasem w Eterię, która uskoczyła. Wyrównałem lot i zapikowałem w stronę smoka w celu zabicia go. Nie miałem wątpliwości iż musi umrzeć. Zabił młode smoki, czegoś takiego się nie robi. Nie kiedy jestem w pobliżu. W locie zacisnąłem szczęki na jego gardle. Smok przez chwilę jeszcze się wyrywał, ale w końcu znieruchomiał. Puściłem go i rozłożyłem skrzydła tym samym zawisając w powietrzu. Bezwładne cielsko smoka uderzyło o ziemię, wzbijając chmurę pyłu. Przy okazji usłyszałem chrzęst pękających kości. Eteria podfrunęła do mnie w powietrzu.

<Eteria?>

Od Merlina CD Valentine

Przylazłem jak osioł jeden do Valentine w środku nocy. Brawa dla smoka z najbardziej powalonymi pomysłami na świecie. Dziewczyna usiadła na łóżku czekając na wyjaśnienia. I co ja mam jej powiedzieć? Że po prostu sobie tu przyszłem tak bez powodu, bo stęskniłem się za człowiekiem? Bez jaj. Nie jestem aż takim osłem.
- A tak sobie. - rzuciłem sadowiąc się wygodnie na podłodze. Nie ukrywając ledwie się mieściłem w pokoju, ale jakoś to przeżyję. Nerwowo poruszyłem skrzydłami i spojrzałem na dziewczynę.
- Tak sobie?! Przecież mogli cię złapać i zabić! A ja nie mogłabym cię uratować! - Valentine wybuchła, co chyba nie było do niej podobne ...
- Aż tak się martwisz o moje życie? - zapytałem, nie kryjąc zdziwienia. Mogłem jeszcze strawić to, że zaczynałem zaprzyjaźniać się z człowiekiem ... ale nie sądziłem, że w drugą stronę też to "działa". Zacząłem się poważnie martwić. Czy ja jestem zdrowy psychicznie? 

<Valentine?>

Od Eterii CD Merlina

- Zamawiałaś może śniadanie? - powiedział, po czym puścił do mnie oko.
A ja ciągle w to wszystko nie mogłam uwierzyć. Nie dość, że zakochałam się w Przywódcy, to on najwyraźniej odwzajemnia to uczucie. To było dziwne. Po chwili jednak oprzytomniałam i zerknęłam w stronę Merlina i później ryb, z uśmiechem. Smok ruszył w ich stronę, więc ja zrobiłam to samo. Zaczęłam jeść ryby, które smakowały jak nigdy dotąd. Uśmiechnęłam się. Gdy wszystkie ryby zniknęły w naszym pysku, co trwało stosunkowo krótko, zaczęłam brać się za kraby. Może i nie dorównywały smakowi rybom, ale i tak były pyszne! Oblizałam usta, po czym przysiadłam, najedzona.
Merlin zmarszczył brwi.
-Co jest? Nie smakuje Ci? - zapytał odrobinę zaniepokojony.
-Oczywiście, że smakują. Były pyszne. - wydałam dźwięk podobny do ludzkiego bekania. Lekko się zarumieniłam, na co Merlin się zaśmiał. Podążyłam wzrokiem w stronę morza. Wyglądało jeszcze piękniej, niż wcześniej. Podeszłam bliżej, a Merlin za mną.
-Pięknie, prawda? - zapytałam.
Zanim Merlin zdążył odpowiedzieć, usłyszałam krzyk.

<Merlin? Brak weny. ;c>

czwartek, 13 sierpnia 2015

Od Valentine CD Merlina

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo gad już odleciał. Kolejne spotkanie i zapewne gra na gitarze ponownie, by przeżyć. W głowie miałam mętlik dotyczący tego co powiedzą inni, gdy dowiedzą się o takiej znajomości. Od zawsze moim zdaniem ludzkie istoty były największymi potworami, których ból oraz cierpienie sprawiało radość, co po części odbiło się na moim charakterze. Bo skądże inaczej miałabym krwawą przeszłość za sobą? Westchnęłam, po czym skierowałam się w stronę miasta. Spojrzałam na ogradzający miasto mur i bramę, przy której było dwóch strażników. Szybko się prześlizgnęłam. Ludzie na ulicach dziwnie się zachowywali odkąd tak znikam. Unikają, a może się boją, bo znają prawdę? Nie. To raczej nie możliwe, by ktoś mógł mnie śledzić, a jeśli już to robiłam wszystko, by przeżyć. Wchodząc do domu, ujrzałam niecodzienny widok strażników, których czegoś szukali. Uniosłam brew i oparłam się w drzwiach, prychnęłam, a wówczas wzrok utkwił na mej osobie. Panowała cisza, póki nie dostałam odpowiedzi, a ludzie nie wyszli z budynku. Zdziwiło mnie to. To, że przeszukiwali mój dom z powodu jakiegoś zabójstwa, czy coś. Zdjęłam szybko bluzkę, weszłam na górę, gdzie pozbyłam się reszty ubrań. Włożyłam na siebie męską koszulę w kratkę i padłam na łóżko, po czym okryłam się cała kołdrą.
Obudził mnie dziwny hałas dochodzący na zewnątrz. Spojrzałam na zegarek, który ledwo wyświetlał godzinę 1 w nocy. Kto normalny pałęta się o tej godzinie prócz mnie? ! Wstałam zniesmaczona, podchodząc do okna. Przetarłam oczy i się przeciągnęłam, a po chwili otworzyłam okno przez, które wparował nie kto inni niż... Merlin? Przestraszyłam się, bo ktoś mógł zobaczyć, a wtedy co? Wtedy nic bym nie zrobiła, mimo tego, iż umiem dobrze strzelać lub władać mieczem, więc zadałam pierwsze lepsze pytanie jakie wpadło mi do głowy.
- Co ty tu robisz? - udałam zainteresowanie, bo tak naprawdę przez moje ciało przeszła fala złości. Przecież mogli go dopaść, kretyn jak ich mało. Zamknęłam okno i siadłam na łóżku z skrzyżowanymi rękoma na piersiach, oczekując usprawiedliwienia.

< Merlin? >

Od Merlina CD Eterii

Eteria zasnęła wtulona we mnie. Przez chwilę po prostu patrzyłem na nią, ciesząc się, że ona też mnie kocha. Nagle doleciało do mnie bulgotanie wody, na powierzchni bagna utworzyły się bąbelki powietrza, które pękły roztaczając w okół okropny zapach. Skrzywiłem się i spojrzałem na śpiącą smoczycę. Nie ma mowy żebyśmy zostali tutaj cała noc. Nie zamierzałem jednak budzić Eterii, z pewnością ten dzień  czy raczej noc, była pełna wrażeń. Należy jej się chwila spokoju. Uniosłem ją delikatnie i wzbiłem się w powietrze. Od razu muszę przyznać iż niesienie dorosłej, śpiącej smoczycy to wielki wysiłek. Przecież nie mam rąk, a smoki nie są stworzone do noszenia innych smoków. Mimo tego jakoś sobie poradziłem. Zaniosłem ją na klify - to tak jakby moje ulubione miejsce, a przynajmniej bezpieczniejsze niż bagna. Z klifu na którym położyłem smoczycę, rozciągał się widok na morze, miałem nadzieję że jego szum nie obudzi Eterii, a raczej ją uspokoi. Oczywiście smoczyca nie leżała na gołej skale - położyłem ja na miękkim mchu, pachnącym świeżą ziemią i solą. Całkiem miły zapach. Jak nadmorski las. Do głowy w międzyczasie wpadł mi pewien pomysł - a jakby tak nazbierać kwiatów? Bo tak się robi prawda? Zaśmiałem się ze swojej arogancji. Przypomniałem sobie pewien gatunek kwiatów - pachną one naprawdę pięknie, a wyglądają jeszcze bardziej niespotykanie. Idealne.

~*~

W pysku miałem cały bukiet czarnych kwiatów z czerwonymi i niebieskimi refleksami. Miałem nadzieję że spodobają się Eterii. Unosiłem się na prądach powietrznych lecąc w stronę klifu, na którym nocowała smoczyca. Miałem nadzieję że nigdzie nie poszła, mimo że zaczęło już świtać. Byłem prawie pewien że się obudziła i czeka. Wiedziałem ze czeka, choć nie mam pojęcia skąd. W końcu zobaczyłem ją jako ciemną sylwetkę na białym klifie, porośniętym mchem. Uśmiechnąłem się. Czekała. Podleciałem bliżej i wylądowałem obok. Zobaczyłem zdziwienie w jej oczach, kiedy dostrzegła kwiaty, zaraz potem zaśmiała się.
- A od kiedy to pan Przywódca jest romantykiem? - zapytała z rozbawieniem.
- Szczerze? Nigdy nie byłem ani nie będę, ale kwiaty zrywać to umiem. - odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech. Przepełniało mnie wewnętrzne ciepło i radość. Położyłem kwiaty przed smoczycą.
- Dziękuję... - powiedziała i lekko się zarumieniła.
- Mam jeszcze jedną niespodziankę, chodź. - powiedziałem lekko ją szturchając. Eteria poleciała za mną. Oczom smoczycy ukazała się cała sterta świeżutkich ryb, ułożonych na czystym kamieniu w ładny stosik, tak żeby razem tworzyły różne wzory. Prócz ryb były tam też kraby. Nie wiedziałem czy jej posmakują, ale nadawały ładnego wyglądu potrawie.
- Zamawiałaś może śniadanie? - powiedziałem i puściłem do niej oko. Jakiekolwiek komplementy wydawały mi się puste w porównaniu z tym co czułem i co chciał bym nimi wyrazić. Milczałem więc, nie chcąc zepsuć dobrej atmosfery. Czy moje zachowanie jest normalne? Pewnie nie, zmieniłem się, może nie jakoś bardzo ... ale skutki było widać. Uśmiechnąłem się.

<Eteria? Wiem że marne to opo ;(>

Od Eterii CD Merlina

-Ja... - mówił jakby zmieszany - naprawdę Cię lubię...
Intuicyjnie spuściłam łeb w dół. Szczerze mówiąc, to jednocześnie liczyłam na coś innego, a jednocześnie nie... Ogarnij się, co Ty ze sobą robisz?! - usłyszałam głos w mojej głowie - Dzieje się z Tobą coś dziwnego, masz przestać! Byłam ciekawa, czy to jest prawda. Jeśli jednak tak, to... popadłam w nieszczęśliwą miłość. Zdarza się. Już miałam wstawać, kiedy ponownie usłyszałam jego głos.
-Eterio... ja ciebie kocham.
Zastygłam w miejscu. Tak naprawdę, to jeszcze przed chwilą miałam sobie pójść i o wszystkim zapomnieć. Ale w ostatniej sekundzie to się zmieniło. Gdy tak siedziałam w miejscu, nagle poczułam znajome uczucie ciepła i poczucie bezpieczeństwa. To Merlin objął mnie skrzydłem. Wtuliłam się w niego i zasnęłam.

~*~

Był już ranek. Obudziłam się z widokiem na wschodzące słońce. Nadal czułam kojące ciepełko. Ale niestety Merlina nie było. Na początku się wystraszyłam. Albo rozmyślił się i poleciał, albo to wszystko to był piękny sen, albo coś z bagna go pochłonęło. Zerknęłam w stronę bagna, ale jego tam nie było. Znajdowałam się na klifie, przy plaży, z widokiem na morze. Byłam naprawdę zaskoczona. Jak ja się tu znalazłam?, rozmyślałam. Wstałam ziewając. Rozglądnęłam się dookoła, ale jego nigdzie nie było. Posmutniałam. Usiadłam nad przepaścią, wpatrując się we wschód słońca. Wolałam panoramę burzy albo gwiezdnej nocy, ale przyznać musiałam, że to też było piękne. Westchnęłam. Było mi żal, że nie ma tu Merlina. Może rzeczywiście to wszystko mi się przyśniło? Przecież mogło tak być. Miewałam naprawdę realistyczne sny. Ale to, co za chwilę zobaczyłam, zaprzeczyło dwóm moim teoriom - Merlin leciał w moim kierunku. Gdy tylko go zobaczyłam, jakoś mi tak trochę ulżyło. Wylądował, ale to, co trzymał w zębach, zdziwiło mnie totalnie. Były to kwiaty czarne jak noc, z czerwonymi i niebieskimi przejaśnieniami. Zaśmiałam się lekko.
-A od kiedy to pan Przywódca jest romantykiem?
-Szczerze? Nigdy nie byłem ani nie będę, ale kwiaty zrywać to umiem.
Położył kwiaty przede mną.
-Dziękuję... - zarumieniłam się leciutko.
W tej chwili nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Zachowywałam się jak potulny kociak, co nie było do mnie zbyt podobne. Widocznie to uczucie zmienia nawet najtwardszych. Poczułam, że Merlina również zmieniło. Chociażby w minimalnym stopniu.

<Merlin? Wena przychodzi>

środa, 12 sierpnia 2015

Od Merlina CD Eterii

- Co o mnie myślisz? Co do mnie czujesz? - zapytała mnie smoczyca. Chciała szczerej odpowiedzi, a ja dobrze wiedziałem że tylko takiej mogę udzielić - nawet gdyby o tym nie wspomniała. Po prostu wydaje mi się, że w tych sprawach nie powinno się kłamać. Ale jak mam to ująć?
- Ja ... - język zawiązał mi się w supeł, ale starałem się to zignorować - naprawdę cię lubię. - powiedziałem i od razu zorientowałem się, iż była to zła odpowiedź, w dodatku mało szczera. Eteria spuściła wzrok. Weź się w garść! Powiedziałem sobie. Co się z tobą do cholery dzieje?
- Eterio ... ja ciebie kocham. - powiedziałem to. Jednocześnie nie miałem pojęcia co teraz powinienem zrobić. Postanowiłem więc zobaczyć jak zareaguje smoczyca. Może mnie znienawidzi? A może ... jednak nie?

<Eterio? Co zrobisz?>

Od Merlina CD Valentine

Odwzajemniłem uśmiech Valentine. To stawało się coraz dziwniejsze - zaczynałem uświadamiać sobie iż lubię tę dwunożną istotę i to nie tylko za muzykę. Ta wiadomość odrobinę mnie przytłoczyła, ale poczułem się tez lepiej gdy miałem pewność, że nie traktuję Valentine jako zwykłej zabawki. Oczywiście nie zamierzałem jej tego mówić. Dziewczyna ruszyła w stronę miasta, a ja wiedziałem że nie mogę iść dalej, o ile chcę przeżyć do jutra.
- Valentine. Jutro? Nad rzeką? - spytałem i nie zaczekałem na odpowiedź. Machnąłem skrzydłami i wzbiłem się wysoko w powietrze. Ruszyłem w stronę morza - gdzie była moja jaskinia. Przez głowę przemknęło mi pytanie - co by o tym powiedziała Eteria? Polubiłem ludzką istotę, rozmawiałem z nią i nawet nieźle się bawiłem ... Świat staje się coraz dziwniejszym miejscem, ale ... Może nie wszystko musi kończyć się wojną? Wiem, że większość była by przeciwna sojuszowi - niektórzy wycierpieli z rąk ludzi tak wiele iż sam pomysł napawa ich odrazą. Z pewnością nie utrzymał bym się na pozycji przywódcy, może by mnie zabili ... Nie. Nie zacznę rewolucji, nie ma szans. Kto by  mnie poparł? Nikt. A poza tym tylko Valentine jest w porządku. Reszta z pewnością okazała by się bardziej ... ludzka. Z tymi myślami wylądowałem w jaskini.

<Valentine?>

Od Valentine CD Merlina

Gad spojrzał na mnie pytająco, przez co trochę się zdziwiłam. No cóż on nie wie co się działo wcześniej w moim życiu i jaką mam za sobą przeszłość. Wiedziałam co go tak zdziwiło, więc próbowałam mu jakoś to wyjaśnić tak, by zrozumiał.
- Mam swoje zasady, z których jedna jest prosta do zrozumienia i nie trzeba do niej wiele. Wystarczy tylko jej przestrzegać, a obejdzie się bez rozlewu krwi. - mój ton był bardziej poważny i nie wyrażał żadnych emocji lub uczuć, które przed krótką chwilę tkwiły we mnie.
- Zasady? - zapytał z ciekawością w głosie, przez co ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie pytaj, bo nie chce mi się tłumaczyć tego... wszystkiego. Zbyt dużo, by opowiadać uwierz. - zamilkłam i zabrałam się za "sprzątania" tego wszystkiego. Ciała wrzuciłam gdzieś w dziurę, by nie było jakiś podejrzeń, czy coś. Według mnie to było w miarę normalne, że zabija się swoich, by chronić kogoś. Takie życie i nic na to nie poradzimy już. Czasy się nie cofnie, a w każdym nawet i tym bezbronnym czai się potwór, który musi się obudzić. Westchnęłam głośno, po czym skierowałam się w swoją stronę. Merlin spojrzał jeszcze raz w moją stronę, na co ja uśmiechnęłam się do niego.

< Merlin? >

Od Eterii CD Merlina

Zastanowiłam się nad odpowiedzią. Pytanie wydało się dziwne. Sama nie wiem, dlaczego. Merlin spojrzał na mnie, jakby oczekująco. Odwróciłam głowę w stronę bagna.
-Nie. - powiedziałam. Rzeczywiście tak było - nigdy tego nie czułam. Ale uczucie wydało mi się dziwne znajome. Spojrzałam Merlinowi w oczy. Nie mogłam zidentyfikować żadnej emocji, która się tam kręciła. W końcu oczy to odzwierciedlenie duszy.
-Dlaczego tak właściwie... wybrałaś te miejsce? - zapytał, rozglądając się dookoła.
Właściwie, to sama nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Również rozglądnęłam się dookoła. Wokół nas roznosił się niezbyt przyjemny odór. Wątpię, żeby to było miejsce przyjazne takim rozmowom.
-Tak właściwie sama nie wiem... Wspomnienia. - wróciłam wspomnieniami do chwili, w której walczyliśmy z gigantycznym krokodylem. Sądząc po minie Merlina, pomyślał o tym samym. Ciszę przerwał głośny pisk nietoperza. Poczułam szum wiatru, który jakby zachęcał, żeby zbliżyć się do tafli mętnej wody.
-Przykro mi, ale nie skorzystam. - pomyślałam.
Nabrałam w płuca nieświeżego powietrza.
-Proszę, powiedz szczerze. - poprosiłam, po czym Merlin patrzył na mnie z wyraźnym zaciekawieniem. - Co o mnie myślisz? Co do mnie czujesz?
Westchnęłam, dumna z siebie, że wreszcie zapytałam. To pytanie nie dawało mi spokoju.

<Merlin?>

Od Merlina CD Eterii

Westchnąłem i spojrzałem w stronę bagien. Mimo nocy, widziałem wyraźnie sylwetki drzew i mroczną wodę, w której kryły się różne stworzenia.
- Szczerze mówiąc, to nigdy wcześniej. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Właściwie czułem coś podobnego, ale to nie było to. Kiedyś. Dawno. Jak miałem rodzinę. Ale to nie było to.
Nad nami przeleciał nietoperz. Moje czujne uszy wychwyciły jego piski, za pomocą których poruszał się w ciemnościach. Wiatr lekko szumiał liśćmi na drzewach, a w moje nozdrza uderzała woń wody, ziemi i roślinności. Nie wiedziałem czemu akurat Eteria wybrała to miejsce by się zatrzymać. Mroczne bagno. Niebezpieczne i dość ... mroczne.
- A ty ...  kiedyś czułaś coś takiego? - zapytałem ją i zdałem sobie sprawę, że to głupio brzmi. Nie przez to, że przerobiłem pytanie smoczycy. Ale przez sam sens tego pytania. Spojrzałem na nią. Światło księżyca odbijało się od jej czarnych łusek, które zdawały się błyszczeć.

<Eteria?>

Od Eterii

Szłam sobie przy murze, który oddzielał terytorium smoków od miasta.
Wiedziałam, że to nierozsądne, a zwłaszcza w dzień, i to samemu. To było bardzo ryzykowne.
Ale od dawna nie czułam tej adrenaliny, a zwłaszcza dawno nie widziałam człowieka. Prawie zapomniałam, jak ta rasa wygląda. No prawie. Okrążyłam mur niezauważalnie (jak na razie). Jak coś, to mam skrzydła. No chyba, że prędzej mi je odetną, jak już mnie schwytają. JEŚLI. JEŚLI mnie schwytają. Intuicja podpowiadała mi, żeby uciekać. Rozum również. Ale nie tym razem. Nagle coś usłyszałam. Ni to krzyk, ni to ryk. Gwałtownie się zatrzymałam. Już chciałam rozprostować skrzydła, kiedy usłyszałam coś za mną.
Odwróciłam się.
Za mną nikogo nie było.
Uśmiechnęłam się ironicznie i szłam dalej. Po chwili znowu usłyszałam ten dźwięk.
Tym razem go nie zignoruję. - pomyślałam.
Odwróciłam się.

<Ktokolwiek?>

Od Eterii CD Merlina

Moje zachowane rzeczywiście było niezrozumiałe.
Leciałam, nie miałam nawet pojęcia, gdzie. Nic się wtedy nie liczyło, tylko uciec od tego wszystkiego. Od rzeczywistości, od życia. Chciałam polecieć tam, gdzie raczej nikt nie będzie się zapuszczać. Jak przez mgłę usłyszałam głos Merlina. Przez sekundę zapragnęłam odwrócić się, znaleźć go i udawać, że wszystko jest w porządku.
Przez sekundę.
Ale nagle to minęło. Skierowałam się w stronę bagien. Tam przynajmniej miałam szansę pobyć sama i zebrać myśli. Zerknęłam w tył, żeby sprawdzić, czy nikogo za mną. Nie było nic widać, tylko ciemność. Uznałam to za dobry znak. Zastanawiałam się, co Merlin teraz o mnie myśli. Miękka frajerka? Tak, pewnie to. Westchnęłam. Nagle cała zaczęłam się trząść. Było mi zimno jak nigdy dotąd. Wspomnieniami przywołałam tę chwilę, chyba najlepszą w moim życiu, kiedy było mi tak ciepło i... przyjemnie. Do moich oczu zakradła się łza. Nie miałam już siły, pozwoliłam jej popłynąć. Spojrzałam w niebo. Zmieniłam się. Nie byłam już taka sama, to było pewna.
-Eteria! - usłyszałam głos Merlina z oddali.
Zaklęłam w duchu. Przyspieszyłam najmocniej jak mogłam. Zdawałam sobie sprawę, że nie mam szans z szybkością Merlina, ale było już blisko. Wylądowałam i zerknęłam w stronę bagna. Było podejrzanie cicho. A drzewa pod wpływem wiatru nachylały się tak, jakby chciały coś wyszeptać. Intuicja podpowiadała mi, że nie zapowiada się najlepiej.
Poczułam podmuch wiatru za moimi plecami. Nie odwróciłam się. Wiedziałam, kto to może być.
-Eterio... - zaczał, ale nie dokończył.
Westchnął i usiadł obok mnie.
-Ja też nie wiem, co mam o tym myśleć... - wyszeptał na tyle głośno, żebym mogłam to usłyszeć.
-Czułeś kiedyś... coś takiego? - wyszeptałam cichutko patrząc w jego oczy.
Westchnął lekko i odwrócił się w stronę bagna.
-Szczerze mówiąc...

<Merlin?>

wtorek, 11 sierpnia 2015

Konkurs na Banner

Tak jak w tytule: konkurs na banner dobiegł końca. Gdyby jednak ktoś chciał stworzyć inny, to nadal może, lecz banner nie weźmie już udziału w konkursie. 
Prosiła bym też o reklamę Ostatniego Smoka, na prezentacjach i profilach. Na doggi, howrse i innych tego typu grach. 

Bannery biorące udział w konkursie:
Autorstwa MrJinx:
Banner nr 1
Banner nr 2

Autorstwa Sevellis:
Banner nr 3

Prosiła bym uczestników, żeby wstrzymali się od głosowania na siebie. Ok?
Za udział w konkursie, za samą inicjatywę otrzymują + 10 punktów.
Zwycięzca zgarnie całe 100 punktów c:
~ Merlin





Od Merlina CD Eterii

Nie rozumiałem o co chodzi smoczycy. W jednej chwili jest wesoła, a w drugiej ledwie powstrzymuje łzy. Na dodatek miałem niemiłe uczucie iż to wszystko to moja wina.
- Ja... może już pójdę. - wyjąkała i wybiegła z jaskini prosto w objęcia nocy. Zobaczyłem, że szykuje skrzydła do lotu.
- Eteria! - krzyknąłem, niepewny co mógł bym powiedzieć gdyby jednak się zatrzymała. Niestety smoczyca zignorowała moje słowa i wzbiła się w powietrze. Krzyknąłem za nią jeszcze raz, ale jej sylwetka powoli rozpłynęła się na tle nocnego nieba. Zakląłem pod nosem i wzbiłem się w powietrze, starając się wypatrzyć gdzieś sylwetkę smoczycy. Nie chciałem jej stracić. Nie przez jakieś nieporozumienie, czy cokolwiek to było. Zacząłem lecieć w stronę gdzie poleciała. Oczywiście mogła mnie zmylić, ale ... jakoś wydawało mi się że poleciała właśnie tam. Wiatr świszczał mi w uszach, kiedy powoli zacząłem osiągać pełną prędkość. Niebieskimi oczami przewiercałem ciemność nocy. Nagle dostrzegłem znajomą postać. Eteria siedziała na ziemi, tyłem do mnie. Zleciałem i wylądowałem koło niej.
- Eterio ...  - zacząłem. Chciałem ją przeprosić, mimo iż nie wiedziałem za co. Dlaczego czułem wyrzuty sumienia? Jakbym zrobił coś źle. Dlaczego wszystko musi być tak skomplikowane?

<Eteria?>

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Od Eterii CD Merlina

Byłam zszokowana tym, co wydarzyło się chwilę temu. Gdy Merlin objął mnie skrzydłem, czułam ciepło i dotyk, którego mi brakowało. Dawno nikt tak nie robił. W jednej chwili przed oczami przeleciało mi całe życie. Szczęśliwe dzieciństwo, porwanie, okrucieństwo, którego zasmakowałam z rąk ludzi, ucieczka, dalsze życie. Walka o przetrwanie, blizny, krew. Tyle się wydarzyło... Od czasu wstąpienia tutaj strasznie zmiękłam. Zamiast być niezależną samotniczką, staję się kimś, komu zależy. Dziwne uczucie. Czułam się naprawdę błogo. Tak naprawdę, to czułam, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Poczułam pod powiekami łzy.
-Co Ty wyprawiasz?! - zbeształam się w duchu - Ty nigdy nie płaczesz. NIGDY! Co się z Tobą dzieje?! To do Ciebie niepodobne, nie jesteś sobą!
Merlin zabrał skrzydło, zauważając, że coś jest nie tak.
-Wszystko w porządku...? - nie dokończył.
-Oczywiście. - przerwałam z załamującym się głosem.
Wstałam i udałam się w stronę wyjścia, tamując łzy.
-Ja... może już pójdę. - wyjąkałam.

<Merlin?>

niedziela, 9 sierpnia 2015

Od Merlina CD Valentine

Dzięki Valentine uwolniłem się ze sznurów, choć zachowanie tej dziewczyny lekko mnie zdziwiło (w końcu zabiła swojego), nie mogłem teraz poświęcać temu czasu. W moich żyłach zagotowała się krew i pierwotny zew wzywał do walki. Od dawna nie zatopiłem zębów w ludzkim mięsie, co było do mnie lekko niepodobne. Teraz trzeba było nadrobić straty. Ryknąłem i strzeliłem plazmą w pierwsze człowieka, którego zobaczyłem. Drugiego uderzyłem ogonem w twarz, łamiąc mu czaszkę.
 - To za celowanie z broni do Valentine! - warknąłem w smoczej mowie, żeby czasem dziewczyna mnie nie zrozumiała. Trzeciego powaliłem skrzydłem, w sumie nie było ich tu znowu jakoś dużo, ale starałem się by Valentine nie brała udziału w walce. Nie chciałem by miał na rękach krew swoich. Nawet jak na człowieka, wydawało mi się to trochę nie moralne. Po chwili było po wszystkim. Dookoła nas ziemia spływała krwią, ludzką krwią. Odetchnąłem by pozbyć się bitewnego szału, jaki czasem mnie ogarniał. Tego zatracenia się w walce. Rzuciłem pytające spojrzenie dziewczynie.

<Valentine?>

piątek, 24 lipca 2015

Od Valentine CD Merlina

- I jak było? - zadał pytanie. Na mojej mojej twarzy namalował się wielki uśmiech. Klatka piersiowa podniosła się i zarazem opadła i tak w kółko.
- I jak było? Jak było?! Było... było wspaniale. Dziękuję. - spojrzałam na niego, po czym na ziemię przypominając sobie swoje dzieciństwo, a raczej resztki. Po moim policzku spłynęła samotna łza, którą Merlin musiał zauważyć.
- Coś się stało? - spytał zatroskanym głosem. Koniuszkami palców wytarłam łzę i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie, nie. Nie się nie stało, spokojnie. - wstałam po pewnym czasie i się wyprostowałam. Spojrzałam w niebo, które zaczynało robić się coraz to bardziej ciemniejsze. Wzięłam głęboki wdech, bo nie chciałam, by ten dzień się skończył, a jeśli nie wrócę do miasta to ludzie będą się niepokoić. Zaczęłam kierować się powoli w stronę miasta. Ku mojemu zaskoczeniu, mój towarzysz ruszył tuż za mną. Czy on nie wie na co się naraża? Że jak zbliży się do miasta to ludzie go... zabiją? Jeśli nawet ktoś chciałby skrzywdzić to stworzenie to... bym stanęła w jego obronie. Ludzie więcej krzywdy mi zrobili niż smoki. Połowa drogi minęła nam dobrze. Śmialiśmy się, bądź dla zabawy popychaliśmy się w krzaki. Skubany parę razy mnie wrzucił, gdy się najmniej tego spodziewałam, lecz to w końcu się skończyło. Odepchnął mnie ogonem w krzaki. Grupka mężczyzn zeskoczyła z drzew z sznurami jak i łańcuchami na Merlina co skutkowało powaleniem go na ziemię. Miałam nadzieję, że wygramoli się z tej pułapki, lecz grubo się myliłam. Jeden z mężczyzn wymierzył w smoka broń, a moje źrenice się rozszerzyły. Oddech przyśpieszył, a adrenalina rosła. Miałam wybór. Zabić swoich, czy zabić swego towarzysza. Wyszłam z krzaków i podeszłam do nich, a wzrok wszystkich skierował się właśnie na mnie. Szatyn, który celował w mego podopiecznego zaśmiał się pod nosem, po czym zbliżył się do mnie. Nie czułam strachu, bądź czegoś innego. Gad zaczął się wiercić, co skutkowało mocniejszym szarpnięciem za liny i łańcuchy.
- Co taka urocza dziewczyna robi w lesie, gdy ta bestia tu się czai. - podszedł do mnie bliżej i dłonią przejechał po moim policzku. Kolejny lovelas się znalazł. Jedną dłonią przejechałam po jego włosach, w pewnym momencie chwyciłam mocniej, a w drugiej miałam zaciśnięty pistolet, który przylegał teraz do jego podbródka.
- Nie dotykaj mnie i nie nazywaj go bestią. - strzeliłam. Nie miałam wyboru, bo ludzie nie mają najmniejszej litości. Wzrok pozostałych mężczyzn był nasycony strachem, co tylko spowodowało większy jak i bardziej psychopatyczny uśmiech. Zamiast trzymać liny, wycelowali we mnie broń. Oblizałam z rąk krew, a Merlin się uwolnił.

< Merlin? >

Informacje

Tu Nightmare.
Podczas nieobecność właścicieli ja wstawiam opowiadania, więc wysyłajcie je na:
Doggi - pieseksuczka
Howrse - wiewcia667
Gmail - nanotech1232@gmail.com
:D

Od Merlina CD Valentine

Valentine się do mnie przytuliła. Powiem szczerze że zaskoczyła mnie tak iż nawet nie zdążyłem zaprotestować. Zerknąłem tylko na nią kątem oka, zastanawiając się co też chodzi jej po głowie. Widziałem na jej twarzy uśmiech i  nieobecny wzrok, jakby wspominała jakieś szczęśliwe chwile. Pewnie smoczycę która ją wychowała ... - pomyślałem, przypominając sobie jej słowa. Po chwili dziewczyna odkleiła się ode mnie. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, kiedy jakby nigdy nic pogładziła moje skrzydło. Wzdrygnąłem się, chcąc  zabrać skrzydło, ale dotarło do mnie że to uczucie jest nawet ... przyjemne. Nie zabrałem więc skrzydła, pozwalając by Valentine delikatnie je głodziła.
- To co teraz? - zapytałem po chwili ciszy. Dziewczyna spojrzała na nie pytająco.
- Co teraz? - powtórzyła.
- No ... co będziemy robić, w końcu  dzień jeszcze się nie skończył. - powiedziałem wesoło. Valentine zamyśliła się, albo przynajmniej udawała że się zastanawia. Dostrzegłem jej wzrok, kiedy rzuciła mi "ukradkowe" spojrzenie na moje skrzydła. Westchnąłem głośno.
- No skoro chcesz ... to wskakuj. - powiedziałem wstając i lekko rozkładając skrzydła, tak by odsłonić miejsce na grzbiecie. Dziewczyna nie zastanawiając się długo, wgramoliła się na mnie. Chwyciła rękami moje kolce, mocno, tak by nie spaść.
- Trzymaj się mocno! - powiedziałem i rozłożyłem skrzydła z cichym "ŁUP". Zaraz potem machnąłem nimi i wzbiłem się w powietrze, zostawiając za sobą chmurę suchej trawy i pyłu, które uniosły się z ziemi, pod naporem wiatru, który wytworzyłem wzbijając się w powietrze. Pod nami rozciągała się rzeka, która wypływała ze Smoczego Lasu na łąkę i podążała dalej do Dras - Leony, która dzieliła na dwie nierówne części. Wzniosłem się wyżej od najwyższego czubka drzewa i wyżej od najwyższego ludzkiego domu. Prawie czułem jak Valentine rozgląda się, spoglądając na łąkę, las i rzekę. Poleciałem dalej, choć pewnie było to ryzykowne w kierunku miasta. Nie przeleciałem bezpośrednio nad nim, ale i z tąd widać było jego domu i ludzi, który wielkością dorównywali mrówką. Machałem rytmicznie skrzydłami, nie rozwijając maksymalnej prędkości, by Valentine mogła sobie wszystko dokładnie obejrzeć. Później przyjdzie czas na podziwianie smoczej szybkości. Znaleźliśmy się nad morzem, pod nami stado delfinów wyskakiwało z wody, rozbryzgując ją na wszystkie strony. W końcu jednak zniknęło pod wodą i nie było czego oglądać. Wzbiłem się więc wyżej, zacząłem lecieć pionowo do góry (niewiele smoków to potrafi), napawając się świeżym morskim powietrzem. Stopniowo przyspieszałem, w końcu wlecieliśmy w chmury. Valentine wierciła się na moim grzbiecie patrząc dookoła.
- Pora na prawdziwy smoczy lot. - uśmiechnąłem się do niej i wystrzeliłem prosto przed siebie. Czułem jak dziewczyną szarpnęło, tak że ledwo się utrzymała. Rozwinąłem całkiem przyzwoitą prędkość, pędząc przed siebie, czasami robiłem nagłe zwroty albo pikowałem pionowo w dół, by nagle rozłożyć skrzydła tuż nad taflą wody. Pokazałem Valentine nawet całkiem niczego sobie slalom między skałami w wodzie. Wystarczyła jedna pomyłka by na nie wpaść i zamienić się w smoczo - ludzka miazgę, pod siłą uderzenia. Na szczęście jestem i zwinny i szybki. Raz zrobiłem nawet fikołka w powietrzu, ale Valentine zsunęła mi się w tedy z grzbietu i trzymała wyłącznie za kolce, więc nie spróbowałem tego znowu w obawie że spadnie. W końcu wylądowałem na klifie, by trochę odpocząć. Nie przywykłem do lotu z pasażerem.
- I jak było? - zapytałem dziewczynę, która zeszła z mojego grzbietu i usiadła obok, starając się nie zwracać uwagi na to że podczas lotu moje łuski i kolce wbijały jej się w tyłek i nogi, a dłonie rozbolały od trzymania kolca.

<Valentine?>

Od Valentine CD Merlina

Próbowałam wydostać się spod jego skrzydła, które mnie przykryło. Usłyszałam jego śmiech, co mnie bardzo zdziwiło, bo pierwszy raz słyszałam jak on się śmieje. Gdy udało mi się wychylić głowę, Merlin zaczął się śmiać głośniej. Uniósł do góry swe skrzydło, z czego ja skorzystałam i delikatnie go szturchnęłam i zaczęłam się razem z nim śmiać. Jak ludzie i smoki mogą walczyć między sobą? Przecież wszyscy jesteśmy równi, nie ważne w jakim ciele. Przecież da się z nimi normalnie żyć, spędzać czas.
- Po której stronie stoisz? - spojrzał na mnie, a ja patrzyłam cały czas przed siebie.
- Po której stronie? Po niczyjej. Trudno podjąć decyzję jeśli wychowywało cię jedno, a później drugie. Ty zapewne stoisz po stronie swoich, prawda?
- Mhm... - westchnął. W pewnej chwili nie wiedziałam co we mnie wstąpiło i jak gdyby nigdy nic, wtuliłam się w smoka. Dawno nie czułam takiej bliskości z tymi stworzeniami. Nagle przypomniało mi się to jak stara smoczyca mnie przygarnęła, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Po chwili odkleiłam się od niego i pogładziłam skrzydło. Ciekawa byłam jakie to uczucie musi towarzyszyć podczas lotu po niebie.

< Merlin? >

czwartek, 23 lipca 2015

Od Merlina CD Valentine

- Za to, że nie dałeś jakby to powiedzieć dojść do walki między mną, a tym drugim. Czemu to zrobiłeś? Czemu stanąłeś między mną, a nim? Dlaczego mnie uratowałeś? - zapytała Valentine opierając się o mnie. Zastanowiłem się jak ubrać w słowa to co chciałem powiedzieć.
- Bo to było by trochę dla mnie kłopotliwe, - zacząłem ostrożnie.
- Kłopotliwe? - zapytała dziewczyna, a ja westchnąłem.
- Wiesz .. jestem przywódcą stada smoków, więc raczej nie mogę pozwalać by człowiek zabijał naszych, nawet jeśli nie są z mojego stada. Gdybyś go zabiła musiał bym zabić ciebie, a jakoś nie chcę. - powiedziałem. Valentine pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Nie powiedziałeś że jesteś przywódcą. - oskarżyła mnie. Uśmiechnąłem się kwaśno.
- Nie było okazji. - powiedziałem. Rozłożyłem skrzydło i przykryłem nim Valentine, tak że nie było widać jej zupełnie, jakby została zamknięta w jakimś kokonie. Przez błonę mojego skrzydła nie przebijały się promienie słońca, więc było tam najpewniej zupełnie ciemno. Zacząłem się śmiać, gdy dziewczyna spróbowała się wydostać.

<Valentine?>

Dwie wiadomości

Mam dwie wiadomości: dobrą i złą.

Na początek dobra:

Osobą które były aktywne na blogu dodałam punkty, po 100 dla Valentine i Eterii, 75 dla Daphne i 50 dla Katniss. Mam nadzieję że się cieszycie :)

No to teraz pora na tą złą:

Wyjeżdżam nad morze (w sobotę, ale w piątek będę miała mało czasu na komputer) i nie będę miała dostępu do internetu. 
Jeśli nie znajdę kogoś chętnego do zastąpienia mnie przez około 15 dni, blog zostanie na ten czas zawieszony. Oczywiście jak wrócę z wakacji wszystko wróci do normy ;)

No więc mam pytanie, czy ktoś odpowiedzialny i uczciwy chce mnie zastąpić?
(odpowiedzi na poczcie lub w komentarzach)

~*~

Ach, i właścicielka Katniss jest moją siostrą więc też jej nie będzie xD


~ Merlin

Od Valentine CD Merlina

Przyglądałam się temu wszystkiemu z wielkim zdziwieniem. Zaskoczyło mnie zachowanie smoka. Przecież to był jeden z nich, mógł sobie to odpuścić. Sama dałabym sobie radę. Spojrzałam na mego towarzysza, który oblizywał sobie łapy. Przez chwilę musiałam sobie poukładać to wszystko, co przed chwilą miało miejsce. Uśmiechnęłam się w jego stronę. Gdy skończył rozciągnął skrzydła, po czym ryknął. Moją uwagę przykuło coś czerwonego pod skrzydłem. Zignorowałam to, lecz nie dawało mi spokoju. Może nie zauważył tego, może to jest krew tamtego? Zdjęłam bandaż z swojej dłoni, w końcu on tylko ukrywał lekko pozdzierane koniuszki palców i zamoczyłam w wodzie. Ścisnęłam go mocno tak, aby woda wyciekła, po czym zaczęłam zbliżać się do Merlina. Skierował swoje spojrzenie na mnie z... zdziwieniem?
- Rozłóż skrzydło. - powiedziałam ze stanowczością w głosie. Rozłożył je, a wtedy zobaczył nacięcie, z którego sączyła się szkarłatna substancja. Po chwili złożył skrzydło.
- Nie. - odpowiedział oschle. Przewróciłam oczami i złapałam za zranioną część zwierzęcia, na co on pokazał rząd swoich kłów i warknął. Spiorunowałam go wzrokiem. Gdy próbował wyrwać skrzydło z mego uścisku, ja szarpałam je mocniej. W pewnym momencie udało mi się zabandażować ranę, po "zabawie" z smokiem. Gad spojrzał na opatrunek z zaciekawieniem i próbował go zerwać. Spiorunowałam go ponownie wzrokiem na co zareagował. W końcu padłam na ziemię i oparłam się o Merlina.
- Dzięki. - powiedziałam można powiedzieć dysząc.
- Za co?
- Za to, że nie dałeś jakby to powiedzieć dojść do walki między mną, a tym drugim. Czemu to zrobiłeś? Czemu stanąłeś między mną, a nim? Dlaczego mnie uratowałeś?

< Merlin? >

Od Valentine CD Naomi

Promienie słońca muskały moje ciało, a trawa delikatnie zaczęła łaskotać skórę. Wiatr rozwiewał co jakiś czas moje włosy. Twarz miałam skierowaną w stronę błękitnego nieba, a dłonią przejechałam po wysokiej trawie. Wszędzie panowała muzyka grana przez naturę. A to ptaki śpiewały, a to wiatr szumił zapraszając korony drzew do tańca. Przeciągnęłam się i po jakimś czasie wstałam, gdy robiło mi się za ciepło. Rozejrzałam się wokół za poszukiwaniem jakiegoś chłodniejszego miejsca. Moją uwagę przykuło wielkie drzewo, które rzucało dużo cienia. Poczłapałam do upatrzonego przeze mnie miejsca u rozsiadłam się, opierając głowę o pień. Wzięłam głęboki wdech, po czym zamknęłam oczy. Cień dawał mi przyjemne uczucie chłodu jakiego tylko potrzebowałam do szczęścia. Przestałam czuwać po jakimś czasie, co bardziej narażało mnie na atak jakiegoś stworzenia. Przysnęłam. Nagle poczułam jakieś... ciepło? Najpierw otworzyłam jedno oko, a później drugie i spojrzałam w bok. Moim oczom ukazał się uroczy widok. Otóż przy moim boku spał niewielki smok. Jego głowa leżała wraz z łapą na moim brzuchu, przez co było mi w miarę ciepło. Gad ciężko dyszał, w końcu nie dziwię mu się jak jest taki upał. Jedną ręką niepewnie pogładziłam stworzenie. Na moje szczęście gad spał dalej, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

< Naomi? >

Od Nightmare

Latałam wysoko, prawie pod chmurami. W dole kłębiło się od pochodni i wściekłych okrzyków. Znów mnie szukali, znów muszę się zwijać. Wzleciałam nad chmury i gnałam przed siebie. Zatrzymałam się dobre 30 kilometrów dalej. Zleciałam na ziemię. Nic tu nie poznawałam - i dobrze. Nie znajdą mnie. Ludzie szukają mnie bo często kradłam im owce i ryby. Czasem zabijałam . Więc jestem spalona w kilku miejscach. Wtem usłyszałam szelest. Zaczęłam warczeć. Z krzaków wyskoczyła czarna furia. Właściwie czarno-niebieska. Poderwałam się do lotu. Gnałam przed siebie. Nieznajomy był tuż za mną. Nie miał dość, a ja nie miałam zamiaru się zatrzymać. Nagle poczułam ugryzienie w ogon. Zachwiało mną i zaczęłam spadać. Nie mogłam opanować lotu. Tuż przy ziemi się udało. Omijałam zwinnie drzewa, z czym mój prześladowca miał trochę problemu, ale niezmordowanie leciał za mną. Wzbiłam się wysoko w powietrze. Druga furia opadła na ziemię. Podleciałam do niej.
- Czy ty nigdy nie masz dość? - zapytał napastnik
- Nie - mruknełam
- Nie należysz do Ostatniego Smoka... - wyczuł
- Mhm - przytaknęłam
- Merlin, przywódca stada OS
- Nightmare
- Może zechciałabyś dołączyć? - zaproponował Merlin
Ta jego uprzejmość mnie dobijała. Co mnie obchodzi jakieś stado? W sumie... Pewnie mają żarcie, i łatwiej tam o Team jak cie atakują. Eee zawsze mogę odejść.
- Dobra - powiedziałam już pewniej.
- Chodź
Ruszyliśmy w stronę rzekomego stada. Rozjaśniało się już na niebie. Czułam coraz mocniej smoki. Weszliśmy na jakąś polanę. Wszyscy się mi przyglądali, a ja odpowiadałam im tylko groźnym wzrokiem. Usiadłam samotnie w cieniu drzewa. Cała polana tętniła życiem. Po chwili podszedł Merlin.
- Chodź
Wstałam i poszłam za nim. Doprowadził mnie do jaskini.
- To twoja jaskinia - powiedział i odszedł.
Weszłam do środka. Było tam pusto. Wokoło panował mrok. Trzeba trochę urządzić. Najpierw przyniosłam płaski kamień i ułożyłam na nim posłanie. Znalazłam jakiś świecący kryształ i wbiłam go w sufit. Było już jasno. Zrobiłam też "klosz" którym mogłam zamknąć kryształ żeby nie świecił. Chyba tyle... Położyłam się spać, bo już zdążyło się ściemnić.

*** 

Obudziłam się około 5 nad ranem. Wszyscy spali. Ja wyszłam bo byłam głodna. Zaczęłam węszyć. Zobaczyłam potok, w którym płynęła ryba. Złapałam ją. Ale jedna ryba nie wystarczy. Dalej rzeka była pusta. Zwęszyłam jakiś zapach. Leciałam za nim. Moim oczom ukazało się stado owiec. Oblizałam się. No nie jadłam od trzech dni... Podkradłam się. Nikogo nie było. Złapałam owcę i ją zabiłam. Zjadłam ją szybko. Potem jeszcze zabiłam dwie. Byłam najedzona. Poleciałam nad rzekę. Powoli robiło się upalnie. Weszłam do wody. Była chłodna i przyjemna. Napiłam się i położyłam na płyciźnie. Potem zanurkowałam w nieco głębszej wodzie. Dno było zacne. Zobaczyłam węgorza. Złapałam go na zapas. Wróciłam do smoków z węgorzem w pysku. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na wariata gdy go zjadałam.
- Ty to jesz??? - zapytał Merlin
- Mhm - przytaknęłam.
Potem zdziwiony odszedł. Ja poszłam do swojej jaskini. Usłyszałam jak ktoś wchodzi.

<Ktosiu?>

środa, 22 lipca 2015

Nowa Smoczyca!

Powitamy Nightmare!


Mam nadzieje że miło spędzisz z nami czas :3

Od Merlina CD Valentine

Ze snu wyrwało mnie warczenie ... smocze warczenie. W pierwszej chwili chciałem z powrotem zasnąć, bo co mnie obchodzi jakiś smok? Jednak po chwili przypomniałem sobie że nie jestem sam - jest ze mną (czy raczej powinna być) Valentine, która jest człowiekiem. W moim umyśle zapaliła się czerwona lampka. Natychmiast otworzyłem oczy i podniosłem głowę z wysokiej trawy. Valentine celowała w zielonego smoka z broni. Nie strzelała jednak, ale gadowi wydawało się to obojętne. Czułem bijącą od niego wściekłość i chęć mordu. Szkarłatne oczy wbił w Valentine, która trzymała palec owinięty wokół spustu pistoletu, gotowa w każdej chwili wystrzelić. Smok nie należał do Ostatniego Smoka, był obcy a więc nie mogłem wystąpić z autorytetu przywódcy. Nie mogłem jednak dopuścić by coś się stało dziewczynie - mojej "zabawce", choć przestałem ją już tak nazywać. Nie mogłem też pozwolić by to ona zabiła smoka ... bądź co bądź jestem przywódcą i mam jakieś obowiązki wobec mojego stada, którego celem jest walka z ludźmi. I o ile mogę darować dziewczynie, która nie boi się smoków, to nie mogę przymknąć oka na zabicie jednego z nas. Momentalnie podjąłem decyzję. Wyskoczyłem z trawy, jeżąc łuski na ciele. Powoli podszedłem do tego zielonego gada z obnażonymi zębami i lekko rozłożonymi skrzydłami. Stanąłem pomiędzy Valentine i smokiem. Zielony spojrzał na mnie zdziwiony, ale zaraz doszedł do siebie. Ryknął w moja stronę, a z jego pyska zaczęła wyciekać zielonkawa substancja, którą natychmiast rozpoznałem - żrący kwas, zdolny przepalić metal, a co dopiero ciało. Nie zamierzałem dać za wygraną z samego strachu przed spaleniem kwasem. Ryknąłem na niego, prezentując w pełni moje ostre kły. Gad skoczył na mnie próbując mnie przewrócić i ugryźć, zwinnie uskoczyłem i sam odbiłem się od ziemi. Wylądowałem na karku smoka i zatopiłem zęby w jego ciele. Gad ryknął z bólu.
- Zostaw ją w spokoju! To moja Zabawka! - warknąłem do niego i szarpnąłem za kark. Smok mruknął coś niezrozumiałego. Puściłem go, a on oddalił się i wzbił w powietrze. Na trawie lśniły po nim ślady krwi. Oblizałem się po pysku, szczęśliwy że nie musiałem wybierać między jego życiem a życiem Valentine.
<Valentine?>

wtorek, 21 lipca 2015

Od Merlina CD Eterii

- A potem Ty się pojawiłeś. - patrzyła na mnie z wdzięcznością. - Nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdybyś się nie obudził. - powiedziała. Ugryzłem się w język żeby nie powiedzieć czegoś nieprzemyślanego. A po głowie chodziła mi masa odpowiedzi z których żadna nie była trafna w tej sytuacji. Smoczyca podeszła do mnie i polizała mnie w policzek. Zaraz potem dotarło do niej (i mnie) co zrobiła.
- Wybacz. - wybełkotała. - Poniosło mnie... - spuściła lekko wzrok.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziałem szybko, żeby nie pomyślała sobie że mnie jakoś uraziła czy bóg wie co innego. Choć ... co ja powinienem o tym myśleć? Machnąłem lekko ogonem, przesuwając kamyczki leżące na dnie jaskini. Eteria spojrzała mi w oczy.
- Czyli ten ... nie gniewasz się? - zapytała.
- Oczywiście że nie. - odpowiedziałem i objąłem ją skrzydłem żeby poczuła się lepiej. Po chwili zabrałem skrzydło.

<Eteria? Trochu nie wiem co napisać xD>

Od Valentine CD Merlina

- Ups. - mruknął, a ja buchnęłam śmiechem. Odczepiłam zerwaną strunę, a na jej miejsce doczepiłam nową.
- Może dzisiaj sobie odpuścimy naukę gry na gitarze. Na razie to się przyglądaj i słuchaj. - mówiłam dalej się śmiejąc. Wystarczyło dosłownie parę chwil bym się uspokoiła po tym... wszystkim.
- No dobra. - warknął trochę zniesmaczony.
- Ej, mi też za pierwszym razem tak łatwo nie szło. Lata to znaczy ja nawet łatwo to pojęłam. Zobaczysz, nauczysz się. - kontynuowałam grę. Westchnęłam głośno, co smok musiał usłyszeć. Zignorowałam to, a gad ułożył się w trawie. Wyglądało to uroczo moim zdaniem. Po paru minutach, a szczególnie godzinach wstałam, by wyprostować wszystkie kości. Merlin najwyraźniej zasnął, z czego mogłam wywnioskować, iż nie podniósł łba znad wysokiej trawy. Cicho odłożyłam instrument na bok i podeszłam do rzeki. Kucnęłam przy samym brzegu, zamoczyłam dłonie w wodzie, co skutkowało zamoczeniem bandaży, po czym przemyłam twarz, by się ochłodzić. Nie zwracałam uwagi na wszystko wokół. Byłam jak to się mówi... w innym świecie, lecz nie na długo. Nagle wyrwało mnie z tego czyjeś warknięcie. Warknięcie, którego jeszcze nie znałam. Które było przepełnione nienawiścią jak i zemstą. Wstałam i powoli się odwróciłam. Parę metrów przede mną stał zielony smok. Był inny niż Merlin. Przednie kończyny miał połączone błoną ze skrzydłami. Z paszczy wystawały ostre kły. Zbliżał się bardziej, na co ja czekałam na dalszy ciąg wydarzeń. Byłam w każdej chwili gotowa, by wyciągnąć broń i strzelić jeśli to, by było potrzebne.

< Merlin? >

Od Eterii CD Merlina

Westchnęłam. Merlinowi należały się wyjaśnienia, nawet, jeśli nikomu jeszcze tego nie opowiadałam w pełni i nie lubiłam tego mówić. Merlin patrzył na mnie oczekująco. Usiadłam na kamieniu na przeciwko.
-A więc muszę zacząć od początku... - ponownie westchnęłam, po czym ziewnęłam. Była jeszcze noc, więc to normalne, że po tym dniu chce mi się spać. Zerknęłam na Merlina pytająco.
-Na pewno chcesz, żebym teraz to opowiadała? Należą Ci się wyjaśnienia, ale teraz, w nocy? Nie chcę ryzykować, że pojawią się tu posiłki. - odwróciłam głowę w stronę miasta.
-Jeśli chcesz, możemy pójść gdzie indziej. Na przykład do jakichś opuszczonych jaskiń. - uśmiechnął się pod nosem.
-Co masz na myśli? - zmarszczyłam nos.
Odwrócił łeb w moją stronę, nadal z tajemniczym uśmiechem.
-Słyszałaś o tych w Lesie Szeptów?
Próbowałam sobie coś przypomnieć. Niestety, na nic.
-Chyba nie...
Merlin odbił się od ziemi i był w powietrzu. Poszłam jego śladem. Gdy lecieliśmy nad Lasem Szeptów, który nie był daleko, ujrzałam kilka jaskiń. A może nawet kilkanaście. Merlin wleciał do największej, a po nim ja. Usiadł na kamieniu i znów patrzył na mnie oczekujących. Klapnęłam parę kroków dalej.
-A więc... ? - zapytał.
-No dobra. Przez pierwsze kilka miesięcy mojego życia byłam żywiołowym smoczątkiem, które cieszy się wszystkim. Ale pewnego dnia wszystko się zmieniło. - westchnęłam. - Porwali mnie ludzie. Z resztą nie tylko mnie, ale i moją rodzinę. Torturowano nas dla własnej uciechy. A mi nawet wypalili te znaki. - spojrzałam na moje łuski pokryte czerwonymi znaczeniami.
-Ale pewnego razu nadarzyła się okazja do ucieczki. - kontynuowałam. - Ale tylko ja z niej skorzystałam. A przynajmniej tylko mi się udało.
-I co to ma do rzeczy...? - zapytał.
-A to, że rozpoznali mnie. To prawdopodobnie byli ci sami ludzie, albo ich potomkowie.
Spojrzał na mnie wyczekująco.
-I tak normalnie dałaś się złapać? - podniósł brwi do góry, jakby wątpiąc.
Zaśmiałam się lekko.
-Oczywiście, że nie. Jakimś cudem dotarli mojej jaskini. I związali mnie tak cicho, że nic nie usłyszałam. Obudziłam się jeszcze przed skończeniem wiązania, ale było za późno. Ich było za dużo. A szczególnie za dużo broni palnej. Gdybym wykonała jakiś gwałtowny ruch, byłabym trupem. Było ich tam około dwudziestu, więc dali radę mnie przenieść, a właściwie to przepchać.
Merlin słuchał uważnie, analizując każde słowo.
-A potem Ty się pojawiłeś. - patrzyłam na niego z wdzięcznością. - Nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdybyś się nie obudził.
Miałam wrażenie, że chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie tego nie zrobił. Podeszłam do niego i przyjacielsko polizałam go w policzek. (jeśli smoki je mają)
Ale dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam.
-Wybacz. - wybełkotałam. - Poniosło mnie...

<Merlin?>

Od Merlina CD Valentine

Valentine skierowała w moją stronę gitarę. Jak ona sobie wyobraża moją grę? Niby wydawało się to proste, ale miałem przeczucie że wcale takie nie było ... Czułem jednak wielką ochotę by spróbować, co pewnie było dość dziwne, ale z natury lubiłem poznawać nowe rzeczy. Zbliżyłem się do gitary i podniosłem prawą łapę. Na pierwszy rzut oka było widać, że moje wielkie pazur prędzej zniszczą niż zagrają. Starałem się więc jak najdelikatniej szarpnąć za struny. Z gitary wydobył się dźwięk, który w niczym nie przypominał muzyki dziewczyny. Mruknąłem niezadowolony, na co Valentine zaśmiała się. Jeszcze raz spróbowałem zagrać z równie marnym skutkiem, który najwyraźniej bardzo bawił Valentine.
- To wcale nie jest śmieszne! - fuknąłem w jej stronę, co wcale nie powstrzymało śmiechu dziewczyny. Skierowałem wzrok na gitarę i jeszcze raz spróbowałem zagrać. Tym razem jednak szarpnąłem za mocno i jedna ze strun pękła na pół. Cofnąłem łapę, niepewny co zrobić.
- Ups. - mruknąłem.

<Valentine?>

Od Merlina CD Eterii

- Nieźle - powiedzieliśmy w tym samym czasie. Siedziałem na łące skąpanej w promieniach słońca. Dookoła latały owady i słychać było śpiew ptaków. Wesoła i beztroska atmosfera wydała mi się dziwna w porównaniu z bagnem. Zacząłem się śmiać jak szaleniec. Smoczyca spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a ja nie potrafiłem powstrzymać śmiechu. Może to przez zastrzyk adrenaliny? Może to radość z tego że przeżyłem? Nie byłem pewien.
- Co cię tak śmieszy? - fuknęła Eteria i uderzyła ogonem w ziemię.
- Nie mam pojęcia! - wykrztusiłem pomiędzy salwami śmiechu. Eteria uśmiechnęła się, a później też zaczęła się śmiać. Widać moja dawna znajoma miała rację - śmiech jest zaraźliwy. Kiedy w końcu przestaliśmy się śmiać (a było to dużo później) wstaliśmy z trawy.
- Co teraz? - zapytała smoczyca. - Na mojej liście zwiedzania odchaczyłam już pogrzebanie w tunelu, jedzenie ryb i ucieczka przed potworem z bagna. Jeszcze jakieś niespodzianki? - zapytała. Udałem że się zastanawiam.
- Nieee ... to chyba na tyle. - odpowiedziałem w końcu. Eteria udała że wzdycha z ulgą.
- Zostało mi jeszcze pokazanie jaskini w której zamieszkasz. - odezwałem się.
- To prowadź. - odpowiedziała. Wzbiliśmy się w powietrze. Eteria leciała za mną, słyszałem uderzenia jej skrzydeł. Moje skrzydła prawie nie wydawały dźwięku w czasie lotu. Nigdy nie byłem pewien dlaczego ... Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Zachęciłem smoczycę by weszła do środka. Eteria zaczęła rozglądać się.
- I jak? - zapytałem. Smoczyca położyła się w koncie.
- Całkiem tu ładnie. - powiedziała. Dopiero teraz zobaczyłem że wygląda na zmęczoną. W końcu co się dziwić? Cały dzień latamy z miejsca na miejsce, a jeszcze ta walka z potworem z bagna.
- W razie czego znajdziesz mnie gdzieś w lesie, albo nad morzem, albo na klifach albo ... - powiedziałem wychodząc.
- Albo jakoś sobie poradzę, a teraz już idź! - zaśmiała się. Wyszłem z jej jaskini i poleciałem do siebie. Zapadał już zmierzch. Dopiero teraz poczułem że padam z nóg. Morska bryza miło obmyła moje ciało kiedy zapikowałem do mojej jaskini. Położyłem się spać bez kolacji. Byłem zbyt zmęczony by polować na cokolwiek, a zwłaszcza na zwinne ryby. Plazmą ogrzałem legowisko, zdeptałem ogień i ułożyłem się na gorącej skale. Zamknąłem powieki i odpłynąłem do krainy snów.

~*~

Obudziłem się i przeciągnąłem. Do mojej jaskini nie wpadał najmniejszy promień słońca, ale to nic nie znaczyło. Tutaj nawet w południe panowały nieprzeniknione ciemności. Powlokłem się do wyjścia niepewny co mnie obudziło. A byłem pewien że nie wstałem sam z siebie - wciąż byłem zmęczony, a może to sen jeszcze nie całkiem mnie opuścił? Jednak kiedy wyjrzałem z jaskini zobaczyłem że na niebie świeci księżyc - piękny srebrny rogalik przebijał się przez ciemne chmury, które zasłaniały większość gwiazd. Poczułem niepokój - cokolwiek mnie obudziło nie mogło mieć dobrych zamiarów. Sen całkowicie mnie rozbudził. Wzbiłem się w powietrze by zbadać okolicę z wysokości. Moim oczom ukazał  się obraz którego się nie spodziewałem. Eterię oplatały grube sznury, które trzymali ludzie. Widziałem wymierzone w smoczycę pistolety i noże. Poczułem że od środka zalewa mnie furia. Warknąłem i zaatakowałem. Strzeliłem plazmą w dwóch trzymających liny, a kolejnego złapałem łapami i zrzuciłem do morza. Eteria wyswobodziła się z lin i przyłączyła do walki. Ludzie zaczęli panikować i uciekać. Rzuciłem się w pogoń za niedobitkami, rycząc i strzelając plazmą. Do miasta dotarł tylko jeden człowiek, mocno okaleczony. Uśmiechnąłem się z satysfakcją i wróciłem do smoczycy,
- Nic ci nie jest? - zapytałem.
- Chyba nie ... - odpowiedziała, sprawdzając czy wszystkie części ciała ma na miejscu.
- No dobra, jak do tego doszło? - zapytałem siadając na kamieniu.

<Eteria?>

poniedziałek, 20 lipca 2015

Od Valentine CD Merlina

- No to na czym grasz. Jak wydobywasz dźwięk? - dopełnił zdanie. To pytanie mnie osłupiło, bo nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Merlin najwyraźniej był ciekawy tego, więc czemu, by mu nie odpowiedzieć na to pytanie. Przestałam grać, by objaśnić wszystko po kolei.
- Jak wydobywam dźwięk z niej? Proste i logiczne. Na samym początku to na czym gram, nosi nazwę "Gitara". Otóż pudło rezonansowe, czyli to z tą dziurą ma znaczny wpływ na brzmienie instrumentu. Żeby instrument wydobywał z siebie dźwięk, struny, czyli te sznureczki trza wprawić w ruch, by drgały. Same struny gitary oddają ciche dźwięki. By dźwięki były głośne wibracje są wzmacniane mechanicznie pudłem rezonansowym. I cała w tym jak ja to mówię, magia. - odpowiedziałam, po czym wzięłam głęboki wdech. Nie lubiłam tłumaczyć czegokolwiek. Zaczęłam ponownie kostką szarpać struny, powodując ich wibracje. - Jeśli chcesz to możesz podejść bliżej i zobaczyć jak to działa, jak nie zrozumiałeś zbytnio. - uśmiechnęłam się pod nosem, czekając na jego reakcję. Trochę czasu minęło zanim stworzenie niepewnie podeszło do mnie bliżej i siodło tuż przede mną. Patrzył na ruch mej dłoni. W pewnej chwili przyszła mi do głowy myśl. Przerwałam grę, a instrument skierowałam lekko w stronę smoka. Był zakłopotany tym, lecz czemu, by nie? Wskazałam na niego, a potem na gitarę dając tym samym znać, by spróbował. Zawsze chciałam zobaczyć jak smoki uczą się np. gry na instrumentach. Byłam ciekawa widoku, jak i rezultatu.

< Merlin? >

Od Eterii CD Merlina

Widząc, że Merlin się cofa, poszłam jego śladem. Uważałam, żeby na coś nie nadepnąć, aby nie zwrócić uwagi zwierzęcia. Byłam coraz bardziej zaniepokojona. Nie miałam ochoty zostać pożarta przez to coś, cokolwiek to było. Miałam ochotę wzbić się w powietrze i odlecieć, ale wiedziałam, że nie ma tak łatwo - zapewne to zwierzę już wyczuło nasz niepokój. Gdybym wykonała jakikolwiek gwałtowny ruch, tylko pogorszyłabym sprawę. Niestety, nie zauważyłam kruchej gałęzi, która pękła pod moim ciężarem. I wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Merlin spojrzał na mnie coraz bardziej zaniepokojony. I wtedy się zaczęło. Jakimś cudem zwierzę (a może to nie było zwierzę?) podstawiło ogon pod moje łapy. Ledwo zachowałam równowagę - siła, z którą ogon uderzył była naprawdę przytłaczająca. No i nie da się ominąć faktu, że ogon był co najmniej dwa razy grubszy i dłuższy od ogona przeciętnego smoka. Zaklęłam w duchu. Jak ja mogłam być taka głupia!, pomyślałam. Ale nie było czasu na myślenie. Stwór wyskoczył na ląd, patrząc jednym okiem na mnie, drugim na Merlina. Zdziwiło mnie to, że jego oko było bardzo małe w porównaniu do reszty ciała. Wyglądał jak krokodyl, tyle, że wielkości słonia, a może nawet większej. I zaatakowało. Najpierw zbliżył się do mnie, ale to były tylko pozory. Jak na swój ciężar był wyjątkowo zwinny. W jednej sekundzie wykonał skok na ponad pięć metrów, lądując za mną. Zaczęłam się cofać. Stwór musiał być inteligentny, bo miał doskonały plan. Byłam zamknięta pomiędzy taflą błota i gęstej wody, a przerośniętym krokodylem. Przypomniałam sobie o skrzydłach, ale było już za późno. Merlin krzyknął coś w stylu "Uważaj!", lecz coś złapało mnie za kostki i w jednej chwili wciągnęło pod wodę. Wiedziałam, że muszę się wydostać i pomóc Merlinowi - może był Przywódcą, był szybki i tak dalej, ale nie miał szans z pięciotonowym stworem. A przynajmniej miał nikłe szanse. Nie miałam pojęcia, co mnie wciągnęło pod wodę, ale nie poluźniło uścisku ani na chwilę. Ostre i długie pazury stworzenia wbijały mi się w łuski. Próbowałam poluźnić uścisk, na marne. Zaczynało brakować mi powietrza. I wpadłam na pomysł. Przypomniało mi się jezioro, gdy Merlin złapał mnie za ogon i wystrzelił w górę. Postanowiłam zrobić podobnie. Złapałam zębami łapę zwierzęcia i wystrzeliłam w górę. Po krótkiej chwili byłam już w górze. Zerknęłam na Merlina, który chwilowo dawał sobie radę ze stworem, ale wiedziałam, że to nie potrwa długo. Gdy wzleciałam na odpowiednią wysokość, puściłam stworzenie. Jak się okazało, był to pewnie ten sam gatunek, który w tej samej chwili "rozmawiał" sobie z Merlinem, tyle, że ileś tam razy mniejszy. Niewiele przerastał zwykłego krokodyla. Zanurkowałam w dół i wylądowałam po drugiej stronie gada starając się być jak najciszej. I się udało, stwór nie zwrócił na mnie uwagi. Skinęłam głową na Merlina, pokazałam łapą na mnie i na krokodyla. Zaczęłam odliczać po cichu, tak, żeby Merlin dał radę rozpoznać słowa.
-Jeden... - Merlin zrozumiał przekaz...
- Dwa... - nadal mówiłam po cichu
-Trzy! - krzyknęłam.
W tym samym momencie rzuciliśmy się na gada i próbowaliśmy go rozszarpać czym się dało. Pazurami, kłami, czymkolwiek. Na szczęście miał miększą skórę niż smok, ale nadal twardą.
-Postaraj się wznieść go w powietrze! - krzyknął Merlin.
Złapałam stwora kłami i pazurami. Merlin również. I staraliśmy przetransportować go do bagna. Leciał niemal trzy centymetry nad ziemią, ale zawsze coś. Jakimś cudem udało się przeżyć i wrzucić go do bagna. Mimo, że byłam strasznie zmęczona, wzbiłam się w powietrze, aby uciec jak najdalej od tego miejsca. Merlin zrobił to samo, a nawet kilka sekund wcześniej. Wylądowaliśmy dopiero na łące.
-Nieźle. - powiedzieliśmy w tym samym czasie.

<Merlin?>

Od Merlina CD Eterii

Mroczne Bagno wyglądało dziś mroczniej niż zwykle. Raczej nie było to dobre miejsce do zabawy ... Sarny omijały je szerokim łukiem, w wodzie można było znaleźć zwierzęce szkielety i dziwne stworzenia. Mało który smok zapuszczał się tu sam. Moją uwagę przykuł kształt poruszający się pod warstwą błota. Był on większy niż ja czy Eteria, a to było już mocno niepokojące.
- Wiesz ... nie chcę niż mówić, ale to bagno zasłużyło na swoją nazwę nie tylko wyglądem. - powiedziałem do smoczycy.
- Co masz na myśli? - zapytała zerkając z lekkim niepokojem na błoto.
- No ... kilka smoków straciło tu życie, a kilka innych zaginęło i nie znaleziono ich szczątków. Nie zapuszczają się tu żadne zwierzęta z lasu, a wręcz omijają to miejsce szerokim łukiem. Jak widzisz nie ma tu też żadnych ptaków. - powiedziałem. Nad bagnem rozciągała się mroczna aura. - No i te martwe drzewa ... - dokończyłem wypowiedź. Rośliny też nie przepadały za tym miejscem. A przecież one nie myślą! Nerwowo poruszyłem skrzydłami.
- Myślisz że te smoki ... coś zjadło? - zapytała. W błocie znów przemknęło zwierzę, ale tym razem bliżej nas. Cofnąłem się ostrożnie. Jakoś nie miałem ochoty tego sprawdzać na własnej skórze.

<Eteria?>

Od Merlina CD Valentine

- Czemu mnie nie zabiłeś, kiedy miałeś dobrą okazję? Mam rozumieć, że jeśli nie znudzi ci się muzyka to będę żyć, że jestem twą jakby to ładnie powiedzieć... Zabawką? - dziewczyna jakby czytała mi w myślach. Choć może łatwo było wydedukować to z mojego zachowania.
- Tak, można tak to ująć. - odpowiedziałem nadal leżąc w trawie. - A teraz powiesz mi dlaczego się śmiałaś? - zapytałem.
- Nie. - odpowiedziała dziewczyna, a mnie nie chciało się drążyć tematu. Valentina dalej grała na gitarze, a mi do głowy przyszło kolejne pytanie.
- Jak to działa? - zapytałem.
- Ale co? - odpowiedziała dziewczyna. Moje pytanie było dość wyrwane z kontekstu.
- No to na czym grasz. Jak wydobywasz dźwięk? - uzupełniłem.

<Valentine?>

Od Valentine do Aarona

Zaczął się czas na polowanie. Jak każdy w tym mieście ludzi ma swój zawód. A to strażnicy miasta, myśliwi, opiekunowie zwierząt, rolnicy, bądź zbieracze. Zaczerpnęłam powietrza i ruszyłam na łowy. Jedzenie jednak samo nie przybędzie do miasta, trza mu jakoś to ułatwić. Broń palną miałam już w dłoni, ruszyłam w głąb lasu, by znaleźć jakiś trop zwierzyny. Przez dłuższy okres czasu nic nie mogłam znaleźć. Do czasu, gdy rozchyliłam gałęzie krzaków, a moim oczom ukazało się całkiem wielkie stado jeleni pomieszane z małą gromadką dzików. Łanie karmiły młode mlekiem, a samce pilnowały stada. Wzrokiem błądziłam między zwierzętami, by upatrzeć jakieś i no... zabić. Moją uwagę przykuł wielki, masywny jeleń, który był na uboczu. Miał białe futro co go wyróżniało z grona swoich krewnych. Odczekałam na dobrą chwilę i wtedy strzeliłam w przednią kończynę ssaka. Zwierzęta rzuciły się do ucieczki, a wraz z nimi moja ofiara. Nigdy od razu nie zabijałam zdobyczy tylko raniłam i dawałam uciec. Czemu? Może dlatego, że lubiłam czasem patrzeć na cierpienie, ból i uchodzące życie z kogoś. Gdy stworzenia się oddaliły, ja wyszłam z swej kryjówki i zaczęłam iść po świeżych śladach szkarłatnej cieczy. Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl. A może, by tak odwiedzić zbieraczy jeśli gdzieś są w pobliżu? Przyśpieszyłam kroku. Po paru metrach jak o minutach mój cel nie miał siły już uciekać. Stał i patrzył na mnie z smutkiem w oczach. Nie uciekał. Wymierzyłam w niego broń i oddałam strzał. Ciało padło, a kałuża krwi stawała się coraz większa. Kątem oka spojrzałam za siebie. W oddali zauważyłam szczupłą sylwetkę o białych włosach, lecz nie mogłam rozpoznać, czy to był mężczyzna czy kobieta. Wzruszyłam ramionami i zabrałam się za martwe zwierzę. Gdy z lekkim trudem zaniosłam zdobycz do miasta, wróciłam do lasu, po czym skierowałam się do sadu. W sadzie praktycznie nikogo nie było, a na drzewach było wiele owoców. Podeszłam do jednego z drzew i zerwałam owoc jabłoni, który był zielony w połowie. Wzięłam kęs, usiadłam przy pniu w cieniu czekając na jakąś żywą duszyczkę.

< Aaron? >

Od Eterii CD Merlina

Było coś, co bardzo mnie zdziwiło.
A mianowicie jego postawa. Na pierwszy rzut oka wydaje się raczej typowym samotnikiem, dla którego krótka rozmowa to udręka. A tu co? Z resztą, ja zachowywałam się podobnie, więc nie ma co się dziwić. Ale mimo wszystko...
Gdy tylko wpadliśmy do wody, skierowałam się w dół, żeby wystrzelić w górę. Jednak coś mnie zatrzymało. Spojrzałam w tył i ujrzałam sylwetkę Merlina. Zaśmiałam się pod nosem i próbowałam go strącić, lecz był za ciężki. Usiadłam na dnie i czekałam, aż zejdzie z mojego ogona. Ale najwyraźniej nie zamierzał. Moja mina pokazywała: "Chcesz mnie utopić?!". On jedynie zdobył się na lekki uśmiech, złapał zębami mój ogon i wystrzelił w powietrze razem ze mną. Leciał wyjątkowo szybko, nawet z dodatkowym balastem. Moja głowa skierowana była w dół, więc omiatałam wszystko wzrokiem gotowa na rozłożenie skrzydeł, kiedy Merlin mnie puści. I znowu się zawiodłam - nie miał takiego zamiaru. Byłam zdziwiona też tym, jak długo mnie utrzymał. W końcu nie byłam lekka. Lecieliśmy nad polami, łąką, rzeką, Smoczym Lasem. W końcu mnie puścił, tuż nad Mrocznym Bagnem. Jako, że się zamyśliłam i zapomniałam o zaistniałej sytuacji, nie rozłożyłam skrzydeł od razu, ale po paru sekundach. Wpatrywałam się w Merlina morderczym wzrokiem, ale on nic sobie z tego nie robił, tylko wylądował. Ale wiedziałam, że w głębi duszy zapewne śmieje się do rozpuku, pewnie tak, jak ja. Wylądowałam kilka metrów dalej i przystanęłam. Przede mną rozciągało się Mroczne Bagno. Wcześniej myślałam, że przesadzają, gdy mówią o nim "Mroczne", ale jak zobaczy się coś wielkiego, może nawet większego od smoka ruszające się pod warstwą błota, to prędko zmieni się zdanie.
-Nigdy tu nie byłam. - powiedziałam.
Merlin nie odpowiedział, wpatrując się w kształt, który zniknął przed chwilą.

<Merlin?>

niedziela, 19 lipca 2015

Od Valentine CD Merlina

- Możesz przestać grać kiedy jesz. - gad powiedział tak jakby "wielkodusznie". Miło było przebywać w jego towarzystwie, nie czułam przy nim niebezpieczeństwa. Instrument odłożyłam na bok i zabrałam się za pałaszowanie ryby. - Czemu się mnie nie boisz?
- A czemu miałabym się ciebie bać? Od najmłodszych lat wychowywała mnie stara smoczyca, zastąpiła mi rodzinę, której mi brakowało. Nikomu o tym zbytnio nie mówię, lecz tobie raczej mogę zaufać. - Merlin wyglądał na trochę zdezorientowanego słysząc moją odpowiedź. Spojrzał na mnie, a ja na niego oblizując palce, po czym zabrałam się do gry na gitarze. Stworzenie położyło się w trawie dalej trzymając określoną odległość. Uśmiechnęłam się pod nosem, nie przerywając gry i zerkając od czasu do czasu na Merlina. Ciekawiła mnie jego historia, lecz ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie chciałam być zbyt nachalna, kto wie może kiedyś opowie mi o sobie więcej? O ile mnie wcześniej nie zabiję. Od czasu do czasu smok wyciągał łeb spod trawy. Z jednej strony wyglądało to dość komiczne, a z drugiej... nieważne. Zaczęłam się śmiać.
- Z czego się śmiejesz?
- N... nieważne. - mówiłam przez śmiech, lecz po chwili się uspokoiłam. Przeciągnęłam się i zaczęłam dokończać swą wypowiedź. - Czemu mnie nie zabiłeś, kiedy miałeś dobrą okazję? Mam rozumieć, że jeśli nie znudzi ci się muzyka to będę żyć, że jestem twą jakby to ładnie powiedzieć... Zabawką?

< Merlin? >

Od Merlina CD Eterii

Zanim zdążyłem się odegrać Eteria wyfrunęła z tunelu. Skrzywiłem się ruszając za nią. Jeszcze by tego brakowało by smoczyca zakopała mnie we własnym tunelu! Kiedy byłem już u wylotu tunelu, poczułem jak na moją głowę spada piasek. A niech to! Jednak chce mnie zakopać! Potrząsnąłem głową i wystrzeliłem z tunelu, wzbijając się w powietrze.
- Niech no cię tylko złapię! - syknąłem w kierunku śmiejącej się smoczycy. Machnąłem skrzydłami i zacząłem ją gonić. Eteria była bardzo szybka, ale nie tak jak ja. Szczególnie kiedy używałem Super Szybkości. Smoczycę dogoniłem nad Lasem Szeptów. Eteria jednak zapikowała w dół, ratując się prze de mną. Złożyłem skrzydła i poszłem w jej ślady. Lot slalomem w gąszczu drzew i krzewów, nie należy do łatwych. Na szczęście działało to w obie strony. W końcu udało mi się ją dogonić. Uderzyłem z pełną prędkością w smoczycę, razem upadliśmy na ziemie. A dokładniej do wody.
- Złapałem. - zaśmiałem się.

<Eteria?>

Od Katniss CD Naomi

Po pracy przechadzałam się lasem wypatrując smoków. Nagle usłyszałam szelest w liściach. To mógł być ten przerośnięty gad! Wyjęłam nóż i powoli skradałam się w stronę drzewa. Nie widziałam nic rzez liście, ale wiedziałam, że gdzieś czai się smok. Obróciłam się powoli, gdy z drzewa zbiegł szybko zielony gad. Pobiegłam szybko i rzuciłam nożem w jego kierunku. Niestety nie trafiłam w smoka tylko w pobliski dąb. Nagle zauważyłam, że smok wcale nie ucieka tylko powoli idzie tyłem jakby myślał, że mu nic nie zrobię. Powoli wzięłam do ręki drugi nóż.

<<Naomi?>>

Od Merlina CD Valentine

- Zacznę grać dalej pod warunkiem, że opowiesz mi o sporze między ludźmi, a smokami i jak do tego doszło. Więc jak? Ja słowa dotrzymuje. - powiedziała stanowczo dziewczyna. Popatrzyłem jej w oczy i przestałem szczerzyć zęby.
- No dobra. - odpowiedziałem. Valentine usiadła i zaczęła wpatrywać się we mnie z wyczekiwaniem. - To było tak ... Smoki mieszkały w lesie odkąd najstarszy z nas sięga pamięcią, żyliśmy tu spokojnie, nie opuszczając naszych granic. Aż pewnego dnia przybyli tutaj dwunodzy. Rozłożyli się ze swoimi maszynami i zaczęli budować. Powstało Ludzkie Mrowisko, wtedy nie było jeszcze otoczone murami. Kiedy ludzie rozsiedli się tam na dobre, zaczęli wchodzić do naszego lasu. Zabijali naszą zdobycz i zabierali nam nasze tereny. Pojęliśmy że musimy coś zrobić, jeśli chcemy odzyskać nasze tereny. Kilkoro z nas chciało ich wystraszyć i prawie się to udało. Ale ludzie wrócili z sojusznikami (innymi ludźmi) i rozpoczęła się wojna. Na początku tylko ich straszyliśmy i paliliśmy ich domy, by odeszli, ale kiedy zaczęli nas zabijać i nazywać "bestiami z piekła rodem" postanowiliśmy że nie będziemy mieli dla nich litości. Ludzie wybudowali w tedy mur i stali się bardziej zorganizowani. Wybili prawie wszystkie smoki i zostało nas niewiele. Teraz zgromadziliśmy się tu by obrócić Dras - Leonę w proch i pył, by smoki znów mogły tu mieszkać. - dokończyłem i uderzyłem ogonem o ziemię.
- Widziałeś to wszystko? - zapytała Valentine.
- Nie jestem aż taki stary! - udałem oburzenie. - Większość tego jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. - dodałem. Dziewczyna w zamyśleniu pokiwała głową. Po chwili wróciła do gry, choć widziałem że po głowie kłębią jej się różne myśli. Wstałem i podeszłem do rzeki. Chwilę stałem nieruchomo aż nagle włożyłem do wody głowę i kłapnąłem szczękami. Kiedy wyjąłem mokry łeb, widać w nim było trzy wijące się jeszcze ryby, które po chwili przestały się ruszać. Zjadłem wszystkie ze smakiem. Poczułem na sobie wzrok dziewczyny. Przekrzywiłem głowę.
- Jesteś głodna? - zapytałem. Valentine nieśmiało pokiwała głową, niepewna co zrobię. Skoro była głodna to nie mogłem zrobić nic innego. - pomyślałem kiedy moja głowa znowu znalazła się w wodzie. Dopadła mnie ironia tej sytuacji, kiedy moje szczęki zacisnęły się na rybie. Wyciągnąłem zdobycz na powierzchnię.
- Uhm ... ale ja nie jem surowego mięsa ... - powiedziała dziewczyna. Przewróciłem oczami upuszczając rybę na ziemię. Zebrałem w pysku plazmę i wystrzeliłem ją w trawę. Zdeptałem ogień i położyłem na gorącej ziemi rybę. Dookoła rozszedł się całkiem miły zapach ... Valentine spojrzała na mnie niepewnie.
- Możesz przestać grać kiedy jesz. - powiedziałem "wielkodusznie" i prawie się zaśmiałem.


<Valentine?>

Od Naomi

Była cudna gwieździsta noc. Tak jak zwykle błąkałam się po świecie, chcąc znaleźć miejsce dla siebie. Znalazłam się w całkiem obcym mi miejscu. Szłam wzdłuż rzeki, jednak po chwili wdrapałam się na drzewo i z korony obserwowałam widoki. Wokół mnie rozpościerał się przeogromnych rozmiarów las. Moją uwagę przykuła łąka oraz pola uprawne. Oznaczało to, że mieszkali tutaj ludzie. Ujrzałam miasto ogrodzone murem. Kusiło mnie by tam pójść, jednak miałam pewne obawy. Nie wiele wiedziałam o tych dwunożnych istotach, więc wolałam wcześniej ich poobserwować zanim udam się w tamtym kierunku. Niestety jednak byłam w zbyt dużej odległości od miasta, by mój wzrok mógł dopatrzyć choć jedną sylwetkę. Zeskoczyłam z drzewa i postanowiłam udać się w tamtą stronę. Po pewnym czasie spotkałam sarnę. Byłam ciekawa czemu jest sama. Przecież powinna być w stadzie. Podeszłam do niej i usiadłam przed nią. Nie bała się mnie i podeszła. Jednak po chwili uciekła spłoszona hałasem łamanych gałęzi. Nie byłam pewna co to było więc weszłam na drzewo. Czekałam ukryta na w koronie, aż sprawca hałasu przyjdzie.

<Ktoś?>

Od Valentine CD Merlina

Jak masz na imię? - usłyszałam pytanie. Zdziwiło mnie, bo pierwszy to znaczy dawno temu słyszałam, że smok mówił ludzkim głosem. I tu kłaniały się maniery.
- Valentine. - odpowiedziałam pewnie mając na twarzy coraz to większy uśmiech. Zaczęłam grać coraz to głośniej jak i szybciej od czasu do czasu śpiewając słowa piosenki. Po czym dodałam. - A mogę poznać twe imię? Wiesz, dobrze, by było jakbym poznała jak cię zwą.
- Merlin. - gad odpowiedział trochę zdenerwowany. Cóż się dziwić jak prawdopodobnie, gdy mu się znudzi muzyka to mnie z łatwością zabiję. Zapadła cisza, a w tle było słychać melodie, śpiew ptaków i słowa piosenki. Czasami wydawałoby mi się, iż ta istota nie jest... aż tak rządna krwi. Po paru minutach gry, muzyka ucichła, a gad podniósł łeb i spojrzał na mnie, warcząc. Wyprostowałam się, mając swój "psychiczny" uśmiech jak i błysk w oczach. Narażałam się pewnie na jakieś niebezpieczeństwo, lecz co mnie to obchodzi? Ja chcę dowiedzieć się czegoś więcej o tym sporze między smokami, a rasą ludzką. Bestia wstała, powoli się zbliżała do mnie ukazując rząd ostrych, białych kłów. Pomachałam rękę, by nawet nie próbował.
- Zacznę grać dalej pod warunkiem, że opowiesz mi o sporze między ludźmi, a smokami i jak do tego doszło. Więc jak? Ja słowa dotrzymuje. - mój ton był stanowczy. Czekałam na jego odpowiedź jak i reakcje.

< Merlin? >

Od Eterii CD Merlina

Zdziwiłam się jeszcze bardziej, niż gdy łowił ryby.
Okej, łowienie ryb jest w miarę normalne, ale... kopanie tuneli? No nie wiem, może to normalne, ale ja nigdy o tym nie słyszałam. Chociaż wątpię.
-Po co go kopiesz? - zapytałam z zainteresowaniem.
Smok nie odpowiedział, nie przerywając czynności, która widocznie go pochłonęła. Nie przeszkadzałam mu, tylko stałam niedaleko. I wpadłam na pomysł... A gdyby tak schować się w krzakach? Kto wie, może uda mi się go zaskoczyć. Siedziałam tak blisko godziny. Ciekawe, jak głęboki jest tunel - pomyślałam. Po piętnastu minutach zobaczyłam, jak wychodzi z tunelu, najwyraźniej zadowolony. Nie dostrzegł mnie, więc zaczął się rozglądać. Zmarszczył nos i wykonał podobny gest do potrząsania ramionami. Czekałam, na moment, gdy będzie bliżej... Najwyraźniej miał w planach odpoczynek po kopaniu. Na moje nieszczęście, klapnął za daleko, żebym miała przeskoczyć taką odległość. Ale zaryzykowałam, wspomagając się skrzydłami. Wylądowałam prosto przed nim. Widziałam, jak próbował ukryć zdziwienie i przybrać obojętną minę. Mimowolnie, delikatnie się zaśmiałam, odeszłam parę kroków i również klapnęłam. Spojrzałam na tunel. Zapomniałam o nim! W jednej chwili się podniosłam i weszłam w tunel. Gdy się zagłębiałam, poczułam wilgoć za plecami. Ale tunelu za mną już nie było, tylko ściana. Merlin mnie zakopał! - pomyślałam. - a to drań...
Zaczęłam się odkopywać, nie sprawdzając, co jest dalej, w czym był mój błąd. Merlin dokończył tunel od drugiej strony tak, że mógł do niego wejść innym wejściem. Nie przerywałam kopania, mimo, że czułam, że ktoś się do mnie zbliża. Zanim Merlin zdążył skoczyć, żeby się odegrać, w końcu odkopałam tunel i wystrzeliłam w powietrze jak petarda.

<Merlin?>

sobota, 18 lipca 2015

Od Merlina CD Valentine

Kiedy zostawiłem dziewczynę pod miastem, poleciałem do lasu na małe polowanko. Z wysokości z łatwością wytropiłem całkiem porządne stadko łań i jeleni. Upatrzyłem sobie ofiarę. Był nią młody jeleń, który biegł nieco z boku. Miękko złożyłem skrzydła i ostro zapikowałem w dół, prosto na grzbiet roślinożercy. Mknąć z prędkością błyskawicy,  moje ciało przedzierające się przez powietrze, wytwarzało charakterystyczny dźwięk. Stado podniosło łby i zastrzygło uszami, szukając zagrożenia na ziemi. Jakie śmieszne z nich istotki ... - pomyślałem i uderzyłem prosto w moją ofiarę. Siła uderzenia była tak wielka, że od razu złamałem kręgosłup jeleniowi i z pewnością kilka żeber. Świadczył o tym donośny trzask, pękających kości. Zwierzę nie zdołało wydać nawet dźwięku agonii. Reszta stada rozbiegła się. Trudno. Zacząłem ze smakiem jeść jelenie mięso. Wolałem ryby, ale dzisiaj jakoś nie chciało mi się lecieć nad morze. A ryby były o wiele trudniejszym łupem niż jeleń. Kiedy skończyłem jeść położyłem się spać. Gdzieś w trawie niedaleko rzeki. Roślinność zasłaniała mnie całego, co bardzo mi odpowiadało. Obudziła mnie muzyka. Wszędzie rozpoznał bym ten dźwięk. Moja zabawka wróciła! - ucieszyłem się, podnosząc głowę z ziemi. Zobaczyłem ją siedzącą po turecku kilka metrów dalej. Rozłożyłem skrzydła i podfrunąłem by być bliżej. Dziewczyna podniosła głowę z nad gitary i uśmiechnęła się. Stanąłem osłupiały, wpatrując się w ten uśmiech. Uśmiechnęła się? Do mnie? Do smoka? Nie mogłem tego pojąć. Przecież z łatwością mógł bym ją zabić ... dlaczego więc się nie boi? Nie walczy? Nie ucieka? Czy myśli że instrument ją uratuje? Z gorzkim posmakiem w pysku, uświadomiłem sobie że to prawda. Nie skrzywdzę jej, chyba że będę musiał, a nie musiałem. Była więc bezpieczna. Po za tym - dodałem w myślach - przybiegłem do niej jak tresowany piesek. Nie zamierzałem jednak odejść, jak postąpił by każdy (no prawie każdy) inny smok na moim miejscu. Położyłem się w trawie niedaleko niej by słuchać muzyki. Moim oczom nie umknęło, że zamiast palcami jak wcześniej, teraz strunami porusza kawałkiem plastiku. Cha! Czyli będzie mogła dużej grać! Zaśmiałem się w duchu. Po kilku minutach gry uderzyła mnie pewna myśl. A jak by tak spytać ją o imię? Bo chyba nie będą jej wiecznie nazywał Zabawką? Właściwie czemu nie? Podniosłem głowę z łap i spojrzałem na nią. Warknąłem, a dziewczyna przerwała grę, zaskoczona.
- Jak masz na imię? - zapytałem po ludzku. Spodziewałem się każdej możliwej reakcji.

<Valentine?>

Od Merlina CD Eterii

Eteria wzbiła się  w powietrze, myślałem że znowu chce upolować ryby, ale zamiast zanurkować, zawisła w powietrzu. Wyglądała jakby czegoś słuchała. Rzuciłem jej zaciekawione spojrzenie.
- Coś się stało? - zapytałem ni to z grzeczności ni to z ciekawości. Smoczyca przeniosła wzrok na mnie.
- Nie, po prostu słucham morza. - odpowiedziała. Miałem wrażenie że nie powiedziała mi wszystkiego, ale nie chciałem naciskać. Odwróciłem się od wody i zacząłem kopać. Pewnie wyglądało to dziwnie, ale na plaży nie było nikogo oprócz mnie i Eterii, która była zwrócona ku morzu. Nie kopałem w piasku bez sensu, robiąc zwykły dół. Już po chwili wykopałem całkiem porządny tunel w którym z łatwością się zmieściłem. Jedyna wada to brak możliwości rozłożenia skrzydeł, ale i tak byłem dumny ze swojego "dzieła".
- Merlin?Gdzie jesteś? - usłyszałem Eterię i łopot jej skrzydeł.
- Tutaj! - odkrzyknąłem z tunelu. Bardziej wyczułem niż widziałem, ze smoczyca próbuje za mną wejść.
- Co to jest? - zapytała idąc za mną.
- Tunel. - odpowiedziałem krótko. Miałem wrażenie że spiorunowała wzrokiem moje plecy.
- A dokąd prowadzi? - drążyła temat.
- Dokąd go wykopię. - odpowiedziałem, uśmiechając się do siebie.

<Eteria?>

Nowy Smok!

Powitajmy Jot'a!



Mam nadzieję że miło spędzisz z nami czas :3

Od Valentine CD Merlina

Spojrzałam jeszcze raz na smoka, po czym zarzuciłam instrument na plecy. Ciekawe czemu mnie nie dobił? Czy aż tak spodobała mu się moja muzyka? Jeśli tak to zapewne będzie chciał jej usłyszeć parę razy. Smok był piękny, dawno aż tak blisko tych stworzeń nie byłam. Uśmiechnęłam się i wbiegłam do miasta. Był ranek, a ulice były pełne ludzi jak i straży. Ręce schowałam do kieszeni, by nie wzbudzać złudnych podejrzeń u straży, bądź innych mieszkańców. Kiedyś większość miasta omijała mnie szerokim łukiem, a teraz? Wszyscy podchodzą i się witają ze mną, jednym słowem byli do mnie nastawieni przyjaźnie. Westchnęłam i weszłam do apteki kupić bandaż, a raczej bandaże jak mam grać częściej.
- Och Valentine, witaj skarbie! Czego potrzebujesz? - usłyszałam głos pulchnej kobiety o zielonych oczach i siwych loczkach.
- Dzień dobry. Bandaż, a raczej cały zestaw. Wiesz... daj lepiej całe pudło bandaży i jedną tubę maści.
- Aż tak poważnie? Czy inny przypadek? - posłała mi uśmiech, a ja odwzajemniłam gest. Wręczyła mi całe pudło bandaży. Pieniądze położyłam na blacie.
- Na zapas, lepiej być już ubezpieczonym, niż później bić się o to. - wyszłam z budynku i jak najszybciej poszłam do siebie. Przez parę dni mam wolne, więc więcej czasu będzie dla mnie. Idąc ulicą cały czas czułam spojrzenia ludzi na mnie. Miałam już coś powiedzieć, lecz się powstrzymałam. Czemu? Wolałam nie mieć znów kłopotów z prawem. Po paru metrach doszłam do domu. Weszłam do środka, wszystko położyłam na ziemi. Z pudła wyjęłam bandaż i zaczęłam wiązać go wokół swych dłoni. Z ulgą odetchnęłam. Po skończonej robocie podeszłam do lodówki i wyjęłam jakiś serek. Otworzyłam go, a łyżkę zamoczyłam w zawartości i co jakiś czas brałam do ust rozkoszując się jego smakiem. Gdy tak się delektowałam, do głowy wpadła mi pewna myśl. Na mojej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Pozostałości po jedzeniu odstawiłam na blat. Później się sprzątanie. Wbiegłam do pokoju niczym poparzona. Rozejrzałam się wokół. Otworzyłam szufladę, z której wyjęłam kostkę, a raczej kostki do gitary oraz parę zapasowych strun. Zacisnęłam je w dłoni. Czemu, by jeszcze dziś się z nim nie spotkać? Wzięłam jeszcze gitarę i wyszłam z budynku, a po chwili z miasta. Znów poza murami. Swoje kroki skierowałam nad rzekę. Będąc już na miejscu, a trochę to zajęło, siadłam po turecku i wyjęłam instrument jak i kostkę do gry, którą wprawiłam w ruch struny.

< Merlin? >

piątek, 17 lipca 2015

Od Katniss CD Daphne

Gdy kupiłyśmy lody szłyśmy parkiem nie wiadomo gdzie. Nagle z krzaków wyskoczył mały smok. Nie zastanawiając się dłużej wyjęłam z torebki nóż i zamierzyłam się na smoka. Wycelowałam ostrze prosto w kark z którego polała się krew. Daphne wyjęła swoją broń i raniła gada w głowę. Krew tryskała na wszystkie strony, ale na szczęście smok leżał martwy.
-Nie źle go załatwiłyśmy-powiedziałam wyjmując zakrwawiony nuż z ofiary.
-No a jak inaczej. Przecież zabijanie smoków to moje hobby-zaśmiała się.

<<Daphne?>>

Od Merlina CD Valentine

Dziewczyna wymierzyła w mój pysk pistolet. Zamknąłem więc paszczę, przełykając opary, które tworzyły się zawsze zaraz przed strzałem plazmą. Nie zamierzałem jednak narażać się na ryzyko strzału. Chwyciłem zębami broń i wyrwałem ją z ręki dziewczyny, rzucając go w zarośla. Zeskoczyłem z rozciągniętej na ziemi dziewczyny i uderzyłem ogonem w gitarę. Instrument zatrzymał się na mojej "zabawce", w dość oczywistym celu. Dziewczyna wstała i zaczęła grać. Chyba domyśliła się że nie stanie jej się krzywda puki nadal będzie wydobywać dźwięk z gitary. Położyłem się na ziemi słuchając. Podobała mi się ta muzyka, szczególnie jak dziewczyna grała szybko. Przestała po półtorej godziny. Miała otarte palce i chyba była zmęczona. Warknąłem, choć widziałem że jeśli chcę usłyszeć jeszcze kiedyś muzykę to nie mogę jej poważnie skrzywdzić. Rozłożyłem skrzydła z zamiarem odlotu. Usłyszałem ciche westchnienie dziewczyny i lekko zmodyfikowałem plan. Wzbiłem się w powietrze i chwyciłem dziewczynę łapami. Moja "zabawka" jak ją zacząłem nazywać, krzyknęła, ale nie okazywała poza tym jakiejś niewyobrażalnej paniki. Upuściłem ją i gitarę tuż przed wyjściem do tego ich śmiesznego miasta. Dziewczyna uderzyła o ziemię z małej wysokości, wiec byłem pewien że nic jej się nie stało. Zawisłem w powietrzu na chwilę i ryknąłem w jej stronę, po czym odleciałem, by uniknąć pocisków z muru.

<Valentine?>